wtorek, 31 stycznia 2017

Elf 22

Wszystkiego dobrego w nowym roku! ;* <3


Otworzyłem oczy. Ujrzałem baldachim swojego łóżka i zmarszczyłem brwi. Czułem spokój. Zamknąłem na chwilę oczy i spróbowałem sobie przypomnieć co się wydarzyło. Chwilę mi to zajęło, lecz w końcu wspomnienia zaczęły powracać. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej. W końcu wróciły wszystkie, lecz nadal czułem spokój. Wiedziałem, ż powinienem się martwić tym wszystkim, przede wszystkim porwaniem Pauline, lecz… nie potrafiłem. Czułem spokój i nic nie mogło go zburzyć. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem po pokoju. Nic się nie zmieniło. Nagle drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Mono. Gdy mnie ujrzał, uśmiechnął się.
- Obudziłeś się w końcu.
Zmarszczyłem brwi.
- Mono, co się właściwie stało?
- Ligolis cię uśpił.
Wytrzeszczyłem na niego oczy.
- Że jak?
- Poczekaj, przyniosę ci coś do jedzenia i ci wszystko wytłumaczę – po tych słowach wyszedł, a ja pokręciłem głową. Ligolis mnie uśpił?
Mono wrócił po paru minutach z wielką tacą, na której były kromki chleba, masło, dżem, ser, herbata ziołowa oraz sztućce. Poczułem jak na widok jedzenia burczy mi w brzuchu. Mono kazał mi potrzymać i postawił specjalny stolik na łóżko, a ja położyłem na nim tacę. Gdy zacząłem robić sobie kanapki, Mono się odezwał:
- Teraz mogę ci wszystko wyjaśnić. Widzisz, Ligolis ma taką moc, potocznie nazywaną przez nas „mocą usypiania oczami”.
- Może usypiać wzrokiem? – spytałem.
- Tak, ale to wcale nie takie proste jak się może wydawać. Najpierw przez długi czas musi utrzymać z osobą kontakt wzrokowy, dopiero wtedy może ją uśpić. Oni prawie tego nie używają.
- Oni?
- Haldir też ma tę moc.
- A inne?
Mono pokręcił głową.
- Nie. Jeśli chodzi o uzdrawianie i przewidywanie przyszłości to mają je tylko Ligolis i jego ojciec. Za to ich ojciec nie ma mocy usypiania oczami.
Zmarszczyłem brwi.
- Pokręcone.
Mono zaśmiał się.
- Nie da się ukryć. Ale chyba powinieneś się już przyzwyczaić – gdy spojrzałem na niego pytająco, kontynuował. – Ligolis opowiedział mi wszystko co się zdarzyło odkąd się rozstaliśmy u Siliorna. A było to tuż przed twoim pojawieniem się.
- Kiedy zdążył ci to opowiedzieć?
- Leo, spałeś trzy dni.
Wytrzeszczyłem na niego oczy.
- Ta moc tak działa. Delikwent śpi kilka dni, najczęściej trzy, a gdy się budzi ogarnia go ogromny spokój. Dlatego Ligolis cię uśpił, bo byłeś zbyt roztrzęsiony. Za dużo przeżyłeś w ciągu ostatnich kilku dni.
Teraz wszystko nabrało sensu.
- Przyjaźnisz się z Ligolisem, prawda?
Mono pokiwał głową.
- Od dziecka. Urodził się zaledwie dzień po mnie. Tak naprawdę od wtedy się znamy.
- Chwila, chwila… a Xalit? Przecież... – pokręciłem głową.
Mono chyba uświadomił sobie to samo co ja, bo zmarszczył brwi i milczał przez chwilę. Po chwili jednak jego twarz się rozjaśniła.
- To przez iluzję. Faktycznie, masz rację, wydaje się, że to Ligolis i Xalit znali się od dziecka. Gdy wszyscy o tym myślą, zapominają o mnie, pewnie też dlatego, że podczas całej historii z Xalitem nie było mnie w ogóle w Whitemount. Lecz gdy wszyscy myślą o przyjaźni mojej i Ligolisa, zapominają o Xalicie. Wniosek jest jeden: to wszystko przez tę jego iluzję.
Pokiwałem głową. To brzmiało logicznie. Na tyle, na ile logiczna może być iluzja.
