sobota, 30 kwietnia 2016

LBA

Hehe, szybka jestem, nie? Trzy nominacje, z czego najstarsza jest sprzed prawie roku.
;')  xD
Wybaczcie Tris, Fobosie i przede wszystkim Kolorowe Stworzonko, że tyle zwlekałam. ;') Ale odpowiadam! ^^ xD

Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez Tris, Fobosa oraz Kolorowe Stworzonko. Ich blogi serdecznie polecam, a znajdziecie je o tutaj:
Tris
Fobos
Kolorowe Stworzonko

A więc zaczynamy. Najpierw pytania od Tris:

1. Ulubiona książka/seria.
Nie cierpię takich pytań. Mam trzy, więc wymienię trzy i o. Bunt. xD
A więc: Zwiadowcy, Baśniobór oraz Młody Samuraj. Najukochańsze. <333

2. Jakie jest twoje marzenie?
Znowu jedno? Ej no. xD Znowu bunt. Będą dwa.
Wydać książkę i odwiedzić Nową Zelandię.

3. Wolisz najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzeć film, czy na odwrót?
Raczej najpierw książka. ;)

4. Czym się interesujesz?
A co to za pytanie? Zbyt ogólne! xD
Czytaniem, pisaniem, tańcem, jazdą konną, grą na gitarze, Nową Zelandią, Japonią troszku, blogowaniem i pewnie jest jeszcze z tysiąc innych rzeczy. xD

5. Planujesz w przyszłości mieszkać w Polsce czy chcesz wyjechać na stałe do innego kraju? Jakiego?
Zostaję w Polsce.

6. Twój ulubiony gatunek książek.
Fantasy. <3

7. Miejsce na Ziemi, które chciałabyś bardzo zobaczyć.
Jedno? Nowa Zelandia.

8. Wolisz Wielkanoc czy Boże Narodzenie?
Boże Narodzenie. <3 Chociaż w tym roku zakochałam się w Triduum Paschalnym. <3 Ale mimo wszystko Boże Narodzenie. :D

9. Gdybyś dostała taką władzę, by zmienić coś na świecie jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, to co byś zmieniła? (np. głód, wojny)
Hmmm... Zamieniłabym wszystko na utopię. Chyba zlikwidowałabym nieszczęście. Po prostu.

10. Jakiemu filmowi przyznałabyś Oskara na tegorocznej Gali Oskarów?
I masz babo placek. *leci sprawdzić w internecie, jakie filmy były nominowane* Szczerze? Prawie żadnych nie oglądałam. xD A więc dałabym Oskara Hobbitowi Gwiezdnym Wojnom lub Marsjaninowi. :) Albo obu. xD

11. Czy gdybyś mogła zakazać czytania jakiegoś gatunku książek jaki by to był gatunek i dlaczego?
I masz babo drugi placek. Czy to nie jest przypadkiem moje pytanie? I pocóż ja takie wymyślałam...
Nie mam pojęcia. xD Serio. xD A niech se ludzie czytają co chcą. ;')



Na drugi ogień idą pytanka od Fobosa:

1. Jesteś umysłem ścisłym, czy humanistycznym? A może artystycznym?
Żadnym Humanistycznym.

2. Co byś zrobiła, gdyby nagle wybuchł wulkan pod Yellowstone, a ty byłabyś w Ameryce, a chmura pyłu zmierzała w twoją stronę?
Umarłabym ze strachu.

3. Wolałabyś autograf swojego ulubionego pisarza, czy aktora/piosenkarza/reżysera itp.?
Dobre pytanie. Hmmm... Pisarza już mam, więc może teraz aktora/reżysera. xD

4. Jaki jest sens w powieściach o miłości?
To zależy od powieści. I rodzaju miłości. W niektórych chodzi o samą wartość miłości, w innych o to, że jest ona napędem do działania, a w jeszcze innych, że miłość jest podstawową potrzebą każdego człowieka, jakkolwiek by się przed tym wzbraniał. Mówię, to zależy od powieści (w sensie fabuły) oraz rodzaju miłości, nie da się jednoznacznie stwierdzić.

5. Jak się nazywa Twój ulubiony polski film?
Kiler! <3 Kiler po wsze czasy! <333

6. Zrobiłabyś sobie w przyszłości tatuaż? Jeśli tak, to jaki?
Raczej nie. Przeraża mnie trochę to, że jest to decyzja na całe życie, tyle się jeszcze przecież może zmienić, w naszym myśleniu chociażby.

7. Jakiego gatunku zwierząt się boisz?
Jeśli pająki zaliczają się do zwierząt, to pająków.

8. Wolisz chemię, czy biologię?
Biologię zdecydowanie.

9. Wiesz już, co chcesz robić w przyszłości?
Dobry żart. ;') Nie.

10. Chciałabyś umieć jeździć na motorze?
* na motocyklu. Chciałabym.

11. Lubiłaś Witch?
Kochałam! xD




Teraz doczekała się Kolorowe Stworzonko. ^^

1. Co myślisz o swojej lampie?
Hmmm, zależy jakiej. Ta stojąca w salonie jest bardzo ładna. I pasuje do ogólnego wystroju.

2. Jeśli do końca życia miałabyś chodzić w jednych butach, jakie buty by to były?
Reeboki. Wygodne są.

3. Rower czy rolki?
Nie umiem jeździć na rolkach, więc rower. ;')

4. Wolałabyś iść do kina na premierę drugiej części Kosogłosa czy do teatru na RENT lub Metro?
Gdyby RENT lub Metro by mnie zainteresowały to do teatru.

5. Jaki jest Twój ulubiony owoc?
Dobre pytanie. Jabłko? Banan? Chyba te dwa.

6. Jakiego szamponu do włosów aktualnie używasz? Jesteś z niego zadowolona?
Szczerze to nie wiem jaki to teraz jest. O.o W każdym razie jest nawet spoko, ale wolę Naturię.

