sobota, 27 grudnia 2014

Elf 16

Hejka hej!
Pewnie większość z Was dostawała prezenty 24, 25, niektórzy może jeszcze wczoraj, bo widzieli się z rodziną, a dzisiaj... macie prezencik ode mnie. ^^ Zwyczajowo. ;* Kocham Was moi drodzy! <3




Robiłem właśnie chyba trzydzieste kółko, gdy Ligolis kazał mi się zatrzymać. Ściągnąłem wodze i spojrzałem na niego.
- Dziś krótko. Tylko tak dorywczo, ale zawsze to dodatkowy trening.
Kiwnąłem głową.
- Chociaż wiesz… - Ligolis uśmiechnął się chytrze. – Za dobrą jazdę masz bonus – to mówiąc, klepnął z całej siły w zad konia.
Laudil przestraszony ruszył przed siebie galopem. Kurczowo złapałem za wodze, jednak czułem, że spadam. W pewnym momencie przechyliłem się mocno na lewą stronę i w następnej chwili zaliczyłem porządne spotkanie z gruntem. Słyszałem oddalającego się Laudila, ale także inny dźwięk… Podniosłem się powoli na łokciu i zamglonym z lekka wzrokiem spojrzałem w stronę źródła odgłosu… I ujrzałem Ligolisa zalewającego się ze śmiechu. Spiorunowałem go spojrzeniem, jednak on chyba nawet tego nie zarejestrował. Jęknąłem z bólu próbując się podnieść. W końcu udała mi się ta sztuka i cały obolały ruszyłem w stronę mojego nauczyciela. Gdy wreszcie doczłapałem na miejsce, Ligolis spojrzał na mnie przez łzy.
- Śmieszy cię to? – warknąłem.
Książę, nadal się śmiejąc, pokiwał głową.
- Nie złość się – zdołał wykrztusić. – Pomogłem ci tylko – kaszlnął. – zaliczyć swój pierwszy upadek.
- Wielkie dzięki – syknąłem.
Ligolis spojrzał na mnie rozbawiony, po czym odchylił głowę do tyłu i znów się zaśmiał.
- Oj, no rozchmurz się. Tylko zafundowałem ci galop – mówiąc to, mrugnął do mnie.
Mi jednak wcale nie było do śmiechu. Wszystko mnie bolało, a że spadłem na lewą stronę, to biodro było szczególnie zranione. Odwróciłem się, by poszukać Laudila. Na szczęście zlitował się nade mną oraz nie kazał za dużo chodzić, bo stał niedaleko i spoglądał na mnie z zaciekawieniem, przechylając głowę.
- Chodź tu, Laudil – powiedziałem zmęczony, wyciągając do niego dłoń. Koń ruszył powoli w moją stronę, a ja uśmiechnąłem się pod nosem na widok jego majestatycznego chodu. Gdy był już przy mnie, pogłaskałem go po szyi i zwróciłem się w stronę Ligolisa, który patrzył na mnie z zadowoleniem, już opanowany.
- On nie jest zły – zauważył niewinnie.
Spiorunowałem go spojrzeniem, jednak nie potrafiłem długo się na niego gniewać, więc na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Chodź, wracamy.
Po tych słowach skierowaliśmy się stronę zamku.