- Zaraz, zaraz, coś sobie właśnie przypomniałem – Mono spojrzał na mnie pytająco. – Czy… ty… jesteś niedźwiedziem? – uświadomiłem sobie jak głupio to zabrzmiało i spuściłem wzrok.
- Wiem, o co ci chodzi – odrzekł Mono. – Haldir ci opowiadał o pierwszym władcy Whitemount, prawda? – pokiwałem głową. – Mógł on zamieniać się w wilka za pomocą magii. Mam tak samo, tylko że… ja zamieniam się w niedźwiedzia.
- Sam się tego uczyłeś, tak?
- Z pomocą paru osób, ale tak.
- I sam wybrałeś w co się będziesz zmieniał?
Mono kiwnął głową.
- Ale dlaczego akurat niedźwiedź?
- Żeby było śmiesznie – wyszczerzył się elf. – I żeby powkurzać Ligolisa.
Zacząłem się śmiać.
- No jasne. To zgaduję był główny argument.
- A ty myślałeś, że niby jaki? Poboczny? Oczywiście, że główny.
Znów się zaśmiałem.
- W sumie, Haldira trochę też. Bo właściwie można przyjąć, że jak się wkurza Ligolisa to wkurza się i Haldira.
Gdy zobaczył, że nie rozumiem, westchnął.
- Ty naprawdę nic o nich nie wiesz.
Gdy wypowiedział te słowa, uświadomiłem sobie jak bardzo są one prawdziwe.
- Słyszałeś kiedyś o więzi, Leo?
Gdy pokręciłem przecząco głową, Mono znów westchnął.
- Jest to bardzo rzadka rzecz. Więź mogą mieć dwie osoby, które są ze sobą bardzo zżyte. Rodzeństwo, przyjaciele, para. Gdy mają więź mogą wyczuwać swoje nastroje i emocje, często gdy jedno zostanie ranne, drugie również cierpi. Nie potrafią długo przebywać daleko od siebie, po prostu nie wytrzymują. Brzmi to banalnie, lecz jest to naprawdę niezwykła rzecz. Po prostu… tego nie da się opisać.
- Mają to wszystkie osoby, które są ze sobą bardzo zżyte?
Mono gwałtownie pokręcił głową.
- Nie. Więź ma niewiele osób. Ona jest tylko… dla wybrańców – zaśmiał się. – Więź można odnawiać: osoby te muszą, trzymając się za ręce, wypowiedzieć równocześnie słowa: „Moje życie bez ciebie nie ma sensu”.
- Trzymając się za ręce?
- Właściwie to… a z resztą, pokażę ci – to mówiąc złapał mnie dłonią za nadgarstek, a ja zrobiłem to samo. – O właśnie tak. – Mono westchnął. – To naprawdę brzmi banalnie. Albo to ja nie umiem tłumaczyć – zastanowił się chwilę. – Bardzo możliwe, że to drugie.
Zacząłem się śmiać i puściłem jego rękę.
- Dziękuję – rzekłem.
Gdy Mono zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, wyjaśniłem:
- Dzięki tobie czegokolwiek się dowiedziałem.
Elf uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.
Następnie wstał, zabrał tackę i wyszedł. Przez jakiś czas analizowałem usłyszane informacje, a potem postanowiłem się przejść. Spacerowałem po zamku, gdy nagle usłyszałem znajome głosy. Zmarszczyłem brwi i ostrożnie wyjrzałem zza rogu. Moim oczom ukazali się bracia.
- Ty czasem jednak pomyśl – warknął Ligolis. – Także o innych, a nie tylko o sobie.
- Nie jestem jasnowidzem jak ty – odgryzł się Haldir. – Nie wiem takich rzeczy.
- Ale ty tak robisz ciągle! – krzyknął jego brat. – Naprawdę jesteś aż tak tępy, żeby tego nie zapamiętać?! Już tysiąc razy ci to mówiłem, a ty nic! Bardzo widać jak mnie szanujesz drogi bracie. Tak jest od zawsze.
- Od zawsze! Od zawsze! Jasne! Przecież ja zawsze robię wszystko przeciwko tobie! Wcale się nie za tobą nie wstawiam przez całe życie! Skądże by znowu. Skąd w ogóle ten pomysł? – odparł cierpko Haldir. Widać, że słowa brata go zabolały. – Nie martw się, już nigdy więcej tego nie zrobię.
