środa, 31 grudnia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku!

Witam!

(nie, nikt się nie spodziewał posta o takiej tematyce, skąd)

Wzięłam się za czytanie w końcu oraz napisałam opowiadanie na konkurs (i wysłałam) (do vg).
Przedwczoraj prawie cały dzień oglądałam dodatki do "Hobbita" pierwszej części. xD
A własnie, jak tam święta? :D
Ten post tak na szybko. ;)

A więc tak:

Kochani! Szczęśliwego Nowego Roku, wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń, wszystkiego, wszystkiego co najlepsze, dużo książek, czasu, miłości, przyjaźni, zdrowia, pomyślności, szczęścia, dobrych ocen i tak dalej, i tak dalej. Naprawdę z całego serca życzę Wam jak najlepiej w nadchodzących 2015 roku. :D I błogosławieństwa bożego na każdy dzień. <3



Nie chcę się roztkliwiać, bo jeszcze znowu wpadnę w melancholię. Jeju, rok się kończy i co? Będzie następny. I jeszcze następny. I jeszcze, jeszcze, jeszcze i tak cały czas. Nie ma co smutać. :)
Wybaczcie, to tak, żeby było mi łatwiej. ;)

Jakie plany na Sylwestra? ;D Ja z rodzinką i przyjaciółmi w domu. ^^ Ale będzie fajnie. :D ;D


Pytanko.... oglądał ktoś już? Oglądał?
JA TAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! (heh, a jakże by inaczej)
Nawet dwa razy. :P Byłam 25 na przedpremierze z rodziną, a potem 26 na premierze z koleżanką. ;) xD
KOCHAM TO!!!!!!!!!!!!!!! LEGOLAS!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! TAURIEL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! THRANDUIL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BILBO!!!!!!!!!!!!!!!!!!! KILI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! FILI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!THORIN!!!!!!!!!!!!!!!!! BARD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! GANDALF!!!!!!!!!!!!!!! WSZYSCY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Uffffffff. Trochę mi lepiej. :D
axdcgbncyuewgkasnsdcuivgjyshbcjksdbvyueaabasvbhnvhx!!!!!!!!!!!!!!
Albo i jednak nie. :D
Haha, mniejsza. ^^


"If more people valued home above gold this world would be a merrier place."






Do napisania w przyszłym roku kochani! ;********    <3333333333

sobota, 27 grudnia 2014

Elf 16

Hejka hej!
Pewnie większość z Was dostawała prezenty 24, 25, niektórzy może jeszcze wczoraj, bo widzieli się z rodziną, a dzisiaj... macie prezencik ode mnie. ^^ Zwyczajowo. ;* Kocham Was moi drodzy! <3




Robiłem właśnie chyba trzydzieste kółko, gdy Ligolis kazał mi się zatrzymać. Ściągnąłem wodze i spojrzałem na niego.
- Dziś krótko. Tylko tak dorywczo, ale zawsze to dodatkowy trening.
Kiwnąłem głową.
- Chociaż wiesz… - Ligolis uśmiechnął się chytrze. – Za dobrą jazdę masz bonus – to mówiąc, klepnął z całej siły w zad konia.
Laudil przestraszony ruszył przed siebie galopem. Kurczowo złapałem za wodze, jednak czułem, że spadam. W pewnym momencie przechyliłem się mocno na lewą stronę i w następnej chwili zaliczyłem porządne spotkanie z gruntem. Słyszałem oddalającego się Laudila, ale także inny dźwięk… Podniosłem się powoli na łokciu i zamglonym z lekka wzrokiem spojrzałem w stronę źródła odgłosu… I ujrzałem Ligolisa zalewającego się ze śmiechu. Spiorunowałem go spojrzeniem, jednak on chyba nawet tego nie zarejestrował. Jęknąłem z bólu próbując się podnieść. W końcu udała mi się ta sztuka i cały obolały ruszyłem w stronę mojego nauczyciela. Gdy wreszcie doczłapałem na miejsce, Ligolis spojrzał na mnie przez łzy.
- Śmieszy cię to? – warknąłem.
Książę, nadal się śmiejąc, pokiwał głową.
- Nie złość się – zdołał wykrztusić. – Pomogłem ci tylko – kaszlnął. – zaliczyć swój pierwszy upadek.
- Wielkie dzięki – syknąłem.
Ligolis spojrzał na mnie rozbawiony, po czym odchylił głowę do tyłu i znów się zaśmiał.
- Oj, no rozchmurz się. Tylko zafundowałem ci galop – mówiąc to, mrugnął do mnie.
Mi jednak wcale nie było do śmiechu. Wszystko mnie bolało, a że spadłem na lewą stronę, to biodro było szczególnie zranione. Odwróciłem się, by poszukać Laudila. Na szczęście zlitował się nade mną oraz nie kazał za dużo chodzić, bo stał niedaleko i spoglądał na mnie z zaciekawieniem, przechylając głowę.
- Chodź tu, Laudil – powiedziałem zmęczony, wyciągając do niego dłoń. Koń ruszył powoli w moją stronę, a ja uśmiechnąłem się pod nosem na widok jego majestatycznego chodu. Gdy był już przy mnie, pogłaskałem go po szyi i zwróciłem się w stronę Ligolisa, który patrzył na mnie z zadowoleniem, już opanowany.
- On nie jest zły – zauważył niewinnie.
Spiorunowałem go spojrzeniem, jednak nie potrafiłem długo się na niego gniewać, więc na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Chodź, wracamy.
Po tych słowach skierowaliśmy się stronę zamku.

