niedziela, 23 listopada 2014

Reklama blogów

Witam witam.

Dziś krótko, tak jakoś wyszło. Odkryłam ostatnio parę ciekawych blogów (opłaca się wchodzić profile różnych osób ;P) i chciałabym je polecić:

Znalezieni Marcina Guzika (jeszcze raz dziękuję za dedykację! <3)
Mei Galactik Football Starhorse,
Zapomniana Biblioteczka Kanany Black,
Podróż do Ennorath Marii Jurgielewicz,
Give me love... Branuriel Elli,
Nothing happens without a reason. Sandreuus1409,
Night Stories Davirii,
I te, które pewnie już znacie:
Only experiences Tutti,
Taki zwyczajny blog Poli,
Otchłań internetu Bukwy,
I jeśli ktokolwiek by jeszcze nie znał blogów Fobosa to tutaj macie linki:
Moje przemyślenia...
Books are window to world

No, a teraz kończę. ;D Macie te blogi do poczytania w rekompensacie. :3
Jeśli o kimś zapomniałam - reklamujcie się. :P (a i jeśli u kogoś się pomyliłam w nazwie to poprawiajcie mnie i z góry przepraszam! Polu (jeśli to w ogóle czytasz) przepraszam Cię za odmianę ;])

Do napisania kochani! ;*
Miłego i błogosławionego tygodnia. <3

P.S. Nie przeszłam z żadnego konkursu, haha. XD A Wy? ;D Pochwalcie się. ^^

sobota, 8 listopada 2014

Porwany

Witaaaaaaam. :D



JEJCIUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! JEST ZWIASTUN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

...

Wybaczcie. :) Poniosły mnie emocje. ;D Tutaj macie filmik:


Nie wytrzymie. T.T Masakra jakaś, tyle emooocji. ;'(

A tutaj parę cytacików. :D

"Everything I did, I did for them" ~ Thorin
"You started this. You will forgive me, if I finish it." ~ Thranduil (do Gandalfa)
"Now, we defend it." ~ Thorin
"You brought upon  them only ruin and death." ~ Bard
"This bats are bread for one purpose - for war." ~ Legolas
"Leave Sauron to me." ~ Saruman
"You cannot see what you have become." ~ Dwalin (do Thorina)
" I will not hide, when others fight our battles for us!!!" ~ Kili <3 (do Thorina <3)

Postawiłabym serduszka przy większości, ale po prostu cytat Kiliego jest moim ulubionym (i najbardziej poruszającym) z całego zwiatunu. *.* W ogóle chyba to jest najlepszy zwiastun ze wszystkich, jeśli chodzi o "Hobbita", najbardziej poruszający zresztą (tak samo jak film podobno).

[moment z Kilim krzyczącym do Thorina w filmie będzie perełką, tak myślę *.*]

No, a teraz właściwa treść posta - opowiadanko. :D

Tutaj macie 22. odcinek pierwszej serii "Galactik Football" pt. "Brakujące ogniwo". To opowiadanie zaczęłam jakieś 3-4 tygodnie temu, ale jakos nie mogłam go skończyć. Do dzisiaj. :D ^^ :3 W odcinku, który wstawiam poniżej D'jok został porwany. Wyszło mi, że był w więzieniu około dobę. I tak ostatnio myslałam, że szkoda, że tego nie rozwinięto. Byłem dobę w więzieniu, nie do końca wiedziałem dlaczego - nieee, no co wy, dlaczego miałoby się to odbić na mojej psychice, skąd ten pomysł. -.-
W każdym razie, rozwijam tu ten wątek, a pod spodem odcinek, z którego fragment (w sumie łącznie trzy) jest w opowiadaniu. :)



Miłego czytania kochani! ;*

___________________________________________________________________________________________________________________________________________