7. Z jakiego swojego sukcesu w tym roku szkolnym jesteś dumna najbardziej?
Z pierwszego miejsca z moją kochaną grupą w Inowrocławiu i Białych Błotach. <3 A, i z ukończenia wreszcie balu. xD

8. Czy na pulpicie Twojego komputera panuje okropny nieład niczym na moim czy wręcz przeciwnie - masz wszystko pięknie poukładane w folderach?
Nie mam własnego komputera. ;') *leci sprawdzić pulpit netbooka, na którym jest aktualnie* Hm. Tak pół na pół na tym wspólnym netbooku. xD

9. Jaka jest Twoja ulubiona bajka Disneya, DreamWorks'a, czy czego tam chcesz? Dlaczego?
Disneya - Kraina Lodu <33333333
Sony Pictures Animation - Hotel Transylwania <33333333

10. Nosisz zegarek? Jeśli tak - jaki? Jeśli nie - jaki chciałabyś nosić?
Noszę. :D Swatcha. <3

11. Na co zwracasz szczególną uwagę, kiedy poznajesz nową osobę?
Szczerze? Nie wiem. xD Może (żeby nie powiedzieć na wygląd) na twarz? W sensie - uśmiech? Może...


A teraz moje nominacje:
maskazycia.blogspot.com
nasziherbatkiswiat.blogspot.com
otchlan-internetu.blogspot.com
takizwyczajnyblog.blogspot.com
swiat-oczami-zakreconej-nastolatki.blogspot.com
onlyexperiences.blogspot.com

Tris, wiem, że ostatnio miałaś parę nominacji, dlatego to nie jest obowiązkowe, ale jeśli chcesz odpowiedzieć na te pytanka to czuj się nominowana. :D

hopebravestory.blogspot.com


A oto pytanka:

1. Ulubiony program telewizyjny?
2. Ulubiony film? (możesz wymienić parę)
3. Czy jest jakiś kraj, którym się fascynujesz? Jeśli tak, to jaki?
4. Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje?
5. Jakie jest Twoje największe marzenie? (może być kilka)
6. Masz wattpada?
7. Jaka jest Twoja ulubiona potrawa? (również może być kilka)
8. Wolisz gdy jest bardzo zimno czy bardzo gorąco?
9. Jaki jest Twój ulubiony napój?
10. Jakie zwierzęta lubisz najbardziej?
11. Lubisz pisać? Jeśli tak, to jaki gatunek?

A więc miłego odpowiadania! A, i majówki! Do napisania kochani! ;*
Kocham Was <3 (tych, którzy czytają a nie komentują również <3 ;*)

czwartek, 21 kwietnia 2016

Elf 18

Mogę już płakać? ;') Prawie płaczę ze szczęścia. Nawet nie wiecie jak jestem mega dumna z tej części. <3 Może nie wyszła najlepiej xD ale i tak jestem z niej ogromnie dumna <3 A więc: najpierw wstawiam Wam krótkie streszczenie xD Takie ogólne troszku, mam nadzieję, że coś ogarniecie. ;') A ja idę sobie pochlipać cichutko ze szczęścia i wzruszenia.


Leo jest zwyczajnym chłopcem, który ma problemy w szkole, a i w domu nie najlepiej mu się układa. Gdy odwiedza go młodsza siostra, całą rodziną jadą do stadniny koni. Leo nawiązuje ze swoim koniem niezwykłą więź, jednak wie, że najprawdopodobniej już go nigdy w życiu nie zobaczy. Po wyjeździe siostry Leo podczas snu, przenosi się w zupełnie inne miejsce. Budzi się lesie, gdzie spotyka braci - Ligolisa i Haldira, którzy zabierają go do zamku - Whitemount. Leo spotyka tam nowych przyjaciół i powoli staje się częścią tego świata. Gdy razem z Ozzym zapobiegają zamachowi stanu, król postanawia nagrodzić ich lekcjami jazdy konnej, szermierki itp. - uczyć ich mają synowie królewscy - Ligolis i Haldir. Podczas lekcji Leo poznaje historię Xalita - byłego przyjaciela Ligolisa, który zdradził i wywołał wielkie zamieszanie. Pewnego razu Leo ma sen z jego udziałem - okazuje się, że jest to sen kontrolowany przez Xalita. Opowiada on chłopcu o swojej historii. Okazuje się m.in. iż jest on Mrocznym Elfem. Gdy Leo opowiada wszystko rodzinie królewskiej, wszyscy są w szoku.

Elf 17
Najważniejsze wydarzenia:
Ligolis wraca z lasu cały zakrwawiony. Jego ojciec za parę dni urządza bal, na który został zaproszony również Leo. Chłopiec odwiedza rannego Ligolisa.

A więc już oficjalnie:                           Elf 18

Nadszedł dzień balu. Nie bardzo wiedziałem co mam robić, więc stałem pośrodku komnaty i tępo patrzyłem przez okno. Przez mój umysł przelatywało tysiąc myśli na sekundę i jakoś żadna nie chciała zostać na dłużej. Stałem tak przez dobrą godzinę, aż w końcu przyłapałem się na tym, że myślę o oberży rodziców Maddie. Chociaż jedna myśl zdecydowała się odpocząć od szaleńczego pędu w moim umyśle. O jak miło.
Cały czas dręczyła mnie też myśl, że na tym balu nie będzie prawie nikogo, kogo znam. Paczka nie mogła, bo byli zbyt „nisko postawieni” jak mi to wytłumaczyli. Strasznie się bałem, gdyż zupełnie nie byłem obyty w tych sprawach.
W pewnym momencie drzwi do mojej komnaty się otworzyły, lecz nie zwróciłem na to uwagi. Po chwili poczułem dłoń na swoim ramieniu.
- Już niedługo, Leo.
Odwróciłem się do Haldira i spojrzałem na niego beznamiętnym wzrokiem.
- Ta – nic ambitniejszego nie byłem w stanie wymyślić.
- Nie martw się, będzie dobrze.
- Ta, z pewnością – westchnąłem. – Jak ja nawet nie wiem, co mam na siebie włożyć.
- Ale ja wiem – po tych słowach Haldir skierował się w stronę mojej sypialni, w której znajdowała się szafa, podszedł do niej i otworzył. Wyciągnął stamtąd bordowy surdut z pozłacanymi klamrami, co wyglądało dość dostojnie, więc nie uśmiechało mi się zbytnio paradowanie w tym przez cały wieczór.
- Bankiet zacznie się o siódmej. Nie zapomnij, Leo – tymi słowami Haldir mnie pożegnał i wyszedł z komnaty. Patrzyłem za nim przez chwilę, po czym westchnąłem i ciężko opadłem na łóżko.


Nie chcę tam iść.
Ale ja chcę. Więc mamy problem.
No najwyraźniej.
Bez przesady. Będzie fajnie!
O, ta. Z pewnością.
Oj, no weź. Będziemy się bawić! Będzie zabawa! Jupiii!
Lepiej się przymknij, Sean.
A co ja ci takiego robię, przepraszam bardzo?
Wkurzasz.
Ehhh, z tobą to się dogadać…
I vice wersa.