***

Znajdowałem się w pokoju, który do złudzenia przypominał moją komnatę. Jednak zamiast ścian widać było czerń. Po prostu czerń. W miejscu, gdzie kończyła się podłoga zaczynała się czerń. Zamiast sufitu również była czerń.
Rozejrzałem się z przestrachem.
- Jest tu kto? – zawołałem. Aż drgnąłem, bo mój głos okazał się dziwnie przestrzenny.
„W sumie to głupie pytanie…” – pomyślałem. – „Zwłaszcza w filmach. Co, jakiś zabójca, który jest w domu i usłyszy takie wołanie miałby odpowiedzieć: Jestem w kuchni, zrobić ci kanapkę? Żenujące.”
- Chociaż mam nadzieję, że w tej czerni nie kryje się zabójca… - wyszeptałem.
- Nie byłbym tego taki pewien.
O mało serce mi nie stanęło, gdy usłyszałem za sobą jakiś głos. A już tym bardziej, gdy zobaczyłem jak wygląda jego właściciel.
Przede mną stał mężczyzna, podobny do elfa, jednak z kilkoma różnicami. Cały był ubrany na czarno, włosy również miał tego koloru. Jego cera była dość normalna. Najstraszniejsze były jednak jego oczy. Nie można było zauważyć różnicy pomiędzy białkiem, a źrenicami, bo jej po prostu nie było. Jego oczy były głęboką czernią, z której wyzierała chłodna nienawiść.
Przerażony, aż się cofnąłem.
- K-Kim jesteś? – spytałem drżącym głosem.
Przybysz uśmiechnął się przerażająco.
- Och, nikim takim. Starym znajomym twoich kochanych przyjaciół… - po tych słowach odsunął krzesło przy stole i usiadł na nim. Następnie nalał sobie do kieliszka wina, a ja się zastanawiałem skąd ono się tam wzięło.
- A więc do rzeczy – zaczął przybysz. – nazywam się Xalit.
W tym momencie zamarłem i powoli zaczął oblewać mnie zimny pot. „To musi być sen, to musi być sen…”
- Tak, masz rację, to jest sen. Ale wywołany przeze mnie. A więc obowiązują tutaj moje prawa. Jak widzisz wybrałem twoją komnatę, byś poczuł się swobodniej – przy tych słowach zamaszystym ruchem pokazał mi pomieszczenie.
- Ty nie możesz być Xalit – wyjąkałem. – On wyglądał inaczej. Musiał…
Xalit uśmiechnął się cierpko. W następnej chwili rozległ się mrożący krew w żyłach śmiech. Po krótkim czasie umilkł.
- Och, widzisz, przez krótki czas udało mi się zmienić postać.
- Przez krótki czas? Ligolis opowiadał mi twoją historię, znaliście się od dziecka!
Xalit zacmokał.
- Ach, Ligolis. Ten biedny, naiwny, łatwowierny dzieciak. Naprawdę myślisz, że tak trudno było go oszukać? – elf nachylił się w moją stronę. – Wystarczyło użyć iluzji.
Otworzyłem buzię ze zdziwienia. Iluzji?
- Iluzji? – zapytałem na głos.
Xalit pokiwał głową.
- Tak, iluzji. Wystarczyło pomieszać w głowie biednemu księciu i jego najbliższym i załatwione. Reszta nie miała nic do gadania, przecież plebs nie będzie wtrącał nosa w sprawy królewskie, prawda? – odchylił się i upił łyk wina.
- Czemu mi to wszystko mówisz? – wydawało mi się nieprawdopodobne, by złoczyńca opowiadał mi o szczegółach swojej zbrodni.
Xalit uśmiechnął się przebiegle.
- Ach, widzisz, czas chyba, by wszyscy uświadomili sobie swoją głupotę.
- Ale czemu wybrałeś akurat mnie?
Xalit nie odpowiedział, tylko znów się uśmiechnął.  Aż zadrżałem.
- Nie jesteś elfem – stwierdziłem drżącym głosem.
Przybysz zatrzymał szklankę przy ustach, których kąciki podniosły się nieznacznie ku górze.
- Masz rację. Jestem Mrocznym Elfem.
- M-Mrocznym Elfem? Co to znaczy?
- Och, tę jakże ciekawą historię z pewnością będą chcieli ci opowiedzieć synowie królewscy… Nie będę im odbierał tej przyjemności – wypowiedziawszy te słowa upił trochę wina.
- Jesteś nienormalny.
Xalit zacmokał z dezaprobatą.
- A skąd wynika to stwierdzenie, jeśli mógłbym wiedzieć?
- Chcesz nas wszystkich pozabijać!- nie byłem w stanie zapanować nad emocjami.
Mroczny elf zastanowił się chwilę.
- Tak, to prawda – powiedział z wolna, a ja zbladłem. – ale to wcale nie oznacza, że jestem nienormalny.
Prychnąłem. I natychmiast tego pożałowałem, bo przenikliwe spojrzenie Xalita zwróciło się ku mnie. Poczułem ucisk w klatce piersiowej i zaczęło mi brakować powietrza.
- Radzę ci uważać na słowa, młody elfie. Bo może się okazać, że nie doceniasz przeciwnika.
W tym momencie ucisk zniknął, a ja zaczerpnąłem głośno powietrza. Xalit wstał od stołu, postawił na nim pustą szklankę i skierował się w stronę czerni.
- Stój, czekaj! – krzyknąłem za nim, nie bardzo wiedząc w jakim celu. Ku mojemu przerażeniu Xalit zatrzymał się. Zanim zdążyłem zareagować, rzucił w moją stronę nożem. Ostrze przecięło mi policzek, pozostawiając podłużny ślad. Ze strachem go dotknąłem, jednak nie leciała krew. Mroczny elf znów zaczął iść i już po chwili zniknął w czerni.

Obudziłem się cały zlany potem, ciężko oddychając. Przez moją głowę przelatywało tysiąc myśli naraz. Czy to był tylko sen? A może coś więcej? Dotknąłem policzka… i zamarłem. Była tam rana! „Spokojnie Leo, spokojnie” – uspokajałem sam siebie. – „Może zaliczyłeś ją gdzieś indziej?” Chociaż wiedziałem, że to nieprawda. Mimo że nie leciała krew, czułem, że była świeża. Przez chwilę nie wiedziałem co robić.

Idź do braci.
Świetny pomysł, Sean.

Wybiegłem z pokoju i pognałem przed siebie, pod bosymi stopami czułem chłodną posadzkę. Zziajany wpadłem do pokoju Ligolisa i Haldira. Odczekałem chwilkę, po czym przeszedłem szybko całą długość pomieszczenia i już po chwili byłem w sypialni. I wtedy się zatrzymałem. Wyraźnie widziałem sylwetki braci, równomiernie unoszące się pod kołdrami. „To chyba jednak nie jest dobry pomysł…” Fakt, byli moimi przyjaciółmi, ale to nie upoważniało mnie do budzenia ich w nocy z powodu byle koszmaru.

Tak, tyle że to nie jest byle koszmar.
Może i masz rację…
Ja na pewno mam rację.
Zgoda.

Podszedłem do śpiącego Ligolisa i przeżyłem ostatnią chwilę zawahania. Potem delikatnie nim potrząsnąłem.
- Ligolis. Ligolis, obudź się!
Książę leniwie uniósł powieki i spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem.
- Leo? Co ty tu robisz?
- Miałem… – w ostatniej chwili ugryzłem się w język. O mało co nie powiedziałem, że miałem zły sen. – Ja… muszę wam coś powiedzieć.
- A musisz w środku nocy? – jęknął mój przyjaciel.
- Tak.
Ligolis westchnął.
- No dobra, obudź Haldira.
- Zgoda.
Po tych słowach zostawiłem go i poszedłem obudzić starszego z braci.
- Haldir! Obudź się!
Usłyszałem jęk, po czym ujrzałem zaspany wzrok Haldira.
- Leo? Co się dzieje?
- Muszę wam coś powiedzieć.
- A musisz w środku nocy?
- Tak.
- No, dobra, dobra, już wstaję. – jednak wbrew swoim słowom Haldir po prostu zamknął z powrotem oczy.
- No wstawaj. Ligolis już wstał – obejrzałem się na młodszego z braci i z lekką irytacją stwierdziłem, że Ligolis wcale nie wstał tylko naciągnął kołdrę na głowę.
Wtedy wpadłem na pewien pomysł. Stanąłem pomiędzy dwoma łóżkami i nieco głośniej powiedziałem:
- Chodzi o Xalita.
Nie musiałem dwa razy powtarzać. Efekt był natychmiastowy - bracia w tym samym momencie zerwali się z łóżek.
- Że co?! – spytał Ligolis, ciut za głośno.
Zaśmiałem się cicho z ich reakcji.
Haldir przyjrzał mi się uważnie.
- Leo, czy ty przypadkiem sobie z nas nie zażartowałeś?
Westchnąłem.
- Chciałbym Haldirze. Ale tu naprawdę chodzi o Xalita.
- W jakim sensie? – zapytał Ligolis.
- Bo… ja miałem sen… wiem, że to głupio brzmi, ale… on tam był… i ze mną rozmawiał… mówił, że kontroluje ten sen i chyba naprawdę tak było… - na koniec ciężko westchnąłem.
Bracia wymienili przerażone spojrzenia.
- Leo… - zaczął młodszy z nich. Spojrzałem na niego. – Idź do siebie i się ubierz. Zaraz po ciebie przyjdę.
Zdziwiłem się, ale nic nie powiedziałem i posłusznie poszedłem do siebie.