***

Znajdowałem się w pokoju, który do złudzenia przypominał moją komnatę. Jednak zamiast ścian widać było czerń. Po prostu czerń. W miejscu, gdzie kończyła się podłoga zaczynała się czerń. Zamiast sufitu również była czerń.
Rozejrzałem się z przestrachem.
- Jest tu kto? – zawołałem. Aż drgnąłem, bo mój głos okazał się dziwnie przestrzenny.
„W sumie to głupie pytanie…” – pomyślałem. – „Zwłaszcza w filmach. Co, jakiś zabójca, który jest w domu i usłyszy takie wołanie miałby odpowiedzieć: Jestem w kuchni, zrobić ci kanapkę? Żenujące.”
- Chociaż mam nadzieję, że w tej czerni nie kryje się zabójca… - wyszeptałem.
- Nie byłbym tego taki pewien.
O mało serce mi nie stanęło, gdy usłyszałem za sobą jakiś głos. A już tym bardziej, gdy zobaczyłem jak wygląda jego właściciel.
Przede mną stał mężczyzna, podobny do elfa, jednak z kilkoma różnicami. Cały był ubrany na czarno, włosy również miał tego koloru. Jego cera była dość normalna. Najstraszniejsze były jednak jego oczy. Nie można było zauważyć różnicy pomiędzy białkiem, a źrenicami, bo jej po prostu nie było. Jego oczy były głęboką czernią, z której wyzierała chłodna nienawiść.
Przerażony, aż się cofnąłem.
- K-Kim jesteś? – spytałem drżącym głosem.
Przybysz uśmiechnął się przerażająco.
- Och, nikim takim. Starym znajomym twoich kochanych przyjaciół… - po tych słowach odsunął krzesło przy stole i usiadł na nim. Następnie nalał sobie do kieliszka wina, a ja się zastanawiałem skąd ono się tam wzięło.
- A więc do rzeczy – zaczął przybysz. – nazywam się Xalit.
W tym momencie zamarłem i powoli zaczął oblewać mnie zimny pot. „To musi być sen, to musi być sen…”
- Tak, masz rację, to jest sen. Ale wywołany przeze mnie. A więc obowiązują tutaj moje prawa. Jak widzisz wybrałem twoją komnatę, byś poczuł się swobodniej – przy tych słowach zamaszystym ruchem pokazał mi pomieszczenie.
- Ty nie możesz być Xalit – wyjąkałem. – On wyglądał inaczej. Musiał…
Xalit uśmiechnął się cierpko. W następnej chwili rozległ się mrożący krew w żyłach śmiech. Po krótkim czasie umilkł.
- Och, widzisz, przez krótki czas udało mi się zmienić postać.
- Przez krótki czas? Ligolis opowiadał mi twoją historię, znaliście się od dziecka!
Xalit zacmokał.
- Ach, Ligolis. Ten biedny, naiwny, łatwowierny dzieciak. Naprawdę myślisz, że tak trudno było go oszukać? – elf nachylił się w moją stronę. – Wystarczyło użyć iluzji.
Otworzyłem buzię ze zdziwienia. Iluzji?
- Iluzji? – zapytałem na głos.
Xalit pokiwał głową.
- Tak, iluzji. Wystarczyło pomieszać w głowie biednemu księciu i jego najbliższym i załatwione. Reszta nie miała nic do gadania, przecież plebs nie będzie wtrącał nosa w sprawy królewskie, prawda? – odchylił się i upił łyk wina.
- Czemu mi to wszystko mówisz? – wydawało mi się nieprawdopodobne, by złoczyńca opowiadał mi o szczegółach swojej zbrodni.
Xalit uśmiechnął się przebiegle.
- Ach, widzisz, czas chyba, by wszyscy uświadomili sobie swoją głupotę.
- Ale czemu wybrałeś akurat mnie?
Xalit nie odpowiedział, tylko znów się uśmiechnął.  Aż zadrżałem.
- Nie jesteś elfem – stwierdziłem drżącym głosem.
Przybysz zatrzymał szklankę przy ustach, których kąciki podniosły się nieznacznie ku górze.
- Masz rację. Jestem Mrocznym Elfem.
- M-Mrocznym Elfem? Co to znaczy?
- Och, tę jakże ciekawą historię z pewnością będą chcieli ci opowiedzieć synowie królewscy… Nie będę im odbierał tej przyjemności – wypowiedziawszy te słowa upił trochę wina.
- Jesteś nienormalny.
Xalit zacmokał z dezaprobatą.
- A skąd wynika to stwierdzenie, jeśli mógłbym wiedzieć?
- Chcesz nas wszystkich pozabijać!- nie byłem w stanie zapanować nad emocjami.
Mroczny elf zastanowił się chwilę.
- Tak, to prawda – powiedział z wolna, a ja zbladłem. – ale to wcale nie oznacza, że jestem nienormalny.
Prychnąłem. I natychmiast tego pożałowałem, bo przenikliwe spojrzenie Xalita zwróciło się ku mnie. Poczułem ucisk w klatce piersiowej i zaczęło mi brakować powietrza.
- Radzę ci uważać na słowa, młody elfie. Bo może się okazać, że nie doceniasz przeciwnika.
W tym momencie ucisk zniknął, a ja zaczerpnąłem głośno powietrza. Xalit wstał od stołu, postawił na nim pustą szklankę i skierował się w stronę czerni.
- Stój, czekaj! – krzyknąłem za nim, nie bardzo wiedząc w jakim celu. Ku mojemu przerażeniu Xalit zatrzymał się. Zanim zdążyłem zareagować, rzucił w moją stronę nożem. Ostrze przecięło mi policzek, pozostawiając podłużny ślad. Ze strachem go dotknąłem, jednak nie leciała krew. Mroczny elf znów zaczął iść i już po chwili zniknął w czerni.