Po tych słowach Lucas umilkł.
Była godzina dziewiąta, więc miałem jeszcze osiem godzin do rozpoczęcia balu. Zastanawiałem się, jak spożytkować ten czas. Stwierdziłem, że wyjdę na dwór i może jakieś zajęcie samo się znajdzie.
Zszedłem po schodach i wyszedłem z zamku. Rozejrzałem się po placu i poszedłem przed siebie.
- Leo! – usłyszałem w pewnym momencie.
Zwróciłem się w stronę, z której dobiegł okrzyk i… ujrzałem Heian, machającą do mnie. Stała razem z Harmony. Podszedłem do nich.
- Witaj Leo – przywitała się promiennie elfka.
- Witam.
- Witaj Leo. Już się poznaliśmy – odezwała się Harmony spokojnym głosem.
- Zaiste – odpowiedziałem z uśmiechem. – Idziecie na dzisiejszy bal?
- I owszem, Leo. I owszem. Obie. Z rodzinami. I jeszcze Cleo idzie.
- Serio? – rozpromieniłem się.
Harmony zaśmiała się.
- Tak Leo. Zgaduję, że ty też?
Westchnąłem i przytaknąłem niechętnie.
Heian zaśmiała się.
- Widzę, że się nie cieszysz.
Ponownie wetchnąłem.
- Nie mam obycia w tych sprawach – wyznałem. – Zupełnie nie wiem, co mam robić.
- Trzymaj się blisko nas, Leo – Harmony mrugnęła do mnie. – Pomożemy ci.
Heian pokiwała głową na znak solidarności z przyjaciółką.
- Dziękuję – odetchnąłem z ulgą.
- Jakie masz plany na najbliższe parę godzin?
Wzruszyłem ramionami.
- Szczerze mówiąc to żadne.
- Radzimy ci pójść do oberży – wtrąciła Heian. – Chwila odprężenia ci się przyda.
- Może i macie rację… Okej, dzięki za radę.
Dziewczyny uśmiechnęły się i odeszły nim zdążyłem odwzajemnić uśmiech. Wzruszyłem ramionami i skierowałem się w stronę oberży, próbując sobie przypomnieć, gdzie się ona znajduje. Błądziłem uliczkami z dobrą godzinę, gdy w końcu ujrzałem zachęcający szyld „Pod Wesołym Bykiem”. Uśmiechnąłem się i pewnym krokiem wszedłem do środka. Moja pewność siebie prysła jak bańka mydlana, gdy przekroczyłem próg. Oberża była w połowie pełna i większość osób nie wyglądała zbyt zachęcająco. Kilka gości zerknęło na mnie, gdy wszedłem, a gdy nie wydałem im się interesujący, wrócili (na szczęście) do swoich zajęć. Jedyną osobą, której uwagę przykułem na dłużej była Eleanor, stojąca za ladą i uśmiechająca się do mnie, wycierając szklankę ścierką. Podszedłem do niej.
- Witaj Leo! – przywitała mnie wesoło. – Czego sobie życzysz? Specjalnego napoju dla nieletnich?
- Nie miałbym czym zapłacić – wyznałem.
- Och, ależ nie szkodzi. Na koszt firmy – mrugnęła do mnie, a ja uśmiechnąłem się w podziękowaniu.
Już po chwili trzymałem w rękach wielki kufel z napojem. Eleanor nachyliła się ku mnie i wskazała ręką gdzieś w prawo.
- Możesz usiąść przy Is.
Zwróciłem wzrok w tamtą stronę. Rzeczywiście, przy jednym ze stołów siedziała Isabelle, nachylona nad blatem. Podszedłem do niej i usiadłem. Zobaczyłem, że przed nią leżą jakieś rośliny, a ona… coś z nimi robi. Gdy się dosiadłem, uniosła na mnie wzrok.
- Witaj Leo – jej głos był taki cichy i spokojny, a jednak wiele się pod nim kryło.
- Witaj Isabelle. Co robisz? – mówiąc to, upiłem łyk napoju.
- Układam zioła – odpowiedziała tonem, jakby mówiła, że obiera ziemniaki na obiad.
- A-ha. A po co?
- Bo są interesujące.
- Yhyyym, bardzo.
Zerknęła na mnie.
- Nie zgadzasz się z tym, co?
- Nie, wręcz przeciwnie. Chociaż niezbyt wiem z jakiego powodu.
Isabelle zaśmiała się.
- Wiesz, zioła można wykorzystać na wiele sposobów. Mogą być lekami, a mogą być po prostu zwykłą herbatką. Jest wiele rodzajów ziół. Niektóre potrafią być trujące – umilkła na chwilę. – Właśnie między innymi dlatego zioła są tak interesujące – zakończyła swoją wypowiedź z uśmiechem.
- Ciekawe – nic ambitniejszego nie byłem w stanie wymyślić. – Opowiesz mi trochę o nich?
Is przytaknęła.
Spędziliśmy tak trochę czasu, aż uświadomiłem sobie, że muszę już iść. Pożegnałem się z Is i pobiegłem do swojej komnaty. Podszedłem do łóżka i z niechęcią spojrzałem na strój, który przygotował mi Haldir. Westchnąłem i zacząłem się przebierać.

***


Pięknie.
Możesz przestać ociekać sarkazmem?
Wybacz. Ale naprawdę pięknie wyglądasz. Nie zapominaj, że ty to też i ja.
Ah, no tak. Wybacz.
Teraz to ty ociekasz sarkazmem.
Ja, czyli też i ty.



W tym momencie drzwi do mojej komnaty się otworzyły i wszedł Haldir. Zobaczył, że stoję przed lustrem i uśmiechnął się lekko.
- Pięknie - skomentował.

A widzisz.