   D’jok obudził się ze straszliwym bólem głowy. Jęknął i przez chwilę nie otwierał oczu. Bał się co mógłby zobaczyć. Powoli wszystko sobie przypominał. Micro Ice’a śpiewającego pod prysznicem. Dzwonek do drzwi. Robota, który go zaatakował. Potworny ból głowy. D’jok mocniej zacisnął powieki. Po chwili wahania lekko uchylił jedną z nich. Zobaczył sufit i słabe światło. Otworzył także drugie oko. Wtedy ujrzał w pełni miejsce, w którym się znajdował. Było to nieduże pomieszczenie z mrugającą co jakiś czas świetlówką. D’jok podniósł się na łokciach i ostrożnie rozejrzał. Pomieszczenie rzeczywiście nie było duże,  miało także nieregularny kształt. Naprzeciwko znajdowały się drzwi. D’jok delikatnie wstał, jednak wtedy powrócił potworny ból głowy i chłopak z jękiem upadł na kolano. Odczekał chwilę, po czym podjął próbę wstania. Na chwiejnych nogach podszedł do drzwi i spróbował je otworzyć. Oczywiście były zamknięte. D’jok naparł na nie całym ciałem, jednak te nie ustąpiły. Wtedy począł w nie walić. Na początku słabo, potem coraz mocniej. Po jakimś czasie dołączył również krzyk. W każde uderzenie dawał całą swoją frustrację, swój strach, swoją niepewność. Jednak drzwi nie ustąpiły. Po paru minutach D’jok zaprzestał daremnych prób wydostania się i opadł na ziemię. Oparł się plecami o drzwi i zaczął płakać z bezradności. Całe jego ciało przenikał strach, który był wyczuwalny niemalże w całym pomieszczeniu. Serce D’joka było przepełnione bólem, wywołanym przez niepewność i frustrację, które z każdą minutą coraz bardziej rozrastały się w jego umyśle. Był sparaliżowany przez nieprzychylne emocje, nad którymi nie był w stanie zapanować. Nie wiedział, która godzina, lecz powoli ogarniało go zmęczenie. Mimo to nie mógł zasnąć. D’jok wstał i chwiejnym krokiem podszedł do ściany naprzeciwko. Położył się na ziemi, zwijając w kłębek. Nadal było słychać cichy szloch. Chłopak stwierdził, że musi przemyśleć całą tę sytuację. Został porwany – to nie ulegało wątpliwości. Ale przez kogo? D’jok musiał się chwilę zastanowić. Przez robota. A robot został wysłany przez… Bleylock. To imię pojawiło się w umyśle D’joka nagle, jak błyskawica, i przeszyło całe jego ciało niczym prąd. Głośno jęknął i mocniej zaszlochał. Skoro Bleylock go porwał to znaczy, że będzie chciał dopaść Sonny’ego… „Tatę” – poprawił się w myślach D’jok. – „On jest twoim ojcem”. Bleylock będzie chciał dopaść tatę, a skoro chce go dopaść to znaczy, że… będzie chciał odebrać mu metafluxa. Dochodzenie do prawdy było dla D’joka bolesne, jednak stwierdził, że musi to zrobić, by lepiej zrozumieć sytuację. Bleylock go porwał, bo chciał zwabić Sonny’ego z metafluxem do siebie. Na pewno będzie go szantażował… Ale jak? D’jok wiedział, że Sonny wyleciał z metafluxem, jeszcze w czasie trwania ich półfinałowego meczu. Jak Bleylock miał zamiar przekazać mu wiadomość, że więzi jego syna? D’jok nie miał pojęcia, lecz wiedział, że ktoś taki jak Bleylock znajdzie sposób. Chłopak stwierdził, że musi przestać o tym myśleć. Spróbował pomyśleć o meczu. Niestety pierwsza połowa przyćmiewała drugą. Do umysłu D’joka wkradały się obrazy zderzających się Snow Kids, piłki w siatce za Ahito, zmęczonych i zrezygnowanych twarzy kolegów z drużyny. Zacisnął mocniej powieki. Przed oczami pojawił mu się obraz Micro Ice’a. Mimowolnie się uśmiechnął. Znał Micro Ice’a od dziecka, wychowywali się razem, chodzili razem do przedszkola, do szkoły. Wszędzie. Zaraz pojawił się kolejny miły obraz. Mei. Początkowo nią gardził, ponieważ widział jak ona gardziła Micro Icem. Potem go oczarowała. Dopiero poniewczasie zorientował się, że był tylko narzędziem w jej rękach, narzędziem, dzięki któremu miała zostać napastniczką. Jednak potem zauważył jak się zmieniła. Zaczęło jej zależeć na dobru drużyny, stała się miła i pomocna. D’jok stwierdził, że już nie żywi wobec niej złych uczuć. Wręcz przeciwnie. Gdy wtedy zemdlała… naprawdę się o nią martwił. Na szczęście wyzdrowiała. Nagle przed oczami D’joka znowu pojawił się Micro Ice, tym razem z twarzą wykrzywioną złością. „Twoja dobra passa się skończyła. Straciłeś najlepszego przyjaciela!” – krzyknął. D'jok po raz kolejny głośno jęknął i ukrył twarz w dłoniach. Po chwili je opuścił, otworzył oczy, a po chwili znowu je zamknął. Zaczął głęboko oddychać. Jego oddech stał się urywany, gdy znów zaczął płakać. Pomyślał o tacie. Ciekawe, czy już dostał wiadomość? A jeśli tak, to co robi? Leci po niego? Olewa całą tę sprawę? A może nadal nie zdecydował co robić? D'jok przez chwilę zastanawiał się czy chce, żeby ojciec przyleciał po niego. Jeśli to zrobi siłą rzeczy odda Bleylockowi metaflux. A to z kolei najpewniej by oznaczało zagładę całej galaktyki. Za to jeśli Sonny nie przyleci i zapewni Bleylocka, że tego nie zrobi, wtedy... D'jokowi zmroziła się krew w żyłach na myśl co wtedy mogłoby nastąpić – D'jok przestałby mu być potrzebny. A skoro tak to... Chłopak zadrżał. Jednak chce, mimo wszystko chce, by ojciec po niego przyleciał.