Obudziłem się cały zlany potem, ciężko oddychając. Przez moją głowę przelatywało tysiąc myśli naraz. Czy to był tylko sen? A może coś więcej? Dotknąłem policzka… i zamarłem. Była tam rana! „Spokojnie Leo, spokojnie” – uspokajałem sam siebie. – „Może zaliczyłeś ją gdzieś indziej?” Chociaż wiedziałem, że to nieprawda. Mimo że nie leciała krew, czułem, że była świeża. Przez chwilę nie wiedziałem co robić.

Idź do braci.
Świetny pomysł, Sean.

Wybiegłem z pokoju i pognałem przed siebie, pod bosymi stopami czułem chłodną posadzkę. Zziajany wpadłem do pokoju Ligolisa i Haldira. Odczekałem chwilkę, po czym przeszedłem szybko całą długość pomieszczenia i już po chwili byłem w sypialni. I wtedy się zatrzymałem. Wyraźnie widziałem sylwetki braci, równomiernie unoszące się pod kołdrami. „To chyba jednak nie jest dobry pomysł…” Fakt, byli moimi przyjaciółmi, ale to nie upoważniało mnie do budzenia ich w nocy z powodu byle koszmaru.

Tak, tyle że to nie jest byle koszmar.
Może i masz rację…
Ja na pewno mam rację.
Zgoda.

Podszedłem do śpiącego Ligolisa i przeżyłem ostatnią chwilę zawahania. Potem delikatnie nim potrząsnąłem.
- Ligolis. Ligolis, obudź się!
Książę leniwie uniósł powieki i spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem.
- Leo? Co ty tu robisz?
- Miałem… – w ostatniej chwili ugryzłem się w język. O mało co nie powiedziałem, że miałem zły sen. – Ja… muszę wam coś powiedzieć.
- A musisz w środku nocy? – jęknął mój przyjaciel.
- Tak.
Ligolis westchnął.
- No dobra, obudź Haldira.
- Zgoda.
Po tych słowach zostawiłem go i poszedłem obudzić starszego z braci.
- Haldir! Obudź się!
Usłyszałem jęk, po czym ujrzałem zaspany wzrok Haldira.
- Leo? Co się dzieje?
- Muszę wam coś powiedzieć.
- A musisz w środku nocy?
- Tak.
- No, dobra, dobra, już wstaję. – jednak wbrew swoim słowom Haldir po prostu zamknął z powrotem oczy.
- No wstawaj. Ligolis już wstał – obejrzałem się na młodszego z braci i z lekką irytacją stwierdziłem, że Ligolis wcale nie wstał tylko naciągnął kołdrę na głowę.
Wtedy wpadłem na pewien pomysł. Stanąłem pomiędzy dwoma łóżkami i nieco głośniej powiedziałem:
- Chodzi o Xalita.
Nie musiałem dwa razy powtarzać. Efekt był natychmiastowy - bracia w tym samym momencie zerwali się z łóżek.
- Że co?! – spytał Ligolis, ciut za głośno.
Zaśmiałem się cicho z ich reakcji.
Haldir przyjrzał mi się uważnie.
- Leo, czy ty przypadkiem sobie z nas nie zażartowałeś?
Westchnąłem.
- Chciałbym Haldirze. Ale tu naprawdę chodzi o Xalita.
- W jakim sensie? – zapytał Ligolis.
- Bo… ja miałem sen… wiem, że to głupio brzmi, ale… on tam był… i ze mną rozmawiał… mówił, że kontroluje ten sen i chyba naprawdę tak było… - na koniec ciężko westchnąłem.
Bracia wymienili przerażone spojrzenia.
- Leo… - zaczął młodszy z nich. Spojrzałem na niego. – Idź do siebie i się ubierz. Zaraz po ciebie przyjdę.
Zdziwiłem się, ale nic nie powiedziałem i posłusznie poszedłem do siebie.