- Dziwnie się w tym czuję - wyznałem.
- Nie martw się Leo. Wszystko będzie dobrze. - po tych słowach wyszedł z komnaty.
- Coś i tak nie wierzę - mruknąłem, ale poszedłem za nim.                             
W miarę jak zbliżaliśmy się do Wielkiej Sali, czułem jak żołądek podchodzi mi coraz wyżej. Zrobiło mi się niedobrze i zakręciło w głowie. Już widziałem drzwi Wielkiej Sali - ogromne drewniane rzeźbione drzwi. Doszliśmy do nich i Haldir mocno je pchnął. Czułem jak wzrok zachodzi mi mgłą. Trochę się rozrzedziła, gdy zobaczyłem wnętrze, a oczy prawie wyszły mi z orbit. Sala była tak wielka, że nie mogłem ogarnąć jej wzrokiem. Miała jakieś 28 metrów wysokości, a na sklepieniu można było podziwiać malowniczy fresk zajmujący całą jego przestrzeń. Było tu wiele okien, a na ścianach mnóstwo złotych ornamentów. Wszędzie kręciły się dostojnie ubrane osoby. Stroje kobiet były wytworne – jedne miały na sobie błękitne suknie z kremowymi haftami i falbankami, u innych po zielonym jedwabnym materiale pięły się rajskie ptaki w towarzystwie kwiatów oraz liści. Wszystkie te stroje aż olśniewały swą wspaniałością. Sala była cała w dekoracjach, stało tu mnóstwo stołów zastawionych przeróżnymi potrawami, a na samym środku znajdował się parkiet. Trochę z boku było dosyć obszerne podwyższenie, na którym stała orkiestra. Składała się ona z kilku osób i rozstawionych wokół nich instrumentów. Na końcu zaś, na podwyższeniu, stał tron. Zrobiony był z jasnego, rzeźbionego drewna, a siedzenie obite zostało czerwonym płótnem. Obok niego, po prawej stronie, stał podobny, lecz nieco mniejszy. Zauważyłem, że król zajął już swe miejsce i obserwował gości. Jego strój był niesamowity –  obszerny, purpurowy płaszcz z gronostajów oraz długie czarne buty. Stwierdziłem, że dość dziwnie w tym wygląda i odrobinę się uśmiechnąłem. Jednak zaraz moją uwagę przykuł ktoś inny. Parę metrów ode mnie, oparty o stół i uśmiechnięty stał Ligolis. Natychmiast do niego podbiegłem, zanim Haldir zdążył mnie przed tym powstrzymać.
- Ligolis! – rzuciłem się na niego. Mój przyjaciel stęknął, a potem się zaśmiał i odsunął mnie delikatnie od siebie.
- Witaj Leo.
- Jak się czujesz?
- Świetnie – uśmiechnął się. – A na pewno lepiej niż ostatnio.
Odwzajemniłem uśmiech. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na ich strój. Obaj bracia byli ubrani podobnie – czarny surdut ze złotymi klamrami oraz wysokie buty w tym samym kolorze. Trzeba przyznać, że wyglądali w tym imponująco. Rozejrzałem się po sali. Robiło się coraz tłoczniej.
- Kiedy to się zacznie? – spytałem.
Ligolis wzruszył ramionami.
- Już niedługo. Wszyscy zaczynają się schodzić, więc jeszcze parę minut. Nie masz tu znajomych?
Rozejrzałem się.
- Powinienem mieć – stwierdziłem.
- Pójdź ich poszukać. Haldir i ja musimy cię na chwilę opuścić – po tych słowach oboje wmieszali się w gęstniejący tłum.
„Wielkie dzięki” – pomyślałem, lecz już zaraz skupiłem się na poszukiwaniu Harmony, Heian i Cleo. Przeciskałem się między różnie ubranymi osobami, a lawirowanie między kobietami ubranymi w suknie z krynoliną jest naprawdę ciężkie. Nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim nadgarstku, a gdy się obróciłem, stanąłem twarzą w twarz z Cleo.
- Chodź – uśmiechnęła się. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć pociągnęła mnie między tłum i już po chwili stałem obok niej, Heian i Harmony.
- Witaj Leo – odezwała się Heian. – Akurat zdążyłeś na początek.
Poszedłem za jej wzrokiem. Na podwyższeniu na końcu sali, gdzie znajdował się tron, stał król, a po jego bokach Ligolis, Haldir i Liliami. Gwar rozmów powoli cichł.
- Musicie przyznać – rzekła Cleo. – Że Ligolis i Haldir wyglądają w tych strojach nieziemsko przystojnie.
Pozostałe pokiwały w zamyśleniu głowami. Zaraz potem król przemówił:
- Drodzy mieszkańcy! Drodzy przybyli! Serdecznie witam was wszystkich na balu! Mam nadzieję, iż spodoba wam się tutaj oraz że niczego wam nie zabraknie. Zwyczajem jest, iż to król z małżonką rozpoczynają bal pierwszym tańcem. Niestety, z przykrością muszę oznajmić, iż moja małżonka nie mogła być dziś obecna, więc zamiast tego bal rozpoczną mój najstarszy syn oraz córka. Jeszcze raz wszystkich serdecznie witam!
Gdy Haldir i Liliami schodzili na parkiet, patrzyłem na nich szeroko otwartymi oczami. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Wśród zgromadzonych zapanowało poruszenie, które powoli cichło, gdy orkiestra zaczęła grać wolną muzykę. Haldir i Liliami ruszyli. Powoli przemieszczali się w rytm muzyki po parkiecie, najpierw małymi krokami, potem zataczali coraz większe koła. Zebrani patrzyli na nich jak zahipnotyzowani. Niektórzy zaczęli kiwać się w takt. Panowała całkowita cisza. Słychać było tylko muzykę i stukot butów o parkiet.
Po paru minutach melodia ucichła, a Haldir i Liliami ukłonili się i zeszli. Wszyscy powoli się otrząsali, widziałem jak parę kobiet ukradkiem otarło oczy. Gdy orkiestra z powrotem zaczęła grać, tym razem żywszą melodię, goście ostatecznie się rozbudzili. Gwar rozmów powrócił. Kilka par już zajęło parkiet. Spojrzałem na Cleo. Uśmiechała się szeroko i wskazywała coś głową. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem Ligolisa zmierzającego w moją stronę. Już po chwili był przy mnie.