***

Siedziałem sztywno na krześle i z nerwów bawiłem się dłońmi. Byliśmy w komnacie króla. Siedzieliśmy w półokręgu przed biurkiem. Po mojej prawej siedziała Liliami, a po lewej Haldir. Obok niego z kolei siedział Ligolis. W pewnym momencie pojawił się król i usiadł za biurkiem. Westchnął, potarł oczy, i uniósł wzrok na nas.
- A więc? Co się dzieje?
- Leo miał sen… - zaczął Haldir. – Najprawdopodobniej kontrolowany.
Król zrobił wielkie oczy.
- Kontrolowany? Ale kto…
- Xalit – odpowiedzieli w tym samym momencie bracia.
Liliami gwałtownie zwróciła głowę w ich stronę.
- Że co? – spytała niedowierzając. Po raz pierwszy usłyszałem jej głos. Był wyrazisty, ale gdy się wsłuchać, jasne było, że nie zawsze jest tak poważna.
Ligolis spojrzał w jej stronę.
- Xalit – powiedział dobitnie. – Leo z nim rozmawiał.
W tym momencie wszystkie spojrzenia zwróciły się ku mnie, co mnie ogromnie speszyło.
- Opowiadaj – zażądał król.
Przełknąłem ślinę.
- A więc tak… to było… on… ja – oczywiście zacząłem się jąkać. Wziąłem głęboki wdech i kontynuowałem. – Miałem sen, że byłem w swojej komnacie, ale wyglądała trochę inaczej, zamiast ścian i sufitu była czerń. Wiem trochę to dziwnie brzmi, ale… Zresztą nieważne. W każdym razie w pewnym momencie pojawił się tam on. Wyglądał przerażająco. Był prawie cały czarny i…
- Czekaj – przerwał mi Ligolis. – Jak to czarny? Przecież elfy tak nie wyglądają.
Zawahałem się. Musiałem powiedzieć wszystko, ale na pewno nie powtórzę mu słów Xalita, że jest głupi, naiwny i łatwowierny.
- No…
Nie wiedziałem co teraz powiedzieć, ale na szczęście z opresji wyciągnął mnie Haldir.
- Spokojnie Ligolisie. Daj mu powiedzieć wszystko od początku.
Popatrzyłem na niego z wdzięcznością i kontynuowałem:
- No i on powiedział, że nazywa się Xalit i że kontroluje ten sen – wszyscy słuchali mnie uważnie. – I ja mu powiedziałem, że nie może być Xalitem, bo przecież elfy tak nie wyglądają, a on… a on powiedział, że przez krótki czas udało mu się zmienić postać…
- Czekaj – tym razem to Hadir mi przerwał. – Przez krótki czas? Przecież… Przecież Ligolis i on znali się niemalże od dziecka.
- To też mu powiedziałem. A on… on powiedział, że użył iluzji – naturalnie pominąłem moment z przymiotnikami.
- Iluzji?! – wykrzyknęła cała czwórka, zrywając się z miejsc.
- No… tak – bąknąłem.
- Iluzji, iluzji – król pokręcił głową, niedowierzając.
Po chwili wszyscy z powrotem usiedli, a ja kontynuowałem swoją opowieść:
- I ja go spytałem, czemu mi to wszystko mówi, a on powiedział, że… - urwałem. Nie wiedziałem czy wypada powtórzyć im słowa Xalita.
- Mów dalej, Leo – zachęcił spokojnym głosem Haldir.
Odetchnąłem głęboko.
- A on powiedział, że uważa, że już czas by wszyscy uświadomili sobie swoją głupotę – dokończyłem cicho.
Pozostali spojrzeli po sobie.
- Co było dalej Leo? – spytał Ligolis.
- Zapytałem go, czemu mówi to wszystko akurat mnie, ale on nie odpowiedział… Wtedy… wtedy powiedziałem, że nie jest elfem, a on potwierdził i… i powiedział, że jest mrocznym elfem.
W tym momencie nie mogłem mówić dalej, bo wszyscy wydali z siebie dosyć głośne okrzyki zdziwienia i strachu. Cała czwórka zerwała się z miejsc i zbladła. Ligolis opadł z powrotem na krzesło i ukrył twarz w dłoniach, król zastygł w bezruchu, a Haldir i Liliami patrzyli na siebie z przerażeniem. Ja nie bardzo wiedziałem co teraz zrobić. Spojrzałem na Ligolisa. Musiał być zdruzgotany. Tyle wiadomości… a to jeszcze nie wszystkie.
- Mogę mówić dalej? – spytałem cicho.
Pozostali spojrzeli na mnie, pokiwali głowami na znak zgody i usiedli.
- Powiedziałem mu, że jest nienormalny, a on zapytał mnie dlaczego tak myślę. Powiedziałem mu, że chce nas wszystkich pozabijać, a on… przytaknął. Powiedział jednak, że to wcale nie oznacza, że jest nienormalny, a gdy prychnąłem on… spojrzał na mnie. I wtedy poczułem taki ucisk w klatce piersiowej i nie mogłem prawie oddychać. A on wtedy powiedział, żebym uważał na słowa, bo mogę nie docenić przeciwnika. Wtedy ucisk ustąpił, a on wstał i zaczął iść w stronę czerni. Zawołałem, żeby zaczekał, nie wiem nawet po co, ale on to zrobił i… i rzucił we mnie nożem. Ten nóż na szczęście prawie mnie nie dotknął… tylko lekko policzka. I wtedy Xalit zniknął w czerni, a ja się obudziłem – wzruszyłem ramionami. – I to koniec. Potem stwierdziłem, że pójdę do Ligolisa i Haldira, i tak zrobiłem.
Na jakiś czas zapadła cisza. Przerwał ją król.
- To wcale nie musiał być sen kontrolowany – pozostali spojrzeli na niego ze szczerym zdziwieniem. – Choć jednak dużo rzeczy by na to wskazywało – kontynuował.
Wtedy zaczęli dyskutować na ten temat, gdy w końcu Ligolis zwrócił ich uwagę na siebie:
- Ojcze… jest jeszcze jeden szczegół – zaczął cicho ze wzrokiem utkwionym we mnie. – Spójrz na jego policzek.
W tym momencie pozostali poszli za tą radą, a ja zastygłem w miejscu. Oczy rodziny królewskiej się rozszerzyły, gdy ujrzeli rozcięcie.
- Leo – zaczął blady Haldir. – Skąd to masz?
- Ja… nie wiem. Ale wydaje mi się… że ta rana… jest dosyć… dosyć świeża.
Wszyscy na chwilę zamilkli.
- No dobrze… - we czwórkę spojrzeliśmy na króla. – A teraz proszę, wyjaśnijcie mi… skąd Leo wie tyle o Xalicie – zakończył twardo.
Ligolis i Haldir jednocześnie spuścili wzrok, zmieszani. Pierwszy raz ich takich widziałem.
- Słucham – warknął król.
- Ja mu powiedziałem – wymamrotał młodszy z braci.
- Och doprawdy? Zupełnie się nie spodziewałem Ligolisie - w głosie władcy wyraźnie wyczuwało się sarkazm. – A czemóż to?
Ligolis drgnął.
- Tak wyszło.
- Tak wyszło? Tak wyszło? – głos króla stawał się niebezpiecznie głośniejszy. – Tak wyszło?! A nie sądzisz, że nie powinno wyjść?!
- Ale wyszło – Ligolis wreszcie spojrzał na ojca. – I nie zmienisz tego.
Król zaśmiał się.
- Och, no jasne. I tylko dlatego, miałbym to tak zostawić? O nie, nie, mój drogi. Nie ma tak łatwo. Czy ty w ogóle myślisz czasem?
Ligolis zerwał się z krzesła i krzyknął:
- Myślę, w przeciwieństwie do ciebie!
- Nie mów tak do mnie – wycedził jego ojciec.
- I wzajemnie.
- Myślisz, że możesz mi rozkazywać?
- Ależ ja przecież nie myślę, ojcze.
- Ligolis! Nie odwracaj kota ogonem.
- Ależ nie odwracam. Widzisz tu w ogóle jakiegoś? Bo ja tu widzę tylko bezmyślną małpę bez ogona, siedzącą za biurkiem.
- Ligolis!!! – wściekły król zerwał się z miejsca. – Przegiąłeś!! Idź do siebie, natychmiast!!
- Z wielką chęcią – wycedził młodszy książę przez zaciśnięte zęby, po czym energicznie odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Nie wiedziałem jak mam się teraz zachować. Spojrzałem na Haldira i Liliami. Oboje, speszeni, patrzyli w ziemię. Król odetchnął głęboko.
- Haldirze, odprowadź, proszę, Leonarda. Liliami, ty też idź już spać.
Oboje kiwnęli głowami i coś wymamrotali. Potem wstali i skierowali się w stronę wyjścia, więc poszedłem ich śladem. Następnie Haldir odprowadził mnie bez słowa do komnaty.