- Tato – wyszeptał D'jok ochrypłym głosem. - Tato, proszę. Przyleć po mnie. Błagam cię przyleć. Przyleć po mnie...
D'jok cicho zaszlochał. Znowu ogarnęło go znużenie. Początkowo chłopak opierał się, gdyż bał się zasnąć. Jednak potem stwierdził, że to nie ma sensu. Sen powoli wziął go w swoje ramiona.
Oczywiście nie był to spokojny sen. Chłopaka cały czas dręczyły koszmary. Rzucał się na podłodze, krzycząc przeraźliwie. Widział tatę podającego sobie dłoń z Bleylockiem, a następnie rzucającego metafluxem w stadion Genesis i mówiącego do D'joka: „To dla ciebie synu”, a innym razem Bleylocka rzucającego metafluxem w przerażonego śmiertelnie tatę. Czasami przewijały się też obrazy Snow Kids: Mei rzucającą w niego metaflux z drwiącym uśmieszkiem, mówiąca: „Ależ oczywiście, że cię kocham D'jok”, Micro Ice'a rzucającego metafluxem w Mei, która woła o pomoc, Clampa bawiącego się metafluxem, a następnie jedzącego go, Aarcha rzucającego metafluxem w niestarającą się drużynę.
D'jok obudził się cały zlany potem. Policzkiem dotykał chłodnej podłogi. Nie wiedział ile spał, nie wiedział która godzina. W jego celi cały czas panował półmrok. D'jok ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał. Na podłodze, jakiś metr od niego, leżała tacka z metalowym kubkiem i kawałkiem chleba. D'jok nie miał pojęcia jakim sposobem się tu znalazła. Podpełzł do niej i zajrzał do naczynia. W środku znajdowała się woda. Ostrożnie wziął kubek w drżące ręce i upił łyk. Natychmiast jednak go odstawił i zwymiotował. Zaczął kaszleć. Woda smakowała jak ścieki. D'jok wprawdzie nigdy ich nie próbował, ale był przekonany, że tak właśnie smakują. Sięgnął po chleb w nadziei zatuszowania okropnego smaku. Na próżno jednak. Pieczywo było twarde jak kostka brukowa, a gdy chłopak spróbował je ugryźć, aż zabolała go szczęka. Zrezygnowany odłożył chleb, odczołgał się od tacki i oparł plecami o ścianę. Po policzku spłynęła mu pojedyncza łza. Powróciły strach, niepewność i zrezygnowanie z dnia poprzedniego. A może to był ten sam dzień? D'jok nie miał pojęcia. Jednak wiedział, że jeszcze trochę i psychicznie nie wytrzyma. Pomyślał o ojcu. Fala sprzecznych uczuć uderzyła w niego z taką mocą, że aż zgiął się wpół. Po policzkach pociekły mu łzy. Czy Sonny został już poinformowany? Jeśli tak, to co zrobi? Zostawi go, porzuci? Czy może zaryzykuje bezpieczeństwo całej galaktyki by go ratować?
"Nie myśl o tym, nie myśl o tym głupi..." - powtarzał sobie D'jok, lecz bez skutku. Niepewność przeniknęła całe jego ciało, wędrując przez żyły, by dotrzeć aż do głębi serca. Po co jego ojciec miałby po niego przychodzić? Przecież dopiero niedawno się poznali. I w tym czasie miałby pokochać go tak bardzo, by zaryzykować jego bezpieczeństwo za bezpieczeństwo całej galaktyki? Niemożliwe. Tylko takie słowo pasowało D'jokowi jako odpowiedź na te wszystkie pytania. Zaczął płakać. Ponownie. Wielkie łzy toczyły się po jego policzkach. Położył się na ziemi i zwinął w kłębek. „Znajdź sobie inne zajęcie głupi!” - krzyczał na siebie w myślach. Po paru minutach wstał i podszedł do tacki z „jedzeniem”. Wziął chleb i przyjrzał mu się. Ostrożnie podniósł się z klęczek i podszedł do ściany. Przejechał po niej pieczywem, zostawiając rysę. Uśmiechnął się nieznacznie. Zaczął rysować plątaniny kresek i kółek. Wychodziły mu różne dziwne wzory. „Wyglądają jak rysunki ześwirowanego więźnia” - pomyślał z przekąsem. Jednak nie przestał rysować. Po jakimś czasie zaczęły mu wychodzić twory coraz bardziej przypominające konkretne rzeczy, jak na przykład: piłkę, puchar, bransoletkę. Zanim D'jok się obejrzał, cała ściana w zasięgu jego ręki była już zarysowana. Chłopak odsunął się na odległość kilku kroków, by podziwiać swoje dzieło. Widok by go z lekka przeraził, gdyby był w normalnej sytuacji. Jednak teraz wiedział, że to co ma przed sobą to nic innego jak jego emocje. Rysując, dał im upust. „No proszę, może powinienem zrezygnować z kariery piłkarza i zostać malarzem?” - pomyślał z przekąsem. Zaśmiał się ze swojego żartu. Niestety, mimo wszystko złe emocje go nie opuszczały. Spojrzał na chleb, który trzymał w ręku. „Cóż za przydatną cegiełkę mi dali. Jaki miło, że oni o mnie myślą.” D'jok zamachnął się i z całej siły rzucił pieczywem o przeciwległą ścianę. Chleb odbił się i z głuchym uderzeniem upadł na podłogę. Piłkarz zaśmiał się nerwowo i usiadł pod ścianą naprzeciwko drzwi. Zaczął bębnić palcami po kolanach, potem po podłodze. Położył się, następnie podniósł. Wstał, przeszedł się w tę i z powrotem. Usiadł po turecku pod ścianą. Spojrzał w górę, potem w dół. Położył się na plecach, podniósł nogi do góry i zrobił rowerek. Zaśmiał się nerwowo, po czym zgiął kolana, a stopy postawił na ziemi. Przewrócił się na bok, potem znowu. Przeturlał się pod drzwi, a następnie wrócił. Znów się nerwowo zaśmiał. Usiadł z powrotem, oparł się plecami o ścianę i odchylił głowę do tyłu. Po chwili jednak ją opuścił.