- Jak tam? Żyjesz?
- A czemu miałbym nie żyć?
Ligolis wzruszył ramionami.
- Tak pytam.
Przez chwilę zapanowało milczenie.
- Piękne to było.
- Co?
- Ten taniec.
Ligolis uśmiechnął się.
- Zaiste.
Podeszła do nas Harmony i ukłoniła się lekko.
- Witaj książę.
Ligolis ponownie się uśmiechnął.
- Witam. Jak się bawicie?
- Moje przyjaciółki i ja nie możemy się doczekać wspólnych tańców.
- Jakich tańców? – spytałem zdezorientowany.
Ligolis roześmiał się.
- Nie przejmuj się Leo. Tobie nikt nie będzie kazał tańczyć. Mi zresztą nawet zabronią – tu się skrzywił.
- Dlaczegóż to, panie? – zdziwiła się Harmony.
- Widzisz… Byłem ostatnio trochę poszkodowany, a moja rodzina jest deczko nadopiekuńcza.
Harmony pokiwała głową na znak, że rozumie, a ja tylko uniosłem znacząco brew do góry. Ligolis to zignorował.
- Wybaczcie, muszę was na chwilę zostawić – książę uśmiechnął się przepraszająco i oddalił spiesznym krokiem. Harmony i ja spojrzeliśmy po sobie zdziwieni, a następnie jednocześnie wzruszyliśmy ramionami.
- Wybacz Leo, ja muszę na chwilę pójść do rodziców.
- Jasne – zaśmiałem się. – Może jakoś przeżyję parę chwil sam.
Gdy Harmony się oddaliła, rozejrzałem się za Ligolisem. Gdzie też mógł zniknąć? Po chwili go zobaczyłem. Rozmawiał… z Mintisilią. Nawet nie zauważyłem, gdy pojawił się przy mnie Haldir.
- Interesujące, co? – drgnąłem jak oparzony na dźwięk jego głosu. – Biedny Ligolis. Wie, że teraz nie damy mu spokoju, skoro o tym wiemy. Ale, jak to on, wydaje się tym nie przejmować.
Milczałem chwilę, bo nie wiedziałem co mam powiedzieć.
- Piękny był ten wasz taniec.
Haldir uśmiechnął się lekko.
- Możliwe. Ale i tak nad nim ubolewam.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Jak to?
- Wolałbym, żeby to Ligolis zatańczył.
Milczałem chwilę.
- Dlaczego?
- Widzisz Leo. Tak się składa, że on tańczy o wiele lepiej niż ja. Zwłaszcza z Liliami. Tworzą wspaniałą parę. Kilka razy zdobyli mistrzostwo na zawodach.
Wytrzeszczyłem na niego oczy. Haldir spojrzał na mnie i się zaśmiał.
- Nie patrz tak. Naprawdę.
- To czemu w takim razie nie tańczyli?
- Bo ja jestem pierworodnym – Haldir westchnął. – To chyba jedyny powód.
- Ładnie to tak obgadywać?
Oboje z Haldirem podskoczyliśmy jak oparzeni. Przed nami stał Ligolis z chytrym uśmiechem na twarzy. Jego brat odetchnął głęboko.
- Zabiję cię kiedyś – powiedział przez zaciśnięte zęby. Ligolis zaśmiał się.
- No wiesz? Własnego brata?
- A co to za różnica?
- Jeszcze śmiesz pytać?
- A co to za zwyczaj odpowiadać pytaniem na pytania?
- Jak widać uczyłem się od najlepszych.
Haldir sapnął.
- Ty niegodziwcze.
Ligolis zaczął się śmiać, a Haldir po chwili do niego dołączył.
Gdy tak na nich patrzyłem coś ścisnęło mi serce. Bo zrozumiałem, tak naprawdę dopiero teraz, jaką ci dwoje darzą siebie ogromną miłością. Jeden zrobiłby dla drugiego dosłownie wszystko i prędzej pozwoliliby, żeby cały zamek zrównano z ziemią niż żeby którykolwiek zginął.
- Jak tam Leo? – spytał mnie Haldir.
Spojrzałem na niego i pokręciłem głową.
- Kompletnie nie wiem, co mam robić.
Bracia spojrzeli po sobie, a Ligolis zachichotał.
- Jedz. To jest najlepsze rozwiązanie.
Rozejrzałem się wokół. Faktycznie, stoły były zastawione mnóstwem smakowicie wyglądającego jedzenia.
- Może to i nie taki głupi pomysł.
Rozmawialiśmy jeszcze przez pewien czas, aż nagle wszyscy podskoczyliśmy, bo orkiestra zaczęła grać nowy kawałek, a zrobiła to tak głośno, że o mało nie dostałem zawału.
- Ah, menuet – stwierdził Haldir.
Spojrzałem na niego z uniesioną brwią.
- To zapowiedź do menueta – takiego wspólnego tańca – wyjaśnił mi jego brat. – Właściwie na razie to będzie wersja pokazowa.
- A co ja mam wtedy robić?
- Postoimy sobie z boku Leo – uśmiechnął się do mnie Ligolis.
Skinąłem głową. Zaraz potem poszliśmy razem pod prawie sam tron i stanęliśmy w grupce ludzi, która zdążyła się już tam zebrać. Po chwili wszyscy ucichli, a na parkiet wyszła grupa dostojnie ubranych ludzi. Orkiestra zaczęła grać początkowo wolną muzykę. Pary rozstawiły się na parkiecie, tak że kobiety były po prawej stronie, a mężczyźni po lewej, i powoli ukłoniły się przodem do króla. Następnie partnerzy zwrócili się do siebie przodem i ponownie złożyli ukłon. Potem odwrócili się najpierw do króla, by następnie stanąć do siebie tyłem i ukłonić się publiczności. Później zwrócili się z powrotem na wprost władcy i rozpoczęli taniec. Najpierw podeszli tanecznym krokiem trochę do przodu, po czym mężczyźni zatrzymali się, a damy poszły w prawo na ukos i odwróciły się w kierunku swych partnerów. Następnie i kobiety, i mężczyźni zaczęli iść w swoją prawą stronę po kole. Zatrzymali się naprzeciwko siebie, a potem zbliżyli i stykając się dłońmi, zrobili kółko. Potem zmienili ręce oraz strony i wykonali następny obrót. Oddalili się od siebie i znów zaczęli iść po kole naprzeciw siebie. Ponownie się zatrzymali, lecz tym razem tylko dygnęli w dwie strony. Później podeszli do siebie, wzięli się pod ręce i okręcili w jedną i drugą stronę. Potem zaczęli iść już razem i wykonali jeszcze parę innych figur, a następnie powtórzyli całość. Ukłonili się królowi i dostojnie zeszli z parkietu. W całej sali rozległy się brawa. Następnie na parkiet weszło mnóstwo innych osób, muzyka rozległa się ponownie i pary ruszyły, wesoło przy tym rozmawiając.