***

Haldir otworzył drzwi do sypialni i zobaczył brata siedzącego na łóżku tyłem do niego.
- Nie powinieneś był tego robić – zaczął.
- Och, jasne  - odparł naburmuszony Ligolis.
Haldir westchnął. Jego brat był strasznie uparty i Haldir, jako jeden z nielicznych, wiedział, po kim to ma.
- Posłuchaj, on…
- … mnie kocha, po prostu ma taki charakter, taki czasem bywa, jest królem, muszę to zrozumieć, blablabla, blablabla, wiem – dokończył młodszy książę.
Haldir uśmiechnął się nieznacznie.
- Leggy… - Ligolis drgnął na dźwięk zdrobnienia. – Zrozum, wina leży po obu stronach.
- Przecież wiem – burknął w odpowiedzi młodszy książę.
Haldir westchnął i usiadł obok brata.
- Skoro wiesz, to czemu nadal to robisz?
Ligolis łypnął na niego spode łba.
- Wina leży po  o b u  stronach, nie tylko po mojej. Sam to przed chwilą powiedziałeś.
- Zaiste – kąciki ust Haldira uniosły się lekko ku górze.
Chwilę milczeli, po czym starszy książę stwierdził:
- Chyba nie da się tego uniknąć, co?
Ligolis pokręcił głową.
- Wątpię.
Haldir po raz kolejny westchnął.
- No cóż… Ale zawsze można spróbować cię jakoś rozweselić – to mówiąc, zepchnął brata z łóżka.
- Ej!
Ligolis leżał na ziemi i łypał groźnie na brata, który nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Jak ja ci zaraz… - wycedził młodszy książę. Zaraz wpadł na pomysł. Szybko zerwał się na równe nogi i bezpardonowo zepchnął brata na ziemię. Śmiech gwałtownie się urwał, a Ligolis patrzył na członka rodziny z wyższością.
- Ja ci dam… - w tym momencie Haldir złapał poduszkę i rzucił nią w rodzeństwo. Ligolis zatoczył się tyłu, zdziwiony uderzeniem. Potem podniósł poduszkę i w charakterze obronnym, rzucił nią w przeciwnika. Tak zaczęła się trwająca pół godziny wojna na poduszki. Haldir uśmiechnął się nieznacznie. „Niby dorośli, a ciągle jeszcze dzieci”.






No. Dzisiaj nasi kochani bracia dali się poznać z nieco innej strony. ;) Jak Wam się podoba? Proszę o opinie! :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Imprezy świąteczne, pytanka + pokażmy Wam Białystok, czyli bardzo świąteczny post

Juhuu!
Oto odzywa się Wasza Jess dzień przed Wigilią! (inaczej w wigilię Wigilii) Jupi. ^^
Ech, odkładałam, odkładałam i w efekcie nie wstawię teraz zdjęć prezentów mikołajkowych. :c
Tryumfy króla Niebieskiego, zstąpiły z Nieba Wysokiego! (Arka Noego wkracza do akcji - Jess słucha pastorałek)

Zacznę od Mikołajek klasowych.
A więc tak. Na matematyce (jupi!) dostawaliśmy prezenty. [Hope, kochana, podobał się? Mam nadzieję. ;*] Ja dostałam od koleżanki z klasy (naprawdę? A myślałam, że ze studiów) Gloria, gloria, glooria! (nadal Arka Noego) notes, długopis mikołajowy, książkę pt. "Vaclav i Lena" Haley Tanner oraz Ferrero. :3 Dziękuję Natalia! Jak dobrze Twoim dzieckiem być, Ojcze Nasz! Ogółem po szkole chodził Mikołaj ze śnieżynkami i rozdawali cukierki (Elfiki! *.*). No. To chyba tyle.

Wigilia klasowa.
Hm. No to tak. Początkowo szliśmy oglądać jasełka. W tym roku była pantomima. Naprawdę mi się podobało. Przybieżeli do Betlejem pasterze! Było o tym jak to ludzie po stworzeniu przez Boga Ojca (pan od religii) zgrzeszyli i odizolowali się od niego i byli zakuwani w łańcuchy i jak to Pismo Święte pomaga w uwolnieniu się. Chwała na wysokości, chwała na wysokości, a pokój na ziemi! Oczywiście był podkład muzyczny. Świeć gwiazdeczko mała, świeć! Nie, to nie ten podkład muzyczny. :P Było np. I don't care! I love it! oraz Przyznać to już czas! Aha, aha! Wina w każdym z nas! Aha, aha!
Potem był pokaz talentów, na którym występowała, m.in. nasza wschodząca gwiazda Wiktoria, która śpiewała (jak zwykle pięknie) "Gdy śliczna panna". Inni jeszcze śpiewali, tańczyli i takie tam.
Następnie poszliśmy do klas by jeść. (Moje babeczki zniknęły z miski w jakieś pięć minut! Kocham moją klasę!) Ogółem było trochę picia, żelki, chipsy, moje ciasteczka i babeczki oraz... emm? Było coś jeszcze? Hmm, pomyślmy... Naaad, dzieciąąątka, sneem. Emmm. A, i wafelki. ;) I pewnie coś jeszcze. Śpiewaliśmy sobie również kolędy klasowo. <3 Ciemna noc w jasności! Jak już wspomniałam... KOCHAM MOJĄ KLASĘ. <33333 Mimo że czasem jest wkurzająca. ;D Hej kolęda! Abyście święci byli! A, i przy okazji, nie ma to jak robienie sobie selfie. ^^ (Sylwia, Ada ;*) Ogółem przy niektórych życzeniach to aż się płakać chce. ;') Kocham Was dziewczyny! <3333 Nie, no naprawdę piękne, piękne, PIĘKNE. Dziękuję i brakuje mi słów. <3333 ;****

W sobotę miałam jeszcze Wigilię szałową. Hej kolęda! I Bogu zawierzyli! Ogółem tam najpierw były pokazy taneczne (bodajże cztery), a potem wszyscy poszli na górę jeść. Dopiero potem zjadłam sobie z cztery wafelki z czekoladą (<3), bo wcześniej nie chciało mi się pchać. :P A, no i wypiłam kubek coli. ;) Ale najlepsze było to, że spotkałam się z Sylwią! <333 Której dawno nie widziałam i ogółem ostatnimi czasy nie widuję zbyt często. :"C A, i zobaczyłam pana Marcina! ^^ Czołombitek był naszym wychowawcą na obozie. ^^ I mimo, że teraz jestem w innej grupie i tak czuję się pełnokrwistym Czołombitkiem! <3 (ma na nazwisko Czołombitko, więc nazwaliśmy się Czołombitki i nie lubi, gdy mówi się do niego per pan) A i ogromnie dziękuję Małgosi (pewnie i tak tego nie czyta) za życzenia. <3 Były one (i w sumie nadal są) dla mnie ogromnie ważne. Gdyż ponieważ życzyła mi m.in. żebym się dostała do Szału i z nimi tańczyła. <3333 Dziękuję! ;***

No, skoro już skończyłam z tym to teraz dziękuję serdecznie Poli za nominowanie (nominowała każdego kto chce) do odpowiedzi na pytanka. Takie świąteczne. ^^

1. Kiedy zaczynasz przygotowania do Bożego Narodzenia?
Emmm, szczerze? Zaczęłam je wczoraj. Jeśli nie dzisiaj. Ale jak ma się trzy klasówki w ostatnim tygodniu przed feriami...
2. Posiadasz kalendarz adwentowy?
A i owszem. :D I jestem z niego dumna. ^^ Gdyż ponieważ jest to kawał płótna (nie wiem czy wypada to tak nazywać...), na którym wiszą woreczki w liczbie 24. ^^ Nasza kochana mamusia (tak, nasza, ponieważ mam brata) zawsze je uzupełnia przed rozpoczęciem adwentu. Kiedyś były tam magnesy czy różne takie, a teraz są to słodycze. ;) Kocham to. <3