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Zaskoczony uniósł głowę i zobaczył robota. Przez moment był tak zdziwiony, że zastygł w bezruchu. Po chwili robot  bezpardonowo podniósł chłopaka do pionu i brutalnie pociągnął za sobą. Piłkarz, zdezorientowany, nie protestował. Wciąż oszołomiony patrzył jak robot zakuwa mu ręce na plecach w kajdanki, wyprowadza z celi i ciągnie korytarzami. Po jakimś czasie wyszli na most, gdzie czekał na nich Bleylock, obok którego stał kolejny robot. D'jok na widok największego wroga swojego ojca wzdrygnął się, a jego ciało przeszył promień strachu, który zagnieździł się w sercu i umyśle. „Nie myśl o tym, nie myśl o tym” - skarcił się w myślach i próbował zachować obojętny wyraz twarzy. Robot podprowadził go do Bleylocka, który powitał go złowrogim uśmieszkiem. D'jok zaś odpowiedział mu hardym spojrzeniem. Jednak nie mógł długo wytrzymać patrzenia na swojego wroga, więc przeniósł wzrok na budynek przed sobą. Bleylock zrobił to samo. D'jok zastanawiał się po co wróg jego ojca kazał go tu sprowadzić. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Po jakichś pięciu minutach czekania z budynku naprzeciwko wyłonił się Sonny z opaską na oczach i pudełkiem w ręku, które były połączone kajdankami. Tuż za nim postępował Baldwin. Współpracownik Bleylocka zdjął piratowi opaskę z oczu, a Sonny wycelował palec w swojego wroga i powiedział:
- Masz mnie Bleylock, puść mojego syna!
- Chwileczkę Blackbones, chwileczkę… - powiedział generał Technoidu. – Najpierw chcę zobaczyć metafluxa.
Sonny podszedł do przodu, za nim krok w krok postępował Baldwin. Pirat przyklęknął na prawe kolano, odpiął kajdanki, po czym uniósł pudełko, wcisnął odpowiednie przyciski na bokach i pokrywa zniknęła. Ukazał się metaflux, a Sonny wyciągnął ręce w stronę Bleylocka, który nie czekając ani chwili przywłaszczył sobie wynalazek.
- Nareszcie – powiedział, zapatrzony w swoją zdobycz.
W tym momencie D’jok nie wytrzymał:
- Dlaczego wróciłeś? Nie musiałeś… – te słowa skierowane były do Sonny’ego.
- Dopiero cię odnalazłem. Nie mogę cię stracić. Tak jak twoją matkę.
D’jok poczuł jak robi mu się ciepło na sercu i mimowolnie uśmiechnął się lekko. Lecz zaraz to uczucie zniszczył Bleylock.
- Proszę, wzruszające – rzekł z ironią.
- Puść nas Bleylock! Masz czego chciałeś – nie wytrzymał przywódca Piratów.
- Spokojnie Blackbones – generał uśmiechnął się chytrze. Sonny zmarszczył brwi. – Jesteś mi bardziej potrzebny niż myślisz. Brać go! – rozkazał Bleylock, wskazując palcem w stronę pirata. Jeden z robotów ruszył w jego stronę.
D’jok poczuł jak zaczyna się w nim gotować, a jednocześnie oblewa go zimny pot.
- Zdrajca! – zwrócił się wściekły do Bleylocka. – Obiecałeś!
- Obiecałem cię puścić i właśnie to robię – odpowiedział niewzruszony generał. – Jednakże – spojrzał na D’joka z błyskiem w oku. – Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swojego ojca, musisz być lojalny – rzekł z naciskiem na ostatnie słowo, pochylając się lekko.
- Nie słuchaj go D’jok! – krzyknął Sonny, odprowadzany już przez robota. D’jok spojrzał w jego stronę i poczuł jak serce mu się kraja. – Nie martw się o mnie. Wydostanę się stąd!
Chłopak spuścił głowę, żeby Bleylock nie zobaczył łez, które napłynęły mu do oczu. Smutnym wzrokiem patrzył za odprowadzanym ojcem. Po chwili podjął decyzję.
- Co mam zrobić? – spytał pokonany spuszczając mocniej głowę.
- Zupełnie nic, spraw tylko, żeby Snow Kidsi przegrali w finale.
D’joka aż zamurowało. Odwrócił się do Bleylocka.
- Ale… - zaczął.
- Jesteś najlepszy. Jeżeli zagrasz źle – stwierdził generał unosząc palec wskazujący do góry. -  nie pokonacie Shadowsów.
- Ale… to moi przyjaciele, liczą na mnie. Nie zrobię tego! – rzekł zacięcie D’jok.
- W takim razie stracisz swojego ojca – Bleylock postawił sprawę jasno. – Wybór należy do ciebie.
Chłopak otworzył szerzej oczy ze zdumienia i strachu. Jednak Bleylock przestał już się nim interesować, tylko machnął na robota, który po raz kolejny bezpardonowo pociągnął D’joka za sobą. Chłopak zamknął oczy, a gdy je znowu otworzył ujrzał ciemność, co go na chwilę zdezorientowało, po czym uświadomił sobie, że po prostu Baldwin zawiązał mu opaskę na oczach. Okazało się, że to było zbędne, gdyż D’jok całą drogę był jakby nieobecny duchem. Jego umysł był otępiały z nadmiaru wrażeń. Po jakimś czasie robot rzucił nim o ziemię i chłopak zaliczył mocne zderzenie z gruntem. Robot rozkuł go i odszedł. D’jok chwilę leżał w bardzo niewygodnej pozycji, po czym przewrócił się na plecy i zdjął opaskę. Zamrugał od nadmiaru światła i jęknął. Gdy już się przyzwyczaił, patrzył tępo w górę i nie miał zamiaru wstawać. Po paru minutach jednak zmienił zdanie i ostrożnie się podniósł. Przez chwilę chwiał się na nogach, a gdy się już ustabilizował, podszedł parę kroków do przodu i spróbował zorientować się gdzie jest. Rozejrzał się i stwierdził, że znajduje się w jakiejś uliczce. Ruszył do przodu, na wszelki wypadek wodząc ręką po ścianie. Wszystko dopiero powoli do niego docierało. Po jakimś czasie w pełni uświadomił sobie co się stało i upadł na kolana. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać. On został uwolniony, tak, to prawda. Za to jego ojciec, poświęciwszy się dla niego, został pojmany. Czy gdyby o tym wiedział i tak by przyszedł? „Przestań!” – krzyknął na siebie w myślach D’jok. Uniósł głowę i podświadomie cieszył się, że nie widzi w tej chwili swojego odbicia. Ostrożnie wstał i ruszył dalej, nadal trzymając się ściany. „Co ja narobiłem?” – myślał. – „To wszystko moja wina! Gdybym nie… gdybym nie…” D’jok właściwie nie wiedział czego nie powinien był robić, by tak się nie stało, jednak to nie przeszkadzało mu się obwiniać. Znowu zaczął rzewnie płakać, lecz tym razem nadal idąc. Spojrzał przed siebie rozmazanym przez łzy wzrokiem. „To moja wina” – te słowa odbijały się echem po jego czaszce, wysyłając do serca impuls z wiadomością „cierpisz”. Ból psychiczny znowu zamienił się w ból fizyczny, przenikając każdy zakątek jego ciała. Najbardziej cierpiało jednak jego serce. Każde uderzenie wywoływało u D’joka ból, który rozchodził się po ciele, trafiając zarówno do mięśni jak i do mózgu oraz wyciskał łzy. D’jok przystanął. „Chłopie, co ty wyprawiasz?” – pomyślał. – „Nie możesz w takim stanie pokazać się drużynie!” Chłopak przełknął ślinę i otarł łzy wierzchem dłoni. Wziął głęboki oddech i wyprostował się. Uniósłszy głowę do góry, zaczął iść do przodu. Wykorzystując swój umysł próbował zmniejszyć ból fizyczny, który po jakimś czasie powrócił do swojego pierwotnego stanu: bólu psychicznego. D’jokowi było to na rękę, bo stwierdził, że ból psychiczny łatwiej ukryć. Przygotowywał się przecież na spotkanie z drużyną. „Którą masz zdradzić” – przemknęło mu przez myśl. D’jok zacisnął szczęki i pięści, ale nie stanął. Po chwili wyjrzał zza rogu jednej z bocznych uliczek, którymi szedł i stwierdził, że jest już stosunkowo niedaleko hotelu. Wziął parę głębokich wdechów i kontynuował podróż. Szedł sztywno, usiłując zdusić rewolucję w swoim umyśle. Czasem mu się udawało, lecz już po chwili wybuchały powstania, które wbrew pozorom nie tak łatwo było uciszyć. D’jok przeżywał istny szok, gdy słyszał niedaleko siebie śmiechy. „Jacy oni są szczęśliwi” – pomyślał z niedowierzaniem. Mu niestety to szczęście zostało przedwcześnie zabrane. Mógł nadal cieszyć się z gry, śmiać się wraz z przyjaciółmi, być szczęśliwym. Ale nie, Bleylock musiał oczywiście wszystko zniszczyć. Musiał zdusić radość z odnalezienia ojca, więżąc go. D’jok wiedział, że teraz nawet piłka nie da mu szczęścia – będzie mu za to przypominała o zdradzie, której niedługo miał zamiar dokonać, w próbie ratowania ojca. Wiedział, że tylko on może mu pomóc. On i nikt inny. D’jok poczuł jak wilgotnieją mu oczy, więc szybko przełknął ślinę i wziął kolejny głęboki oddech. Nie, nie da się. Nie pokaże jak bardzo cierpi. D’jok nagle przystanął i zadarł głowę do góry. Otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Stał przed hotelem Snow Kids. Jak on tam doszedł tak szybko? D’jok nie miał pojęcia. Pomyślał, że pewnie zrobił to podświadomie. Chłopak spojrzał przed siebie na wejście. Wreszcie, na miękkich nogach, wszedł. Lekko zdezorientowany szedł przed siebie, wsiadł do windy i dotarł na piętro Snow Kids. Odetchnął parę razy głęboko i ruszył w kierunku świetlicy. Był pewien, że tam ich znajdzie. Kto jak kto, ale Micro Ice na pewno się zorientował, że go nie ma. Gdy był już niedaleko, usłyszał głos Thrana i poczuł, jak nogi się pod nim uginają. Jednak teraz nie było już odwrotu. Szedł hardo dalej, a gdy był już blisko usłyszał głos Mei:
- … Micro Ice ma coś do powiedzenia.
- Już mówię. D’jok zniknął – syn przywódcy Piratów usłyszał głos przyjaciela. W tym momencie był już u wejścia, więc oparł się o framugę, włożył ręce do kieszeni i spróbował przywołać wesoły wyraz twarzy.
- Co?! – zawołała reszta unisono, nie zauważywszy jeszcze obecności D’joka.
- Prawdopodobnie został porwany – kontynuował Micro Ice. D’jok stwierdził, że w tym momencie może zareagować.
- To bardzo ciekawe co mówisz Micro Ice – rzekł, starając się brzmieć wesoło.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę, niektórzy z lekka zdezorientowani. Mei i Micro Ice, którzy do tej pory stali do niego plecami, również się obrócili.
- D’jok? – zdziwiła się, widocznie szczęśliwa, Mei. D’jokowi serce zabiło szybciej.
- D’jok? – Micro Ice także się zdziwił. - Ale… gdzie byłeś? – w jego głosie wyczuwało się ulgę.
- Nie mogę ruszyć się bez ciebie? O ile wiem, nie jesteśmy małżeństwem – zażartował D’jok.
- Jesteśmy zgodni w tym temacie – stwierdził rozbawiony Thran.
- Hahaha, bardzo śmieszne – Micro Ice, który obrócił się do Thrana, widocznie nie docenił takiego poczucia humoru.
D’jok jeszcze przez chwilę, szczęśliwy, przyglądał się przyjaciołom. „Za parę dni ich zdradzisz” – zabrzmiało w jego umyśle. Chłopak spuścił głowę.
- Pójdę do siebie – powiedział, mrugając do nich. Następnie, z dłońmi w kieszeniach, ruszył w stronę swojego pokoju.