Ligolis pociągnął mnie za łokieć i już zaraz staliśmy przy jakimś stole, a po chwili podszedł do nas Haldir. Uśmiechnął się i wziął ze stołu ciastko. Uniósł je do góry i powiedział:
- Smacznego! – mrugnął do nas.
Ligolis zaśmiał się i wyciągnął rękę, lecz zamarł w bezruchu zanim zdążył czegoś dotknąć. Spojrzałem na niego z niepokojem. Jego oczy straciły wyraz, stały się nieruchome i wpatrywały się w przestrzeń. Osunął się na kolano, lecz nadal się nie ruszał. Haldir zauważył co się dzieje, wydał z siebie zduszony okrzyk i dopadł do brata. Otoczył go ramieniem, lecz nic więcej nie zrobił. Przyglądał mu się uważnie, a Ligolis wyglądał jak w transie. Nagle drgnął i zaczął głęboko oddychać. Rozejrzał się nieprzytomnie, a gdy zobaczył brata, zatrzymał na nim wzrok.
- Ogień – rzekł.
Haldir zmarszczył brwi, lecz nic nie powiedział. Jego brat natomiast znów się rozejrzał i mówił dalej.
- Ogień – powtórzył. – I las. Tak, to chyba był las. I byli tam… o w mordę. Niedobrze. W każdym razie… Był tam także jakiś chłopak. I Xalit. Jego śmiech…
- Ligolis – przerwał mu brat. Elf spojrzał na niego. – Spokojnie.
Haldir pomógł bratu wstać, a ten oparł się o stół i odetchnął głęboko. Starszy książę położył mu rękę na ramieniu.
- Ligolis. Uspokój się. I powiedz mi co widziałeś – rozejrzał się po sali. – Albo nie. Potem mi powiesz.
W tym momencie kaszlnąłem głośno, zwracając na siebie uwagę obu braci.
- Czy ktoś zechce mi w końcu wyjaśnić, o co tu chodzi?
Haldir spojrzał niepewnie na Ligolisa, lecz ten skinął zachęcająco głową.
- Widzisz Leo – starszy książę podszedł do mnie bliżej i nieco zniżył głos. – Chodzi o to, że Ligolis ma dar jasnowidzenia.
Przez chwilę stałem dalej normalnie, aż do mnie dotarło co usłyszałem i pokręciłem mocno głową.
- Że co?
- Jasnowidzenia. Potrafi przewidywać przyszłość.
- Męczące momentami – wtrącił Ligolis, a ja wytrzeszczyłem na niego oczy. Młodszy książę zaśmiał się. – Nie patrz tak na mnie. To wina ojca. Po nim to odziedziczyłem.
- Za dużo nowych wiadomości jak na dzisiaj – mruknąłem. – Ale co to ma wspólnego z tym, co się teraz wydarzyło?
- Miał wizję.
Aż otworzyłem usta, lecz zaraz je zamknąłem.
- A to coś poważnego?
- Zależy od tego, co widział.
- A co widział?
Haldir zaśmiał się.
- A co ty mnie pytasz. Jego pytaj. Albo nie. Lepiej na razie nie pytaj.
- Dlaczego?
- Za dużo tu ludzi.
Rozejrzałem się. No faktycznie, trochę dużo.
Podeszły do nas Heian, Harmony i Cleo.
- Witaj Leo! Witajcie książęta.
- Witamy – odrzekł Haldir. – Jak się bawicie?
- Właśnie wróciłyśmy z menueta.
- Och, i jak było?
- Cudownie! – Cleo uśmiechnęła się. – Jak zawsze zresztą. I pomyśleć, że będzie jeszcze kontredans…
- Co będzie? – oczywiście znowu nic nie zrozumiałem.
- Kolejny wspólny taniec – wytłumaczyła mi Heian z uśmiechem.
Westchnąłem.
- Ale ja nie będę musiał tańczyć, prawda?
Reszta zaśmiała się.
- Nie.
- To dobrze. Bo uwierzcie mi, to by była masakra. Nigdy nie tańczyłem. No, może w przedszkolu. A już zwłaszcza takich rzeczy. Nigdy nawet tego na oczy nie widziałem. Bym połamał sobie wszystko i przy okazji wszystkich wokół. Tak, wiem, że nie chcecie tego słuchać. Ale jakoś musicie wytrzymać – podczas, gdy reszta się śmiała, ja wziąłem ze stołu swoją szklankę i wypiłem zawartość do dna.
W pewnym momencie orkiestra zaczęła grać nieco żywszą melodię niż wcześniej. Wśród moich znajomych od razu zapanowało poruszenie.
- O tak! – wykrzyknął Haldir. – Wybaczcie mi na chwilę. – po tych słowach zniknął w tłumie.
Harmony do tańca porwał jakiś mężczyzna, jak się później okazało, był to jej brat. Cleo też gdzieś zniknęła, a Ligolis powiedział, że musi coś sprawdzić i również wyparował. Zostaliśmy z Heian sami. Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się.
- Może pójdziemy coś zjeść? – zaproponowała Heian.
Zgodziłem się z zapałem. Poszliśmy do stołu z ciastami, nałożyliśmy sobie na talerzyki najwięcej jak się dało i zaczęliśmy pałaszować, oglądając tańczący tłum. Kilka osób spojrzało na nas dziwnie, lecz się tym nie przejęliśmy. Tutejsze ciasta smakowały wyśmienicie i stwierdziłem, że dnia by mi nie starczyło, by spróbować wszystkich rodzajów jakie były na tym stole. Jednak nie zdążyłem zbyt długo się nad tym poużalać, bo wrócił Ligolis.
- A więc tu was można znaleźć.
Uśmiechnąłem się do niego, jednak nie odpowiedziałem, bo miałem usta pełne ciasta.
- Niedługo będzie kontredans – rzekł Ligolis.
- Naprawdę? – Heian wyraźnie się ożywiła. – Ale super!
Książę uśmiechnął się do niej.
- No super. A co ja mam wtedy robić? – zapytałem.
- Możesz również spróbować potańczyć – Ligolis wyszczerzył się do mnie.
Spiorunowałem go wzrokiem.
- No chyba śnisz.
Heian zaśmiała się.
- Czemu nie?
Pioruny przeszły teraz na nią.
- Bo nie. Chcecie żebym wszystkich pozabijał?
