sobota, 31 października 2020

Chata

 

Tytuł: Chata

Autor: William Paul Young

Data przeczytania: marzec 2017

 

Opis: Najmłodsza córka Mackenziego Allena Phillipsa Missy została porwana podczas rodzinnych wakacji. W opuszczonej chacie, ukrytej na pustkowiach Oregonu, znaleziono ślady wskazujące na to, że została brutalnie zamordowana, ale ciała dziewczynki nie odnaleziono. Cztery lata później pogrążony w Wielkim Smutku Mack dostaje tajemniczy list, najwyraźniej od Boga, a w nim zaproszenie do tej właśnie chaty na weekend. Wbrew rozsądkowi Mack przybywa do chaty w zimowe popołudnie i wkracza do swojego najmroczniejszego koszmaru. Jednakże to, co tam znajduje, na zawsze odmienia jego życie.
Mack spędza w chacie weekend, uczestnicząc w czymś w rodzaju sesji terapeutycznej z Bogiem, nazywającym siebie Tatą, Jezusem, który pokazuje się pod postacią żydowskiego robotnika, i Sarayu, Azjatką uosabiającą Ducha Świętego.

Moja opinia: Książka jest napisana bardzo przyjemnym i lekkim językiem, łatwo więc się ją czyta. Uważam, że mimo swojej treści opierającej się na wierze chrześcijańskiej jest przeznaczona dla wszystkich. Zawiera wiele prawd, które mogą trafić do człowieka. Słyszałam, że nie wszystkie stwierdzenia zgodne są z wierzeniami Kościoła, jednak sądzę, że i tak warto je rozważyć. Przedstawienie Trójcy Świętej uważam za bardzo pomysłowe i dające do myślenia. Wielu osobom nie podoba się ukazanie Boga Ojca jako ciemnoskórej kobiety, a według mnie jest to bardzo dobre posunięcie, ponieważ obnaża chrześcijańskie stereotypy. Mimo że jedną z prawd Kościoła jest fakt, że Bóg ma w sobie zarówno pierwiastek męski i żeński, to wyobrażamy go sobie najczęściej jako mężczyznę. A takie ukazanie Ojca polemizuje z tym stereotypem, co bardzo mi się podoba.

Myśl przewodnia tej książki jest mi bardzo bliska, przez co z wielką chęcią sięgnęłam po tę pozycję. Dość łatwo mogłam utożsamić się z głównym bohaterem i przeżywanymi przez niego rozterkami. Różne stwierdzenia z tej powieści bardzo do mnie trafiły, pocieszyły i dały do myślenia.

Uważam, że postacie są bardzo dobrze zbudowane, a ewolucja głównego bohatera wyśmienicie poprowadzona. Nawrócenie Mackenziego przebiegało powoli, wcale nie było tak, że spotkał się z Bogiem i od razu się nawrócił, tylko był to skomplikowany proces, co uważam za duży plus tej opowieści. Kolejną rzeczą, która bardzo mi się podobała jest uosobienie cierpienia bohatera, czyli nazwanie go Wielkim Smutkiem.

Bardzo polecam tę książkę każdemu, nieważne jakiej jest wiary czy nie jest żadnej. Poza rozważaniem różnych życiowych prawd książka ta jest bardzo przyjemną opowieścią z ciekawymi wydarzeniami.