Heheh, kiedyś było tych woreczków więcej. :P

3. Jakie są Twoje ulubione filmy świąteczne?
A bo ja wiem... Hmmm. Może "Kevin..."? xD Wiem, nie jestem zbyt oryginalna. :P Ale z takich, które tak naprawdę NIE SĄ świąteczne to "Garbi: Super bryka" i "Charlie i fabryka czekolady". Już tłumaczę. Kiedyś, pamiętam, co roku był puszczany Charlie, trochę po świętach (oczywiście całą rodzinką oglądaliśmy ^^) i bodajże raz puścili Garbiego. (w tym samym czasie :/)
4. Czy masz jakieś wesołe wspomnienia świąteczne?
O tak! Podobne jak Pola. ;) Kiedyś, gdy Wigilia odbywała się u mnie w domu, rodzice (i pewnie nie tylko) uknuli plan. (jak już wspomniałam, podobnie jak u Poli) W pewnym momencie zadzwonił telefon mojej mamy. Ona "odebrała" i powiedziała coś w stylu: "Już jesteś? Nie możesz zostać? Okej, już wychodzę." W tym momencie "rozłączyła się" i poszła otworzyć (dla zmyłki) drzwi wejściowe. Potem naszym oczom ukazał się wielki karton wypełniony prezentami (zawczasu postawiony w korytarzyku, wyniesiony z piwnicy z tego co się dzisiaj dowiedziałam). Ehhh, piękne wspomnienie. :') (parę lat później dowiedziałam się, że mama miała nastawiony budzik)
5. Jak wygląda Boże Narodzenie w Twoim domu?
Ach, od paru lat Wigilia odbywa się u babci. Potem idziemy na pasterkę. A rano... prezenty!!! ^^ Najwcześniej wstaję ostatnio ja, potem mój brat, a na końcu rodzice. ;) Najczęściej idziemy na obiad do kogoś, następnego dnia również.
6. Co najbardziej lubisz w Świętach Bożego Narodzenia?
Ach, ten klimat. <3 Jest naprawdę genialny. I wszyscy się godzą... To taki piękny okres. ^^ Ogółem oprócz nastroju to również, zwyczajowo, wigilijną wieczerzę, prezenty... I takie tam ;)
7. Czy masz jakieś tradycje świąteczne?
O tak, zdecydowanie. Oprócz tych zwykłych co do Wigilii to jeszcze fragment Pisma Świętego czytam JA, a nie najstarszy członek rodziny. Tak jest odkąd nauczyłam się czytać, a wcześniej czytał mój brat. A i jeszcze jedna, szczególna, moja.... zawsze na Wigilię zabieram ze sobą lalkę. Tak, dobrze przeczytaliście. Lalkę. Ale nie jest to byle jaka lalka. Jest to Baby Born, którą dostałam kiedyś na święta. Zabieram ją, bo... bo... bo tak. Ostatnio pilnowała prezentów. :) (xD)
8. Jakie są Twoje ulubione piosenki świąteczne?
Nie będę zbyt oryginalna, gdyż ponieważ "All I want for Christmas" oraz "Jingle Bells Rock". ;) Pamiętam jak pani na angielskim dodatkowym nam puszczała piosenki świąteczne, w tym "Jingle Bells Rock". ^^ (Jupi! Dziś na angielskim też jej słuchaliśmy! ^^)





9. Jaką będziesz mieć choinkę w tym roku?
Żywą. ^^ Właściwie to już mam. Co z tego, że leży na podłodze w salonie, opakowana w folię? Ćśśś. Ale jest ^^
10. Jaki jest Twój ulubiony zapach świąteczny?
Choinki. ^^ Oczywiste. ;D A, no i chyba kominka. ;)
11. Jaki kolor lampeczek choinkowych lubisz najbardziej?
Kolorowe. ^^ Takie chyba najbardziej. ;) (A jak już migają w nieskoordynowany sposób, tak jak jakieś dwa lata temu? Cudo)
12. Odliczasz dni do Świąt?
Nieee. Wtedy szybciej przyjdą. ;)
13. Ulubiony zimowy lakier do paznokci?
Nie maluję paznokci. ;) (no, może czasem)
14. Ulubiony zimowy napój?
A bo ja wiem... Może herbata? Bądź czekolada? Nawet sama nie wiem.
15. Jak wygląda Twój pokój podczas okresu świątecznego?
Eee. Ale tak od początku adwentu? Jak zwykle. xD (czyt. lepiej nie mówić) Dopiero potem (czyt. np. teraz) jest ładnie posprzątany. ;D A, no i mam swoją, małą, sztuczną choinkę. :D ^^

Oraz, tak jak Pola, zapraszam do odpowiedzi WSZYSTKICH, którzy chcą. ;)

*Zastrzeżenia*
Odpowiadałam na życzenia wczoraj, więc parę rzeczy się zmieniło. (czyt. choinka stoi z lampkami i jedną bombką [na razie])
Panna rodzi syna, panna rodzi syna. Boga prawdziwego, Boga prawdziwego! (pałeczkę przejęli Golec Uorkiestra)

Dzisiaj poszłam sobie po prezent dla mamy i stwierdziłam, że pofotografuję dla Was Białystok. (ledwo co potem doszłam do domu [a potem kolejne nadprogramowe chodzenie])
A więc tak. Dzisiaj nie będzie wszystkich zdjęć, bo jest ich za dużo. xD (jakoś tak wyszło...) Hejże, hejże, Panie Jezu, hejże, hejże, hoc hoc! Chodziliśmy, budziliśmy pastuszków całą noc!
Zrobili u nas piękną szopkę na rynku.





Tak, to są ŻYWE zwierzęta. :3 A jakie miękkie. *.* Osiołek i dwie owieczki. ^^ (chyba...)


A oto ratusz i plac przy nim. ;) Na rynku Kościuszki.


A oto maski, stojące niedaleko rynku. Em, a właściwie to jedna maska. Tylko z dwóch stron. ;)


A oto Kawelin. ;)







A oto park przy Pałacu Branickich. ;)

Emmm. Chciałam zrobić Wam artystyczne zdjęcia parku jeszcze bliżej Pałacu Branickich, więc weszłam sobie po schodkach, ale... emmm... coś mi nie wyszło. Gdyż ponieważ nie da się zrobić ładnych zdjęć tego:

Tam była fontanna.

Zrobiłam Wam za to zdjęcie Dionizosa inaczej Bachusa...


...oraz wazy z głowami faunów.
(piaskowiec, z tego co tam było napisane)



Oto tył Pałacu Branickich.


A oto przód.



Poszczególne elementy.

A oto brama wejściowa.


Następnie nogi mnie poniosły do parku obok Teatru. Oto choinka, która potem świeciła. (oczywiście, gdy już było ciemno)


Oto jakaś... emm, chyba rzeźba. ;)



A oto park w pobliżu Teatru. ;)
Baluj z nami, góralami! Szusuj w tańcu ósemkami!



A oto sam Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki



A oto most w parku.
(kiedyś był drewniany, lecz już się rozwalał :P)


Jak widać niektórzy pozawieszali już na nim swoje kłódki.



Przed Wami ładny budynek muzeum. (co dalej Jess, jakie to muzeum?) Muszę Wam, drodzy czytelnicy przyznać, że zbytnio nie pamiętam. Jakieś historyczne na pewno. :P



A oto wszędobylskie w tej okolicy SFC.
(to nazwa grupy break'owców w Szale)



A oto kawałek mojego kochanego Szału z zewnątrz.



Oto Kościół pw. Świętego Wojciecha



Hmmm, ciekawa wieża, nieprawdacie? Kiedyś była inna, ale, cóż, jak to powiedzieć... spłonęła. Tak, dobrze przeczytaliście, spłonęła. 15 września 2013r.