Obok siebie usłyszałem parsknięcie, a gdy tam spojrzałem, ujrzałem Ligolisa, próbującego nie zakrztusić się ponczem.
- Zaraz to ja cię zabiję – zdołał powiedzieć, pomiędzy kaszlnięciami.
Nie udało mi się powstrzymać śmiechu.
Długo jeszcze rozmawialiśmy, niektórzy przychodzili do nas, potem odchodzili, by znów potańczyć, aż wreszcie orkiestra zaczęła grać zapowiedź do kontredansu. Wszyscy wokół mnie się ucieszyli, a Ligolis poprowadził mnie tam, gdzie wcześniej, tłumacząc, że tym razem również będzie wersja pokazowa.
Na parkiet wyszła grupka ludzi i ustawiła się w dwa koła. W wewnętrznym stanęli mężczyźni, a w zewnętrznym kobiety. Orkiestra zaczęła grać i ludzie ruszyli. Najpierw ukłonili się sobie, a następnie kobiety tanecznym krokiem przemieściły się parę kroków w lewą stronę. Oba koła ponownie zgięły się w ukłonie, po czym damy podeszły do mężczyzn i pary, biorąc się pod ręce, zrobiły koło wokół własnej osi. Następnie kobiety tanecznym krokiem wróciły na swoje pierwotne miejsca i ukłoniły się tancerzom. Potem pary dotykając się dłońmi okręciły się najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Następnie kobiety przemieściły się parę kroków w prawo i powtórzyły całą sekwencję. I tak jeszcze parę razy. Stwierdziłem, że jest to nawet w miarę proste. Na koniec oba koła ukłoniły się sobie nawzajem i zeszły z parkietu. W sali rozległy się brawa. Zauważyłem, że mają naprawdę ogromną moc, gdy taka ilość odbijała się echem od ścian. Następnie, tak jak ostatnio, gdy grupa pokazowa zeszła, parkiet zajęło mnóstwo innych osób i już zaraz powstały dwa ogromne koła.
Razem z Ligolisem ponownie udaliśmy się do stołów z jedzeniem, co mnie ogromnie ucieszyło i już zaraz zacząłem jeść. Gdy podszedł Haldir, miałem usta pełne sałatki. Uśmiechnął się do mnie.
- I jak się bawicie?
- Wyśmienicie – odrzekł Ligolis. – Zwłaszcza patrząc na ojca.
Haldir parsknął śmiechem, a ja zmarszczyłem brwi. Następnie obaj bracia spojrzeli jednocześnie na króla i ryknęli śmiechem. Śmiali się przez parę minut, a ja w tym czasie powoli przeżuwałem połączenie pomidora, sałaty i oliwek, zastanawiając się o co im chodzi. Gdy w końcu ochłonęli, a ja skończyłem żuć, zapytałem:
- O co chodzi?
Bracia spojrzeli na mnie.
- Widzisz go? – spytał Haldir, wskazując kciukiem króla. Kiwnąłem głową. – A widzisz w co jest ubrany? – ponownie potwierdziłem. – Właśnie w tym kryje się odpowiedź.
Zrozumiałem.
- Śmieszy was to, jak wygląda?
Bracia potwierdzili, o mały włos znowu nie wybuchając śmiechem.
- A czy to mądre śmiać się z króla?
- To nasz ojciec Leo. My możemy – rzekł Ligolis, sięgając po szaszłyk i szczerząc się do mnie.
Wzruszyłem ramionami i również wziąłem szaszłyk.
- No patrz, jaki ten płaszcz jest piękny – stwierdził rozmarzonym głosem młodszy książę, a jego brat omal nie wypluł ponczu z powrotem do szklanki. Tym razem nawet ja zachichotałem. Jednak dalszym śmiechom z króla kres położyły Cleo, Heian i Harmony, które właśnie do nas podeszły. Rozmawialiśmy jeszcze dosyć długi czas. W pewnym momencie zacząłem odczuwać zmęczenie. Ziewnąłem. Ligolis spojrzał na mnie.
- Zmęczony?
Kiwnąłem głową. Młodszy książę uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Nic dziwnego. Jest środek nocy. Chodź, odprowadzę cię.
Pożegnałem się ze wszystkimi i razem z Ligolisem wyszliśmy.
- I jak się bawiłeś Leo? – zagadnął po drodze.
- Wyśmienicie – uśmiechnąłem się. – Było cudownie.
Ligolis zaśmiał się.
- I było się tak bać?
W tym momencie doszliśmy do drzwi mojej komnaty. Książę położył mi rękę na ramieniu.
- Dobranoc, Leo.
- Dobranoc.
Szybko się przebrałem, umyłem i umościłem wygodnie w pościeli. Napięcie całego dnia spłynęło po mnie razem z wodą, więc szybko zasnąłem.
***
Światło. Krzyki. Ruch. To wszystko mieszało się ze sobą, wywołując straszliwy ból głowy. Rozejrzałem się. Wszędzie słychać było śmiechy, obok mnie tańczyły różne istoty, co jakiś czas mnie potrącając. Ledwo się powstrzymywałem od zrobienia czegoś niewłaściwego. Skup się. Skup się. Jesteś na misji. Powiodłem wzrokiem wokoło. Wypuściłem powietrze z płuc i poszedłem naprzód. Stanąłem obok stołu, wziąłem pierwszą lepszą szklankę, nalałem sobie ponczu i wychyliłem jednym haustem. Otarłem usta dłonią i odstawiłem naczynie. Skup się. Skup się. Jesteś na misji. Poszedłem dalej. Zatrzymałem się przy kolejnym stole i powiodłem wzrokiem po potrawach. Wziąłem kawałek ciasta z najbliższego talerza i w całości wepchnąłem sobie do ust. Okruszki posypały się na stół. Skup się. Skup się. Jesteś na misji. Nagle usłyszałem coś, co zwróciło moją uwagę. Głos. Ten głos. Mój pan wyczulił mnie na niego. Jednak po chwili ucichł. Rozejrzałem się gwałtownie, przy okazji kogoś potrącając. Nagle znów się odezwał. Spojrzałem w tamtą stronę. Tak. To on. Zmrużyłem oczy i wyraźniej ujrzałem dosyć niską postać z białymi włosami. Powoli zbliżałem się do stołu, przy którym stał. Znajdowałem się już tuż za nim. Był zajęty rozmową. Wyjąłem mały flakonik, odkręciłem i niepostrzeżenie, jednym szybkim ruchem wysypałem zawartość do jego szklanki. Po chwili wziął ją do ręki i wypił. Uśmiechnąłem się szyderczo. Zadanie wykonane.