W tym momencie poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
- Co jest? – spytał Mono.
Pokręciłem głową.
- O-Oni… oni się nigdy nie kłócą – wyszeptałem.
Mono pokiwał współczująco głową.
- Tak, wyglądają na takich, to prawda. Ale nie daj się zwieść. To bracia, a rodzeństwa zawsze się kłócą. Nie znam takiego co by się nie pokłóciło chociaż raz.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Racja.
- Nie martw się – uśmiechnął się Mono. – Przejdzie im. Już niedługo nie będzie śladu po tej kłótni.
Pokiwałem głową, mając nadzieję, że to prawda.
***
Gdy wyszedłem na dziedziniec, akurat wybuchło jakieś zamieszanie. Przepchnąłem się przez tłum, by zobaczyć młodego chłopaka w zbroi na koniu. Był on dobrze zbudowany, miał krótkie blond włosy i zielone oczy. Wyglądał na zmęczonego podróżą. Gapie stwierdzili, że w młodym rycerzu nie ma nic ciekawego i powoli się rozchodzili. Zostałem tylko ja i Heian, którą dostrzegłem dopiero, gdy do mnie podeszła.
- Kto to? – spytałem, lecz ona tylko wzruszyła ramionami.
- Witamy w Whitemount – usłyszałem obok siebie. Gdy spojrzałem w tamtą stronę, ujrzałem Ligolisa, a tuż za nim Haldira. – Kim jesteś?
Chłopak zsiadł z konia i skłonił się nisko.
- Jestem Michael Loyland. Pochodzę z Khazadrinu.
Ligolis zmarszczył brwi.
- Khazadrinu? Słyszałem, że nie najlepiej dzieje się aktualnie w tamtych stronach.
Michael smutno pokiwał głową.
- Zgadza się, panie. Nastały straszne czasy.
- Zgaduję, że chciałbyś odpocząć po podróży?
- Tak, panie, tylko… – gdy Ligolis skinął mu głową, by mówił dalej, chłopak niepewnie powiedział. – Czy mógłbym wprowadzić do zamku swojego wilka?
Na te słowa całą czwórką zamarliśmy na chwilę ze zdziwienia. Pierwszy otrząsnął się Haldir.
- Wilka, powiadasz? – uważna nuta w jego głosie lekko mnie zdziwiła.
Chłopak skinął głową.
- Wiem, że to niecodzienna prośba, lecz nie chcę go zostawiać.
Starszy książę skinął głową.
- Zawołaj go.
Michael rozpromieniony gwizdnął przeciągle.
- Zaraz tu będzie – uśmiechnął się.
Bracia na chwilę zniknęli w zamku, a Heian i ja postanowiliśmy zająć przybysza rozmową.
- A więc ile masz lat? – spytała Heian.
- Siedemnaście – padła odpowiedź.
- I masz własnego wilka?
- Yhym.                          
- A dlaczego tu przybyłeś? – to pytanie zadałem ja, a chłopak popatrzył na mnie.
- A musiałem mieć jakiś konkretny powód? – gdy niepewnie wzruszyłem ramionami, Michael kontynuował. – Przez kilka ostatnich lat żyję w tułaczce. Czasami odwiedzam jakieś wioski, miasta, czasem i zamki, by zaznać choć trochę luksusu.
- I wtedy przesadzam z jedzeniem – rzekła kąśliwie Heian, patrząc krytycznie na tuszę przybysza.
- To nie tłuszcz, to rękawice! – wykrzyknął oburzony Michael, wyjmując rękawice rycerskie zza pazuchy. Wykonując ten ruch, o mały włos nie walnął swojego wilka, który siedział przy jego nodze jak pies. Heian i ja drgnęliśmy.
- Maksio! Jesteś wreszcie!
Popatrzyliśmy na chłopaka, jakby do reszty zgłupiał.
- Nazwałeś swojego wilka – zaczęła Heian, kładąc nacisk na ostatnie słowo. – Maksio?
Michael spojrzał na nią spode łba.
- A co, nie podoba się? Mój wilk, moje imię.
- Taa – Heian widocznie nie polubiła zwierzaka.