A oto pomnik upamiętniający pożar.
(ten krzyż był na czubku wieży. A że ciężki to narobił parę szkód w dachu, gdy spadł)

Na koniec Kościół Farny, pomnik św. księdza Jerzego Popiełuszki oraz dąb wolności zasadzony przez samego prezydenta RP Bronisława Marię Komorowskiego. (a przynajmniej tak jest tam napisane) [wieeeelki ;3]





Jestem DUMNA z tego posta! Bo jest dłuuugi. ^^ Kocham Was moi drodzy czytelnicy! (nie tylko tych co dotarli do końca posta ;])

*Zastrzeżenia*
Wybaczcie wszelakie błędy, ale już nie sprawdzałam tego posta. ;) 23 to trochę późna pora. ;)

Pozdrawiamy moją drogą grupę w Szale "Po Prostu Skład". Dzisiaj na zajęciach włącznie z moją kochaną trenerką (starszą ode mnie o rok) i ze mną były cztery osoby. <oklaski>
A na angielskim dodatkowym włącznie z panią pięć osób. Jupi. (xD)

Dobra kończę. Dobranoc i Wesołych świąt!!!!!!!!!!
Życzę Wam, aby te święta były bardzo rodzinne, udane, żeby wszyscy się zjednoczyli i żeby uśmiech Was nie opuścił. Żeby Sylwester był udany, a nowy rok lepszy od poprzedniego. Życzę Wam samych sukcesów i spełnienia marzeń. Dużo blogów do czytania i blogerom wielu życzliwych czytelników. Ogółem dużo miłości, przyjaźni, radości i wszystkiego co najlepsze. :) A tak egoistycznie to życzę Wam, aby nadal podobał się Wam mój blog. ;) KOCHAM WAS. <33333

Wracaj do mnie i pamiętaj, i pamiętaj, że chcę spędzić z tobą święta! (a teraz, emmm... nie wiem co to jest xD)

P.S. Do napisania kochani! ;****

środa, 17 grudnia 2014

Adrian Makar

   Witam ponownie!

   Oglądał ktoś Mam Talent? Jeśli tak - to wiecie o kim będzie ten post, jeśli nie - wyjaśnię. ;)


   Ostatnią jak dotąd (7.) edycję Mam Talent wygrał 15-letni wychowanek Domu Dziecka (tak, Domu Dziecka) w Dubience i Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Warszawie. Ma siostrę - Natalię, która ma 18 lat. Jego talentem jest śpiew. Fakt, nie śpiewa jeszcze najlepiej na świecie, ale przecież ma dopiero 15 lat i nie miał dotąd jak profesjonalnie rozwijać swojej pasji. Gra także w grupie teatralnej: "Teatr Moralnego Niepokoju".

   Niektórzy ludzie są dziwni. Po prostu. Fakt - nie ukrywajmy - gdyby Adrian nie był z Domu Dziecka to wcale nie jest takie pewne, czy by wygrał. Tak już jest - jak jest prawo dżungli, tak i jest prawo show - im masz lepszą historię, tym masz większe szanse. Ale czy to jego wina? Co, prosił się by być sierotą? Żeby mieć tyle problemów? Wybaczcie, ale w to nie uwierzę. Nie ukrywam, historia Adriana pomogła mu wygrać. Ale dlaczego go za to obrażać? Dlaczego rzucać w niego wulgaryzmami? Ludzie, błagam Was, ogarnijcie się. Nie mówię, że musi Wam się podobać fakt wygranej Adriana. Nie mówię, że musicie go lubić. Ale dlaczego go za to nie lubić? Przecież to nie jego wina! No, na pewno chciał wygrać. Jak pewnie wszyscy! Nie widzę powodu, czemu miałoby się go atakować. Jeśli już to reklamacje do TVN-u. Ale wara od Adriana. ;)))  (czy uważacie, że 'wara' to niestosowne słowo?) [zresztą uważam, że nie możemy zbytnio nie lubić kogoś, kogo tak naprawdę nie znamy. Chociaż niestety często się tego nie trzymamy]

A tak podsumowując, to uważam, że ludzie, którzy obrażają Adriana, nie czynią mu większej szkody, po prostu poniżają siebie. ;)

Z tego tematu to koniec. a teraz ponarzekam na szkołę.

Ludzie! Litości! Ile można męczyć uczniów rozprawkami?! Toż potem nawet charakterystyki porównawczej nie umieją napisać! (mówię tu o sobie) Niee, no, serio. Dzisiaj na sprawdzanie mieliśmy charakterystykę porównawczą dwóch osób, które buntują się przeciwko swojemu losowi. (pozdrawiamy testy GWO <like>) Chyba wkradły się tam u mnie elementy rozprawki. O.o Ludzie! Przecież my tyle je wałkujemy, że już z miejsca chce nam się pisać rozprawkę! (chodzi mi o styl)

No dobra, skończyłam. :D

Do napisania kochani! ;*

P.S. Mam już kolejną część "Elfa" napisaną, jeszcze tylko poprawki. ;*

P.P.S. Wie ktoś może, w którym odcinku castingowym był Adrian? Bo nie mogę znaleźć. xD

P.P.P.S. Wie ktoś może, czy to aby na pewno Gandalf wypowiedział w filmie ten cytat (patrz poniżej) i w którym filmie?

"Odwaga to nie brak strachu, lecz świadomość, że jest coś ważniejszego."

(ang. "Courage is not abscence of fear but to realize that is something more important")






sobota, 6 grudnia 2014

Prezent mikołajkowy

Wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek kochani! ;*


                                                                     Elf 15


Popołudniu poszedłem znowu na plac ćwiczebny. Ligolis czekał tam na mnie z łukiem. Gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem, że nie jest to normalny łuk. Był krótki – wyglądał na dwie trzecie zwykłego łuku. Jego część środkową zrobiono z nieznacznie wygiętego, grubego i ciemnego kawałka drewna. Pośrodku znajdował się uchwyt wyściełany miękką skórą i dopasowany do kształtu ręki. Na obu końcach zostały umieszczone dodatkowe kawałki drewna, które wygięto, w stosunku do środkowej części łęczyska, pod kątem.
- To łuk refleksyjny – powiedziałem.
Książę kiwnął głową z uznaniem.
- Owszem. Skąd wiedziałeś?
- Czytałem o nich.
- Bardzo dobrze. Ten jest dostosowany do ciebie – Ligolis podał mi broń. – Wiesz jak tego używać?
Przygryzłem wargę.
- W praktyce nigdy nie próbowałem.
- A więc zaczniemy od podstaw.
Przez dwadzieścia minut Ligolis uczył mnie nazw poszczególnych części łuku i kazał je powtarzać. Potem musiałem naciągnąć cięciwę za pomocą napinacza. Zajęło mi to dziesięć minut, a gdy skończyłem, miałem wrażenie, iż nie zdołam zrobić nic więcej. Jednak Ligolis miał własne zdanie na ten temat.
- Teraz spróbuj wystrzelić. Ale najpierw nałóż to – po czym podał mi ochraniacz na lewe ramię. Wziąłem go od niego i nałożyłem. Następnie dał mi strzałę, która także była krótsza niż te używane przy długich łukach.
Podszedłem do narysowanej na ziemi linii wyznaczającej pozycję do strzału. Naprzeciwko mnie znajdowała się duża tarcza. Naciągnąłem strzałę na cięciwę i uniosłem łuk. Wystrzeliłem. Oczywiście, jak można się było spodziewać, nie trafiłem. Przez dalszy ciąg lekcji Ligolis tłumaczył mi co robię źle i pomagał się poprawić. Pod koniec już nawet zacząłem trafiać.
Wieczorem byłem wyczerpany i niemalże od razu zasnąłem, męczony bólami prawie całego ciała.