Chlip, chlip.

piątek, 8 kwietnia 2016

Diana 1

Witajcie kochani! <333 ;*
Oto moje nowe opowiadanie i jestem z niego w miarę dumna. :D Znaczy się... pierwsza część dopiero xD Właściwie to planuję to jako powieść xD No, już xD Zapraszam do czytania, a z tym głupim balem jestem coraz dalej. ^^
Diana
Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy uczniowie zaczęli powoli zbierać się do klas. Diana, Marek, Julia i Agata śmiejąc się, weszli na lekcję matematyki. Usiedli w swoich ławkach, Diana jak zwykle z Agatą. Wyjęły książki i próbując nie roześmiać się na całą klasę, cicho rozmawiały. Po jakichś pięciu minutach przyszła nauczycielka i wszystkie rozmowy umilkły. Pani Syltar stanęła przed biurkiem i omiotła klasę wzrokiem.
- Otwórzcie zeszyty na pracy domowej – po tych słowach zaczęła iść między ławkami, a uczniowie szybko otwierali zeszyty.
- No no, ładnie Diano, ładnie. Z tego co widzę wszystko dobrze – pochwaliła dziewczynę.
- Dziękuję pani profesor – Diana uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Po skończonym obchodzie pani Syltar powiedziała:
- Diano, proszę, zapisz odpowiedzi na tablicy.
Dziewczyna podeszła do tablicy i skrupulatnie zapisała wszystkie zadania po kolei. Jej długie falowane brązowe włosy opadały jej za ramiona i sięgały do pasa. Diana była wysoką dziewczyną o niebieskich oczach. Uczyła się wyjątkowo dobrze i chociaż była w klasie humanistycznej, z przedmiotami ścisłymi również nieźle sobie radziła. Gdy skończyła pisać, uśmiechnęła się do nauczycielki i poszła do ławki. Siadając, wyszczerzyła się do Agaty. Ta odpowiedziała tym samym. Dziewczyny przyjaźniły się od gimnazjum, a że poszły do tej samej klasy w liceum, ich przyjaźń na tym nie ucierpiała.
Pani przyjrzała się tablicy.
- Bardzo dobrze – rozpromieniła się. – Diana plus. A teraz otwórzcie podręczniki na stronie 216.
Potem uczniowie po kolei szli do tablicy i rozwiązywali zadania. Gdy Martyna szła między ławkami, stało się coś dziwnego. Diana nagle złapała się za głowę i zaczęła krzyczeć. Wszyscy spojrzeli na nią przerażeni.
- D-Diana. Diana! – krzyknęła biała jak ściana Agata. Złapała przyjaciółkę za ramiona. – Diana! Co się dzieje?
Jednak dziewczyna cały czas krzyczała i nie odrywała rąk od głowy. Po chwili do klasy weszli trzej mężczyźni w garniturach. Gdy ujrzeli krzyczącą Dianę od razu skierowali się w jej stronę. Dwaj wzięli ją za ramiona i podnieśli z krzesła.
- A-Ale co panowie robią? Zostawcie ją! – krzyknęła spanikowana Agata. Trzeci mężczyzna popatrzył na nią, podczas gdy jego towarzysze wyprowadzali z klasy Dianę.
- Proszę zachować spokój i pozostać na miejscach – po czym on również wyszedł. Wszyscy patrzyli za nimi przerażeni. Julia, Marek i Agata spojrzeli po sobie z paniką w oczach. Co to miało znaczyć? Co z Dianą? Co się stało z ich przyjaciółką?!
***
Na przerwie panował jeden temat: kim byli mężczyźni w garniturach, dlaczego tyle osób krzyczało oraz dlaczego i gdzie ci mężczyźni te osoby zabrali. Okazało się bowiem, że w kilku innych klasach również wydarzyła się taka sytuacja. Julia, Marek i Agata stanęli razem i dyskutowali na ten temat.
- Boję się o Dianę - szepnęła Julia. - Że ci faceci mogli jej coś zrobić.
- Pytanie jest także jakim cudem tyle osób krzyczało w tym samym momencie - rzekł Marek.
Agata pokręciła głową.
- To wyglądało tak, jakby Dianę tak okropnie rozbolała głowa, że zaczęła krzyczeć.
- Możliwe, że tak było. Ale wtedy...
Przerwał im dzwonek. Przyjaciele spojrzeli po sobie i jednocześnie powiedzieli:
- Dokończymy później.
***
Po paru lekcjach całą szkołę zebrano na sali gimnastycznej. Słychać było gwar podenerwowanych rozmów, które wypełniały całe pomieszczenie. Na szybko sklecionym podeście stanął mężczyzna w garniturze z mikrofonem w dłoni i przemówił:
- Drodzy uczniowie – zrobił przerwę, by wszyscy ucichli. – Wiem, że zastanawia was, co się dziś wydarzyło – rozległy się pomruki poparcia – Otóż dzisiaj w waszej szkole odbyła się tajna akcja we współpracy z tajną policją, która miała na celu całkowite wyeliminowanie wampirów. Osoby zabrane przez nas nimi były i nie, nie było możliwości pomyłki, ponieważ użyliśmy do tego specjalnego urządzenia, które pozwoliło nam je zidentyfikować. Osoby te zostały oskarżone o bycie wampirami i natychmiastowo stracone – w tym momencie rozległy się okrzyki niedowierzania i oburzenia. – Przepraszamy za najście i życzymy miłego dnia.
Mężczyzna zszedł z podestu, oddał mikrofon dyrektorowi i już zaraz po nim i jego ludziach nie było nawet śladu.
Agata patrzyła po ludziach wokół. Na wszystkich twarzach malowało się zdumienie, strach, niedowierzanie... oraz udręka. Wiele osób płakało, niektórzy z emocji nie dali rady ustać na nogach.
Jej myśli płynęły powoli. Rozejrzała się. Diana. Diana. Wampir. Stracona. Nie żyje. Agata powoli uświadamiała sobie sens słów mężczyzny. Wskutek nagłego impulsu zgięła się wpół i upadła na podłogę. Łzy intensywnym strumieniem popłynęły po jej policzkach, a jej ciałem wstrząsnął szloch. To niemożliwe. To niemożliwe. Diana wampirem? To nie było możliwe w żadnym procencie. Przecież wampiry nie istnieją! Czy ten facet nie może tego pojąć?! Chyba naoglądał się za dużo filmów i seriali. To wymysł! Zwykła bujda! Czy zabili Dianę tylko dlatego, że chcieli się zabawić w łowców wampirów? To nie fair! To była jej przyjaciółka! Jej przyjaciółka! I na sto procent była tylko zwykłym człowiekiem. Agata bezwładnie upadła na podłogę. Jej przyjaciółka nie mogła być wampirem.