Gdy wreszcie doszedł, położył się na łóżku z dłońmi pod głową. Rozmyślał nad ostatnimi wydarzeniami, co sprawiło, że łzy napłynęły mu do oczu. Patrzył tępo w sufit, wspominając. Po jakimś czasie zamknął oczy. Wiedział, że te wydarzenia będą go prześladowały przez bardzo długi czas. Z tą myślą zasnął.

niedziela, 2 listopada 2014

100. post - "Rozmowa"

Witaaaaam! ;D

Przepraszam, że nie pisałam, ale mam urwanie głowy. ;/ Trzecia klasa i konkursy... Mam nadzieję, że zrozumiecie. :)

Taaa-daaaaaaaam!!! Oto setny (opublikowany) post na tym blogu! To dzięki Wam! Dziękuję kochani!!! Kocham Was!!!!!! <3 <3 <3 <3 <3

A teraz do rzeczy. :D
Oto opowiadanie o GF-ie (Galactik Football). Nie jest jednym z tego fanfiku, o którym mówiłam - to twór niezależny. Chociaż będę do niego nawiązywać w tym głównym. Napisane pod wpływem chwili, a dokładniej - dnia. Zresztą zobaczycie w opowiadaniu. ;) Nietrudno się domyślić, z czym związany, patrząc na dzisiejszą datę. XD

A teraz przejdźmy do opowiadania. W sumie jestem zadowolona z tego tekstu. Myślę, że mi dobrze wyszedł, a jaka jest Wasza opinia? Piszcie w komentarzach. :D
(chociaż w sumie końcówka mogłaby być lepsza, tak myślę...)