Znajdowałem się w zamku. Zewsząd bił chłód. Otaczały mnie ponure, kamienne mury, kryjące niezliczoną liczbę tajemnic. Rozejrzałem się. Zobaczyłem Kubecka i Baldwina wchodzących do komnaty Ligolisa i Haldira. Ruszyłem w tamtą stronę. Opryszkowie już dawno zniknęli za drzwiami, a ja nadal biegłem i ani trochę nie zbliżałem się do celu. Zacząłem panikować. Nagle poczułem jak lodowate macki łapią mnie za ręce, nogi, tułów i ciągną do tyłu. Zacząłem krzyczeć. Wołałem do Ligolisa i Haldira by uciekali. W pewnym momencie z ich komnaty wyłonili się Kubeck i Baldwin. W dłoniach trzymali noże obficie ociekające krwią. Zacząłem krzyczeć jeszcze głośniej. Wyrywałem się z uchwytów macek, lecz na próżno. Zacząłem płakać z bezradności. Nagle Kubeck rzucił nożem. Rzucałem się jeszcze mocniej, lecz nic to nie dało – nóż wbił się w moją nogę, która natychmiast zapłonęła niemiłosiernym bólem. Krzyknąłem.

I wtedy się obudziłem. Od razu jednak skuliłem się z bólu. Na szczęście wcale nie dostałem nożem, lecz za to złapał mnie skurcz. Zacisnąłem zęby i starałem się go przeczekać. Gdy już minął, ponownie zapadłem w sen, niestety bynajmniej nie spokojny.

***

Siedziałem w swojej komnacie i pisałem byle jakie zdania. Jednak zamiast liter łacińskich używałem elfickich run. Musiałem przyznać, że coraz lepiej mi to wychodziło. Minęły dwa tygodnie odkąd zacząłem się uczyć fechtunku, jazdy konnej, strzelania z łuku i elfickiego. Podobało mi się w Whitemount, jednak nie mogłem przegnać nachodzących mnie myśli o mojej rodzinie i świecie. Czasem, gdy miałem naprawdę złe noce, śniły mi się koszmary o zniszczeniu mojego świata i rodziny, w których uczestniczył także Kubeck. Teraz też moją głowę zaprzątały te myśli. Westchnąłem i odłożyłem pióro. Ukryłem twarz w dłoniach, lecz to nie pomogło. Wstałem po czym wyszedłem z komnaty. Skierowałem się w stronę donżonu. Gdy dotarłem do celu, zapukałem w drzwi.
- Proszę! – usłyszałem znajomy głos.
Wszedłem do komnaty, którą odwiedzałem niemalże codziennie ostatnimi czasy. Zamknąwszy za sobą drzwi, usiadłem niedaleko biurka.
- Znaleźliście już coś? – zapytałem z nadzieją.
Ligolis popatrzył na mnie współczująco.
- Jeszcze nie, Leo. Ale pracujemy nad tym.
Westchnąłem.
- Wiem, wiem.
W tym momencie otworzyły się drzwi prowadzące do sypialni i stanął w nich Haldir z kubkiem w dłoni.
- O, witaj Leo.
- Witaj Haldirze. Co masz? – zapytałem, przechylając głowę na bok.
Starszy książę popatrzył na swój parujący napój.
- Herbatę ziołową. Chcesz spróbować?
- Nie, dzięki – uśmiechnąłem się. Wszystkie posiłki były przynoszone do mojej komnaty, a najczęstszym napojem do jedzenia była właśnie herbata ziołowa.
- Co cię tu sprowadza? – spytał Ligolis, pochylony nad kartką, na której coś pisał.
Wzruszyłem ramionami.
- Już ci mówiłem.
Młodszy z braci podniósł na mnie wzrok.
- Przyszedłeś tu tylko po to, żeby nas zapytać czy coś znaleźliśmy?
Nie odpowiedziałem. Ligolis i Haldir obiecali mi, że poszukają sposobu, bym mógł wrócić do domu. Niestety na razie nic nie znaleźli.
- Co robiłeś zanim tu przyszedłeś, Leo? – spytał Haldir pomiędzy dwoma łykami herbaty.
Ponownie wzruszyłem ramionami.
- Ćwiczyłem runy – nagle coś mi się przypomniało. – Gdy tu szedłem zauważyłem coś dziwnego.
Bracia spojrzeli na mnie pytająco.
- Jakby jakiś obraz z wilkiem i gwiazdami – wyjaśniłem. W oczach książąt pojawił się błysk zrozumienia.
- To herb, Leo – wyjaśnił Ligolis. – Herb Whitemount.
- Herb Whitemount? – powtórzyłem.
- Tak, Leo, herb – potwierdził Haldir. – Każdy jego element ma określone znaczenie. Pięć gwiazd oznacza pięć plemion elfów.
- Pięć plemion – przerwałem mu. – Jak to?
- Tak to, że istnieje pięć plemion elfów – pięć ras – wyjaśnił spokojnie starszy książę. – Meilinowie, Konsisnowie, Roilanowie, Gesnoleinowie oraz Solinasowie.
- A Wy do którego należycie? – znów się wciąłem.
- Cierpliwości. Daj mi opisać najpierw herb. Pięć gór oznacza tereny, na których mieszkamy – my jako plemiona. Wilk symbolizuje króla Whitemount w oparciu o pierwszego władcę panującego przed tysiącami lat – Alamsila.
- To on zapoczątkował nasz ród – wtrącił Ligolis znad kartki.
Haldir pokiwał głową.
- Zgadza się. Według legendy Alamsil przybył w to miejsce przed tysiącami lat wraz z wojskiem i ludem. Nie wiadomo skąd się wzięli. Alamsil kazał zbudować właśnie w tym miejscu, na tej górze miasto oraz zamek. Budowali je przez wiele lat. Alamsil był dobrym władcą, kochanym przez podwładnych. I – jak już wspominaliśmy – zapoczątkował ród, który rządzi do dziś.
- Ale czemu wilk?
- Och, widzisz, podobno Alamsil umiał zmieniać się w wilka.
- To była jego druga natura?
Haldir zaśmiał się.
- Nie, Leo. Zmieniał się w wilka za pomocą magii. A uwierz, że to niełatwa sztuka, chociaż do opanowania.
- A wy umiecie?
- Nie.
Nastała chwila ciszy. Przypomniałem sobie ostatni element herbu, więc zapytałem:
- A co symbolizuje księżyc?
- Księżyc symbolizuje Stwórcę.
- Stwórcę?
- Tak, Leo. Księżyc symbolizuje tego kto nas wszystkich stworzył – Stwórcę.
- Według legendy Stwórca przyszedł tu kiedy jeszcze nie było nic – włączył się Ligolis. - I powoli tworzył nasz świat zaczynając od natury, a kończąc na stworzeniach. Wszystkich nas stworzył – elfy, krasnoludy, czarodziejów. Wszystkich. Wszystko co mamy zawdzięczamy Mu.
- A On nadal żyje?
- On  i s t n i e j e  Leo. Jest wszędzie. Zawsze był, jest i zawsze będzie. Tworzy nas i czuwa nad nami. Kocha nas.
- Czyli, że jest także tutaj?
- Oczywiście Leo. Jest także w sercu każdego stworzenia. Wie co się w nim dzieje. Pomaga nam.
- Jej. Czyli On może wszystko?
- Tak, Leo. Stwórca jest wszechmogący.
- Nieźle.
Znowu nastała chwila ciszy. Po chwili przerwałem ją.
- Ale czemu akurat księżyc? I to na dodatek nie w pełni?
- Księżyc w nocy dominuje na niebie – zaczął Haldir. - Nawet, kiedy nie jest w pełni. Stwórca jest miłosierny. Chroni nas i pomaga, gdy jest z nami źle, a zło bardziej kojarzy się z nocą.
- Aha.
Po kolejnej chwili ciszy spytałem:
- Są jeszcze jakieś herby tutaj?
- Jest godło – powiedział Ligolis.
Jego brat pokiwał głową.
- Tak. Godło Whitemount i herb naszego rodu.
- Waszego rodu? – ożywiłem się. – A jak on wygląda?
- Cierpliwości Leo. Dowiesz się w swoim czasie. Skoro już jesteśmy przy Whitemount to opiszę Ci godło, jeśli chcesz.
Pokiwałem głową.
Haldir podszedł do jednej z szafek, otworzył szufladę i wyjął kartkę pergaminu. Następnie wrócił i podał mi ją. Zacząłem uważnie studiować szkic. Na pergaminie widniało drzewo w okręgu. W koronie były narysowane owoce: banan, truskawka, winogrona, cytryna, jabłko, wiśnia i gruszka, a na ziemi leżały warzywa: marchew, pomidor, ogórek, papryka, ziemniak i rzodkiewka.
Zmarszczyłem brwi.
- To ma być godło?
Haldir i Ligolis spojrzeli po sobie.
- A czego się spodziewałeś? – spytał ten drugi.
- Noo, nie wiem, ale… jakoś tak… to… - zaciąłem się.
- Taaak? – drążył lekko rozbawiony Ligolis.
Westchnąłem.
- No nie wiem. A tak w ogóle, czy nie powinno być odwrotnie?
Bracia spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Jak to? – nie zrozumieli.
- Herb i godło. Jako nazwy. Nie powinno być odwrotnie?
W oczach moich rozmówców pojawił się błysk zrozumienia.
- Widzisz, Leo, my jesteśmy wyjątkowi – uśmiechnął się Haldir.
- Jak to? – zapytałem z uniesioną brwią.
- U nas jest odwrotnie. Tak… po prostu. Jest i już – wyjaśnił.
Na chwilę zapadła cisza.
- A… to co w końcu symbolizuje to drzewo? – spytałem.
- Ach, no tak – przypomniał sobie Haldir. – Drzewo symbolizuje nasze królestwo. Owoce – różne rasy – krasnoludy, czarodziejów, gnomy. Oczywiście elfy też. Jesteśmy otwarci na innych. U nas każdy może znaleźć schronienie i pomoc.
- Prawie – wtrącił Ligolis ponownie pochylony nad kartką.
- Faktycznie. Prawie – przytaknął Haldir. – Warzywa symbolizują złe istoty. Między innymi Morduków. Morduków nie wpuszczamy.
- Morduków? – spytałem.
- Tak. Są to złe istoty. Wyglądają okropnie i są okropne. Nie chciałbyś żadnego spotkać, uwierz mi – opowiadał starszy książę z odrazą.
- A, tak – przypomniałem sobie. – Słyszałem o nich.
Haldir spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a Ligolis rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie znad kartki. Poczułem, że popełniłem głupstwo.
- Słyszałeś? Gdzie?
- A, tak jakoś… gdzieś… coś tam… obiło mi się o uszy – zacząłem się jąkać pod ostrzegawczym spojrzeniem Ligolisa i podejrzliwym Haldira. – A kogoś jeszcze symbolizują te warzywa?
Starszy książę nadal dziwnie na mnie patrzył, lecz odpowiedział:
- Mniej więcej. Ogółem złe istoty.
- Aha, ciekawe – po tym jakże błyskotliwym stwierdzeniu zapatrzyłem się w sufit, który w tym momencie wydał mi się nadzwyczaj interesujący. Haldir chyba jednak nie podzielał mojego zdania, bo tylko zmarszczył brwi i nadal wpatrywał się we mnie, jakbym nałożył strój clowna. W ciszy, która zapadła dało się słyszeć chrobot pióra. Ligolis powrócił do pracy, lecz wciąż był spięty. Przez parę minut sytuacja wyglądała właśnie tak. Co rusz znajdowałem nowy ciekawy fragment sufitu, który nadzwyczaj szczegółowo studiowałem, Haldir patrzył na mnie i sprawdzał, czy przypadkiem nie zmienię się w biegającego wieloryba, a Ligolis znalazł upodobanie w maczaniu co chwila pióra w atramencie.
W pewnym momencie spojrzałem z powrotem na Haldira i zapytałem:
- A wasz herb?
- Co nasz herb? – zdziwił się książę.
- No, wasz herb.
- Ale co nasz herb?
- No, wasz herb, no. Słowo mi wyleciało z głowy.
- I gdzie poleciało? – spytał niewinnie Ligolis.
Spiorunowałem go wzrokiem, po czym odpowiedziałem:
- Nie mam pojęcia. Pewnie na wakacje.
- O, a gdzie? To też bym się może wybrał.
- A skąd mi to wiedzieć? Jestem tylko miłym, biednym chłopcem, którego właśnie zdradziło słowo, bo poleciało bez niego na wycieczkę krajoznawczą.
- To w końcu na wycieczkę czy wakacje? – zainteresował się Ligolis.
- A jest jakaś różnica? A poza tym skupiasz się na nieistotnych szczegółach. Sednem mojej jakże wzruszającej historii jest doświadczona zdrada.
W tym momencie Haldir nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Spojrzałem na niego z udawanym oburzeniem.
- Jak możesz się teraz śmiać? – pokręciłem zrezygnowany głową. – Jesteście bez serca – dodałem załamanym głosem.
Teraz i Ligolis dołączył do brata, nie mogąc się już dłużej powstrzymać. Spojrzałem na nich rozbawiony.
- No wiecie?
Zerknęli na mnie, krztusząc się ze śmiechu i chwilę im zajęło opanowanie się.
- To mówiłeś – Haldir odkaszlnął. – że co robiłeś, zanim tu przyszedłeś, Leo? – znowu odkaszlnął.
Spojrzałem na niego, unosząc brew i odpowiedziałem:
- Ćwiczyłem runy.
Nagle coś mnie tchnęło. Stwierdziłem jednak, że może zaczekać.
- Ach, ciekawe, ciekawe, nie powiem – stwierdził Ligolis.
- To nie mów – wtrącił jego brat, za co został spiorunowany spojrzeniem.
- A może tak chciałbyś coś porobić? No nie wiem, poćwiczyć?
- Hmmm – zastanowiłem się chwilkę. – Może. A co proponujesz?
- Jazda konna?
Rozpromieniłem się.
- Zgoda.
- Za dziesięć minut na dole?
- Zgoda.
Po tych słowach pożegnałem się i wyszedłem z pokoju braci.

