sobota, 13 października 2012

Elf 5

   Skamieniałem. Zrobiło mi się słabo. Pobladłem. Zamgliło mi się przed oczami. Nogi zaczęły się pode mną uginać. Ogólnie zasłabłem.


   - E-E-Elf? - powtórzyłem słabym głosem.

   Ozzy wyglądał na zmieszanego, reszta też zmyła już uśmiechy z twarzy.

   - Noo... A nie? - zapytał blondyn.

   Pokręciłem wolno głową.

   - Nic mi o tym nie wiadomo - powiedziałem równie wolno.

   Nogi się pode mną już ugięły całkowicie. Ozzy pomógł mi usiąść na ziemi.

   - Posłuchaj, moim zdaniem jesteś elfem - zaczął ostrożnie dobierając słowa. - Wyglądasz jak normalny elf. Spójrz na Rossa. On też jest elfem. Rose zresztą też. Cała ich rodzina to elfy. Noo, prawie. Ale nieważne - urwał, a po chwili dokończył. - Zresztą jesteś bardzo podobny do Ligolisa i Haldira, którzy również są elfami, tylko, że już dorosłymi.

   Drgnąłem.

   - Ligolisa i Haldira! - krzyknąłem zrywając się na równe nogi. Teraz reszta drgnęła.

   Już wcześniej, przy naszym pierwszym spotkaniu, rzuciło mi się w oczy nasze podobieństwo. Ale później już o tym zapomniałem.

   - Hej, coś ty taki nerwowy? - zapytał mnie Ozzy.

   Pokręciłem głową, nadal zszokowany.

   - Znam Ligolisa i Haldira. To z nimi tu przyjechałem - wyjaśniłem.

   - Seriooo? Ach, no tak można było się domyślić - Ozzy uśmiechnął się krzywo.

   - I raczej wiesz, że wielu z nas tutaj, nie jest ludźmi? - wtrącił Ross.

   Spojrzałem na niego. Skinąłem głową.

   - Tak, wiem - i po chwili zastanowienia dodałem. - Wy też?

   Chłopacy pokiwali głowami.

   - Oliver jest wampirem - wiem, dziwne, po tym świecie można było się ich nie spodziewać - Allan jest krasnoludem, a bliźniacy są gnomami - wyjaśnił Ozzy.

   - Gnomami?

   - Tak, gnomami. Ale dobrymi. Bo są też złe. Jak dorosną bardziej będą je przypominać.

   Bliźniacy mieli nieco wydęte brzuchy, brązowe włosy i piwne oczy.

   - A ty? - spojrzałem Ozzy'emu prosto w oczy.

   - Ja jestem pół-człowiekiem, pół-elfem.

   - Aha. Czyli, że mam całego kolegę i połowicznego, jeśli chodzi o elfy - wyszczerzyłem się.

   Brat Brandona zaśmiał się.

   - Tak.

   - Jak coś, to nas jest więcej, jeśli chodzi o paczkę - wtrącił Oliver. - Są jeszcze trzy dziewczyny.

   Odwróciłem się do niego.

   - Jakie?

   - Wkrótce je poznasz.

   - Jedną z nich jest moja siostra - wtrącił tym razem Ross i się uśmiechnął.

   Pokiwałem głową i również się uśmiechnąłem.

   Gadaliśmy tak jeszcze, o różnych sprawach (na przykład o tym, że do paczki należy jeszcze Brandon), z godzinę, tak naprawdę mniej, bo Ozzy wciąż pilnował czasu. Więc jak już zostało mu z pięć minut to obaj się pożegnaliśmy i wyszliśmy. Zresztą stwierdziłem, że ja też powinienem już wracać. Bo coś długo mnie nie było.

   Kiedy wyszliśmy skierowaliśmy się w stronę dziedzińca. Gdzieś tak w jego połowie odezwał się Ozzy.

   - A może chciałbyś do mnie wpaść? Rodzice na pewno się zgodzą - zaproponował z uśmiechem.

   - Jasne - odpowiedziałem, a na mojej twarzy, również pojawił się uśmiech.

   - Nie, dzięki Ozzy, ale może innym razem. On teraz musi iść z nami - rozległ się, trochę rozdrażniony głos, za naszymi plecami. A najgorsze było to, że ja znałem ten głos.

   Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy Ligolisa i Haldira. Ten pierwszy miał nieco wkurzoną minę, a ten drugi miał obojętny wyraz twarzy, więc nie potrafiłem nic z niego odczytać.