            ______________________________________________________________________

                                                                           Rozmowa

   Był chłodny, jesienny dzień. Słońce wyglądało co jakiś czas zza chmur, oświetlając kamienne płyty. Ptaki latały od drzewa do drzewa, zachowując jednak ciszę, powszechną w tym miejscu. Powiał chłodny wiatr, zabierając ze sobą liście, walające się na ziemi. Tia opatuliła się szczelniej płaszczem i rozejrzała dookoła. Policzki miała już zaróżowione, a włosy potargane od wiatru. Szła powoli, przysłuchując się cichej rozmowie rodziców, idących lekko z przodu.
- To teraz jeszcze do moich dziadków, twojej babci i mojego wujka… - mówiła Vanessa.
Collin tylko przytaknął i obejrzał się na córkę. Tia szła zamyślona za rodzicami, rozglądając się na boki. Lubiła odwiedzać cmentarz, chociaż przez to miejsce wpadała w melancholię. Najgorsze dla Tii było patrzenie na groby dzieci oraz jeśli na nagrobku data śmierci była zbliżona do dzisiejszej. To miejsce skłaniało do refleksji, nad własnym życiem i nie tylko. Cmentarz był miejscem, w którym… można coś przemyśleć. Cisza na nim panująca bardzo w tym pomagała.
- Ojej. Tam siedzi jakiś chłopak. I… on chyba rozmawia z grobem – głos mamy wyrwał Tię z zamyślenia. Dziewczyna spojrzała w kierunku, w którym patrzyła jej matka i zmrużyła oczy. Faktycznie, siedziała tam jakaś postać, i chyba coś mówiła. Ta postać miała rude włosy…
- Masz rację, kochanie – lekko zmartwiony głos taty, jakby do niej nie dotarł.
Tia przyjrzała się jeszcze raz postaci. Wyglądała jakoś znajomo… Dziewczyna pobladła. Ona znała tego chłopaka.
- No cóż, nie mamy wyjścia, musimy tam podejść. Może się zorientuje…
- Mamo – Tia przerwała wywód Vanessy, która od razu na nią spojrzała. – Ja znam tego chłopaka – dodała ciszej.
- Znasz? – Collin niedowierzał. -  To kto to jest?
- D’jok – powiedziała niemal szeptem Tia.
Jej rodzice spojrzeli po sobie. Tak, znali D’joka. Prawie tylko z widzenia, może ze dwa razy z nim rozmawiali, ale znali. Tia za to wiedziała o nim więcej, może i nie była z nim zbyt blisko, ale zobaczenie go rozmawiającego z grobem z pewnością musiało być dla niej swego rodzaju szokiem. Collin podszedł do swojej córki i położył jej rękę na ramieniu.
- Musimy tam podejść, Tia – powiedział cicho.
Dziewczyna przytaknęła. Powoli ruszyli w stronę D’joka. Chłopak chyba zorientował się, że idą, bo zamilkł i tylko patrzył się na nagrobek. Cicho przeszli obok niego i zaczęli krzątać się przy grobie dziadków Vanessy. Wyjęli dwa znicze, zapalili je i postawili po obu stronach grobu. Odmówili wspólnie modlitwę za zmarłych i Collin pochylił się by sprzątnąć zużyte wkłady. Tia przez prawie cały czas miała oczy utkwione w D’joku. Cokolwiek robili jej rodzice, ona patrzyła na chłopaka i zastanawiała się co on tu robi. W końcu odważyła się spojrzeć na nagrobek.

Delphina Blackstone
Żyła lat 25
Zm. 23 V 3005
Pokój jej duszy

Tii zabrało na chwilę oddech, a w oczach pojawiły się łzy. „To pewnie jego matka” – pomyślała. Kątem oka zauważyła, że jej rodzice zbierają się do odejścia. I w tym momencie D’jok ją zauważył. Ich spojrzenia spotkały się i rudowłosy uśmiechnął się do niej ciepło. Niepewnie odwzajemniła uśmiech. Wtedy właśnie coś ją tchnęło i zanim zdążyła się powstrzymać, podeszła do kolegi.
- H-Hej D’jok – przywitała się drżącym głosem i skrępowana odgarnęła kosmyk białych włosów za ucho.
-Witaj Tia – odpowiedział miękko rudowłosy. – Co tutaj robisz?
- A, przyszłam z rodzicami odwiedzić groby…
- Rozumiem. Chyba musisz już iść? – stwierdził D’jok, zerknąwszy za jej plecami na czekających rodziców.
Tia odwróciła się na chwilę i przytaknęła:
- Ch-Chyba tak. To… do zobaczenia.
- Do zobaczenia na treningu! – D’jok kolejnym ciepłym uśmiechem pożegnał Tię i wrócił do patrzenia na nagrobek.
Dziewczyna uniosła lekko kąciki ust, po czym odwróciła się i na miękkich nogach podeszła do rodziców. Przez chwilę szli w ciszy, aż w końcu Vanessa przemówiła:
- Ehm, tak, no cóż. To teraz jeszcze do babci i wujka…
Tia jednak nie słuchała już matki. Do końca dnia myślała o D’joku.