Poszedłem do siebie i od razu dopadłem do szafki. Zacząłem wyrzucać jej zawartość, czyli kartki, w poszukiwaniu jednej konkretnej. W końcu ją znalazłem i położyłem na stole. Potem szybko przejrzałem resztę, a gdy zobaczyłem tę, o którą mi chodziło, dołączyła do poprzedniej na blacie. Wodząc palcem po kartce szukałem odpowiedników dziwnych znaków widniejących na papierze. Pierwsza litera: „X”. Druga: „A”. Trzecia… „Chwila, jest taka w ogóle? A, jest, już widzę. Chwila, chwila…” Czułem jak oblewa mnie zimny pot. Drżącym palcem wodziłem po kartce i niemalże niesłyszalnym szeptem wypowiedziałem odpowiednik czwartego znaku. Gdy znalazłem piąty, odwróciłem się od stołu i oparłem o niego, a ręką dotknąłem czoła. Moje usta układały się to w słowo. Słowo, które napisałem podczas pierwszej lekcji elfickiego z Ligolisem. Na kartce widniało słowo „Xalit”.

_______________________________________________________________________________________________________

Naprawdę Was przepraszam kochani! Jeśli chcecie mogę Wam dać streszczenie poprzednich części. :P Tylko napiszcie w komentarzu. ;) I spokojnie: nie będę zła! Wiem, że to moja wina, a nie Wasza. ;D Niedługo pewnie znowu coś napiszę. ;)

Do napisania kochani i obfitych w prezenty Mikołajek! <3

Oto herb Whitemount (tak mniej więcej oczywiście XD):


(P.S. Prześwitują tam inne kartki, dlatego tak dziwnie wygląda :P)

A oto godło Whitemount (mniej więcej oczywiście + powinno być w kółku :P)