W tym momencie wrócili bracia.
- Widzę, że twój wilk już przybył – rzekł Haldir.
- Nie, no co ty, to przecież mysz – mruknął Ligolis, tak cicho, że usłyszeliśmy go tylko jego brat i ja. Haldir rzucił mu wściekłe spojrzenie, po czym kontynuował:
- Możesz pójść z nami.
- Z wilkiem, brat zapomniał dodać – wtrącił Ligolis.
Michael zawahał się, gdyż również wyczuł pewną wrogość pomiędzy książętami. Jednak po chwili wziął swego konia za uzdę i ruszył w ich stronę, a jego wilk podążał tuż za nim. Zostaliśmy z Heian sami. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Chyba muszę iść. – Po tych słowach pożegnała się i odeszła.
Stałem chwilę na placu, po czym skierowałem się w stronę wejścia do zamku.
***
Leżałem na kanapie i bezmyślnie wpatrywałem się w sufit, gdy usłyszałem jak otwierają się drzwi do mojej komnaty. Usłyszałem kroki, a po chwili głos:
- Wszystko w porządku Leo?
Przeniosłem wzrok na zmartwioną twarz Ligolisa.
- Ależ oczywiście – odrzekłem cierpko. – Ozzy stracił lekcje, Pauline została uprowadzona, ja w ogóle nie wiem co tu robię, a Haldir i ty właśnie się znienawidziliście. Oczywiście, że wszystko jest w porządku.
Ligolis zmarszczył brwi.
- Znienawidziliście? Chyba nie słyszałeś naszej kłótni, co?
- Kawałek – odparłem, znów wpatrując się tępo w sufit.
Książę westchnął.
- Leo, daj spokój. Wcale się nie znienawidziliśmy, tylko zwyczajnie pokłóciliśmy.
- Brzmiało poważnie.
- Kłótnie zazwyczaj brzmią poważnie. A później ślad po nich nie zostaje.
- Dziś został.
- Leo pokłóciliśmy się dziś rano. Nie dziw się, że parę godzin później ślad nadal jest. Po prostu jesteś teraz przewrażliwiony.
Zerknąłem na niego.
- Uśpiłeś mnie.
Ligolis uśmiechnął się lekko.
- Mono ci o wszystkim powiedział, co?
Kiwnąłem głową.
- Właściwie po co tu przyszedłeś?
- Mój ojciec chce z tobą porozmawiać.
Drgnąłem.
- Znowu?
Ligolis kiwnął głową. Westchnąłem.
- No dobra, to pójdę – mruknąłem, wstając z kanapy. Książę uśmiechnął się delikatnie i mnie poprowadził.
Gdy weszliśmy, król siedział za biurkiem i uważnie się nam przyglądał. Speszony skłoniłem się. Król skwitował to skinieniem głowy.
- Powiedz mi – zaczął. – Co się wydarzyło wtedy w lesie?
Na samo wspomnienie oczy zaszły mi łzami.
- Widziałem moją siostrę – wyszeptałem. – Jakiś mężczyzna biegł wśród morduków i niósł ją związaną i zakneblowaną. Gdy krzyknąłem, spojrzał tylko na mnie i uśmiechnął się złośliwie. – Pokręciłem głową. – Nic więcej nie wiem. Ani nie rozumiem. Ja już nic nie rozumiem. – Spuściłem głowę.
Król milczał przez chwilę.
- Czy to twoja rodzona siostra?
Kiwnąłem głową.
- Pochodzi z twojego świata?
Znów potwierdziłem.
- Mieszkacie razem?
Pokręciłem głową.
- Nie, Pauline mieszka z babcią. Moi rodzice stwierdzili, że nie mogliby jej utrzymać i oddali pod opiekę babci.
Król wydawał się zaskoczony tym wyznaniem.
- Panie… – zacząłem. Król zachęcił mnie, bym kontynuował. – Zabrali ją do Xalita, prawda?
- Nie będę cię okłamywać Leonardzie. Prawie na pewno tak się stało. Możemy tylko spekulować jak i dlaczego ją porwał. Niestety nic więcej na razie zrobić nie możemy.
Z wielkim bólem pokiwałem głową.
- Rozumiem – wyszeptałem.
Na tym audiencja się skończyła.