***

Następnego dnia Tia, około południa, wyszła z domu. Zamyślona szła tą samą drogą, którą wczoraj przemierzała z rodzicami. Była zdeterminowana, by pójść tam jeszcze raz. Nie była pewna czy go tam zastanie, jednak wiedziała, że jeśli nie spróbuje, to będzie ją to męczyć przez bardzo długi czas. Obawiała się tego spotkania. Jednak mimo wszystko przeszła przez bramę cmentarza i skręciła w kierunku bocznej alejki. Po chwili przystanęła. Jednego nie przemyślała – jak ona tam trafi? Stwierdziła, że spróbuje powtórzyć trasę, którą wczoraj przemierzyła z rodzicami. Poszła w kierunku pierwszego grobu, rozglądając się na boki. „Niee, chyba przeszłam” – stwierdziła i zawróciła się. Po jakimś czasie zauważyła znajome nazwisko. Podeszła tam i przez chwilę stała przy grobie. Potem rozejrzała się i ruszyła w kierunku kolejnej „pozycji”. Tym razem trafiła bez problemu. Jednak do następnych grobów już nie było jej tak łatwo dotrzeć. Błądziła z dobre pół godziny. W końcu wyruszyła w stronę grobu pradziadków. Rozglądała się w poszukiwaniu rudej czupryny. „Niee, to bez sensu. Przecież może go tam nie być” – skarciła się w myślach. Chodziła w kółko jakieś dziesięć minut, po czym zrezygnowała.
- Widać szczęście mi dziś nie dopisało – mruknęła.
Rozejrzała się jeszcze raz dookoła i ruszyła w drogę powrotną. Na głównej drodze obróciła się ponownie i… wtedy go zauważyła. Tak, to z pewnością ta ruda czupryna. Na miękkich nogach Tia zaczęła powoli iść w jego stronę. Już z tej odległości słyszała jego cichy głos. Zbliżała się coraz bardziej, a on nadal jej nie zauważył. „Nie słuchaj go, nie słuchaj go” – powtarzała sobie w myślach Tia. Rudowłosy zamilkł na chwilę i pogrążył się najpewniej w kontemplacji. Tia przystanęła obok niego.
- Cz-Cześć D’jok – powiedziała cicho, niepewnie.
D’jok podniósł na nią swój lekko zdziwiony wzrok.
- Tia. Co ty tu robisz?
- J-Ja… - zaczęła dziewczyna. – No, ten, tego. Przyszłam, bo… zastanawiałam się, czy… dlaczego… po co… Zastanawiałam się, czy tu będziesz – zdołała w końcu wyjąkać.
Rudowłosy przyglądał jej się przez chwilę w milczeniu, wprawiając ją tym w zakłopotanie. Po chwili podsunął się na ławce i klepiąc miejsce obok siebie, powiedział:
- Chodź, usiądź.
Tia posłusznie usiadła obok kolegi i razem zaczęli wpatrywać się w nagrobek. Po jakimś czasie Tia niepewnie przerwała milczenie.
- To… To twoja matka, prawda? – spytała cicho.
D’jok przytaknął.
- Często tu przychodzę odkąd Maia pokazała mi, gdzie leży. Wcześniej jej nie odwiedzaliśmy, Maia przychodziła sama. Nie chciała, żebym wiedział…
- Maia nie powiedziała ci, gdzie leży twoja matka? – zdziwiła się Tia.
D’jok pokręcił przecząco głową.
- Nie powiedziała mi nic o moich rodzicach. Zrobiła to dopiero niedawno – trochę przed pucharem.
Tia zdziwiona milczała. Tym razem to D’jok przerwał milczenie.
- Często z nią rozmawiam. Jednak staram się nie obarczać jej moimi problemami – nie potrzebuje ich. Gdzieś czytałem, żeby tak nie robić. Moimi problemami obarczam Maię, jeśli już – cicho się zaśmiał. – Ona mi doradzi, a moja mama, no cóż, chyba z lekka nie może.
Przez chwilę panowało pomiędzy nimi milczenie.
- Nawet ich nie znałam – powiedziała nagle Tia. D’jok spojrzał na nią, a potem podążył za jej wzrokiem – patrzyła na nagrobek swoich pradziadków. – Nawet nie wiem, czy to dobrze, czy to źle.
- To dobrze – stwierdził D’jok, a gdy dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem, wyjaśnił. – Maia mi kiedyś tak powiedziała, gdy ją o to spytałem. Powiedziała mi, że dobrze jest pamiętać, ale nie tęsknić. Pamiętać w sensie, że wiedzieć, że byli i kim byli.
Tia pokiwała głową, ale nic nie powiedziała. Po kolejnych minutach ciszy, stwierdziła cicho:
- Nie wiedziałam, że twoja mama tu leży.
- Każdy ma swoje tajemnice – odparł D’jok.
- To znaczy?
- To znaczy, że każdy ma coś o czym nie mówi.
Tia musiała się z nim zgodzić. Każdy miał coś, czym nie chciał się z nikim dzielić. Wolał to zachować dla siebie i mierzyć się z tym sam. Tia zauważyła, że grób Delphiny jest podwójny, więc spojrzała na nagrobek obok i aż drgnęła.
- Co się stało? – zapytał D’jok.
Tia nic nie powiedziała, tylko wskazała na nagrobek. D’jok spojrzał i zrozumiał. On też nie lubił na to patrzeć. Na płycie było napisane:

I’son Blackstone
Żył lat
Zm.
Pokój jego duszy

- Tak, wiem. Od razu zrobiono też grób dla niego. Na szczęście na razie jest tylko grobowcem.
- T-Tak. Na szczęście – odparła zszokowana Tia.

Potem oboje pogrążyli się w kontemplacji. Rozmyślali nad własnym życiem, nad życiem swoich bliskich i nad przemijaniem. Cmentarz naprawdę skłaniał do rozmyślań. A cisza na nim panująca bardzo w tym pomagała.
         _________________________________________________________________________

Adnotacja: Początkowo miało być więcej o rozmowie D'joka z mamą, jednak on widocznie nie chciał się na to zgodzić, bo mi nie wyszło. xD Za to Tia stwierdziła chyba, że skoro D'jok nie chce być głównym głównym bohaterem to ona nim będzie. xD (powtórzenie celowe)