   - Eee, jasne - powiedział nieco speszony Ozzy i szybko się oddalił. "Zdrajca - pomyślałem. - Dzięki za wsparcie."

   Ligolis patrzył za nim jeszcze trochę (tak samo jak ja), a później zwrócił się do mnie:

   - Gdzieś ty był? Szukaliśmy cię.

   W duchu się ucieszyłem, bo jak wiecie, to miała być ich kara za to, że coś przede mną ukrywają.

   - A nigdzie.

   Ligolis cofnął się o krok. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, na Haldira zresztą też. Od razu wyczuli upartość w moim głosie i już wiedzieli, że coś jest nie tak. "I dobrze im tak - pomyślałem. - Mają za swoje."

   - Co jest? - zapytał młodszy z braci, ostrożnym tonem.

   - Nic.

   - A tak naprawdę?

   - Nie musicie wiedzieć.
   - Powiedz - to było powiedziane tak ostrym tonem, że aż mnie ciarki przeszły. Ale postanowiłem "grać" tak samo.

   Popatrzyłem ostro na mojego rozmówcę i zmrużyłem powieki.

   - Coś przede mną ukrywacie.

   To również zabrzmiało strasznie ostro. Jak wbicie szpilki. "I dobrze - pomyślałem."

   Ligolis znów się cofnął i znów zrobił zdziwioną minę. Później jakby coś sobie przypomniał i zrozumiał. Zaraz po tym zaklął pod nosem.

   - Mogłem się domyślić - powiedział cicho. - Nic przed tobą nie ukrywamy - oznajmił już głośniej.

   - Kłamiesz - ciągle mówiłem ostro. - Dobrze to wiem. Słyszałem. I się domyśliłem.

   - Nic przed tobą nie ukrywamy. A przynajmniej nic o czym musisz wiedzieć.

   - Aha, czyli, że jednak coś ukrywacie, tak? I uważacie, że nie muszę o tym wiedzieć? Dzięki wielkie. I wiecie co? Powiem wam jedno. Nienawidzę was.

   Ostatnie zdanie zabrzmiało jeszcze ostrzej niż cała reszta. Nie widziałem ich reakcji, bo od razu się odwróciłem i pobiegłem do zamku. Wbiegłem po kręconych schodach i z impetem wpadłem do mojej komnaty. Zatrzasnąłem drzwi i przebiegłem do sypialni, która była na lewo od wejścia. Od razu rzuciłem się na wielkie łóżko z baldachimem, głowę ukryłem w poduszce. Po policzkach poleciały mi niechciane łzy.

   Myślałem, że są moimi przyjaciółmi. Ale przed przyjaciółmi niczego się nie ukrywa. Nawet Haldira polubiłem mimo, że on mnie nie. Byłem załamany. Nigdy nie miałem przyjaciół. Myślałem, że to są moi pierwsi. Ale jednak nie. Na szczęście mam jeszcze paczkę Ozzy'ego. Mam nadzieję, że chociaż oni okażą się prawdziwymi przyjaciółmi. Bo nadzieja to chyba jedyne co mi pozostało.

   Po jakichś 10 minutach przyszedł Ligolis. Usiadł na łóżku i położył mi rękę na ramieniu.

   - Leo, to nie tak. Nie możemy ci tego powiedzieć. Po prostu nie możemy. Proszę cię, zrozum to. Wkrótce ci wszystko wyjaśnimy, obiecuję. Tylko daj nam czas...

   - Czyli, że co, wszystkim mam dawać czas?! A jak ja go nie mam?! To co wtedy?! Też go potrzebuję - powiedziałem słabym głosem.

   - Proszę cię. Zrozum. Powiemy ci wszystko. Ale w swoim czasie.

   - Jeśli masz zamiar tak ciągle gadać to lepiej stąd idź! Nie chcę cię tu! - krzyknąłem, ale mój był zduszony przez poduszkę.

   Ligolis drgnął. Cofnął rękę. Moje ostatnie słowa zabrzmiały jak trzaśnięcie biczem. Wstał.

   - Porozmawiamy jak się uspokoisz - powiedział cicho. Po jego głosie poznałem, że jest  bliski płaczu.

   Po czym wyszedł.

3 komentarze:

  1. CUDOWNE! Wzruszające i ujmujące. Kocham. ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Przecież wiesz Jess, że jest wspaniałe! ;** (Natal2000)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z pięciu części, które do tej pory przeczytałam, ta jest najlepsza. Podziwiam Cię za pomysłowość. Wydaje mi się, że masz po prostu dar do pisania. Wykorzystuj go. ;)

    OdpowiedzUsuń