***

Siedziałem sztywno na krześle i z nerwów bawiłem się dłońmi. Byliśmy w komnacie króla. Siedzieliśmy w półokręgu przed biurkiem. Po mojej prawej siedziała Liliami, a po lewej Haldir. Obok niego z kolei siedział Ligolis. W pewnym momencie pojawił się król i usiadł za biurkiem. Westchnął, potarł oczy, i uniósł wzrok na nas.
- A więc? Co się dzieje?
- Leo miał sen… - zaczął Haldir. – Najprawdopodobniej kontrolowany.
Król zrobił wielkie oczy.
- Kontrolowany? Ale kto…
- Xalit – odpowiedzieli w tym samym momencie bracia.
Liliami gwałtownie zwróciła głowę w ich stronę.
- Że co? – spytała niedowierzając. Po raz pierwszy usłyszałem jej głos. Był wyrazisty, ale gdy się wsłuchać, jasne było, że nie zawsze jest tak poważna.
Ligolis spojrzał w jej stronę.
- Xalit – powiedział dobitnie. – Leo z nim rozmawiał.
W tym momencie wszystkie spojrzenia zwróciły się ku mnie, co mnie ogromnie speszyło.
- Opowiadaj – zażądał król.
Przełknąłem ślinę.
- A więc tak… to było… on… ja – oczywiście zacząłem się jąkać. Wziąłem głęboki wdech i kontynuowałem. – Miałem sen, że byłem w swojej komnacie, ale wyglądała trochę inaczej, zamiast ścian i sufitu była czerń. Wiem trochę to dziwnie brzmi, ale… Zresztą nieważne. W każdym razie w pewnym momencie pojawił się tam on. Wyglądał przerażająco. Był prawie cały czarny i…
- Czekaj – przerwał mi Ligolis. – Jak to czarny? Przecież elfy tak nie wyglądają.
Zawahałem się. Musiałem powiedzieć wszystko, ale na pewno nie powtórzę mu słów Xalita, że jest głupi, naiwny i łatwowierny.
- No…
Nie wiedziałem co teraz powiedzieć, ale na szczęście z opresji wyciągnął mnie Haldir.
- Spokojnie Ligolisie. Daj mu powiedzieć wszystko od początku.
Popatrzyłem na niego z wdzięcznością i kontynuowałem:
- No i on powiedział, że nazywa się Xalit i że kontroluje ten sen – wszyscy słuchali mnie uważnie. – I ja mu powiedziałem, że nie może być Xalitem, bo przecież elfy tak nie wyglądają, a on… a on powiedział, że przez krótki czas udało mu się zmienić postać…
- Czekaj – tym razem to Hadir mi przerwał. – Przez krótki czas? Przecież… Przecież Ligolis i on znali się niemalże od dziecka.
- To też mu powiedziałem. A on… on powiedział, że użył iluzji – naturalnie pominąłem moment z przymiotnikami.
- Iluzji?! – wykrzyknęła cała czwórka, zrywając się z miejsc.
- No… tak – bąknąłem.
- Iluzji, iluzji – król pokręcił głową, niedowierzając.
Po chwili wszyscy z powrotem usiedli, a ja kontynuowałem swoją opowieść:
- I ja go spytałem, czemu mi to wszystko mówi, a on powiedział, że… - urwałem. Nie wiedziałem czy wypada powtórzyć im słowa Xalita.
- Mów dalej, Leo – zachęcił spokojnym głosem Haldir.
Odetchnąłem głęboko.
- A on powiedział, że uważa, że już czas by wszyscy uświadomili sobie swoją głupotę – dokończyłem cicho.
Pozostali spojrzeli po sobie.
- Co było dalej Leo? – spytał Ligolis.
- Zapytałem go, czemu mówi to wszystko akurat mnie, ale on nie odpowiedział… Wtedy… wtedy powiedziałem, że nie jest elfem, a on potwierdził i… i powiedział, że jest mrocznym elfem.
W tym momencie nie mogłem mówić dalej, bo wszyscy wydali z siebie dosyć głośne okrzyki zdziwienia i strachu. Cała czwórka zerwała się z miejsc i zbladła. Ligolis opadł z powrotem na krzesło i ukrył twarz w dłoniach, król zastygł w bezruchu, a Haldir i Liliami patrzyli na siebie z przerażeniem. Ja nie bardzo wiedziałem co teraz zrobić. Spojrzałem na Ligolisa. Musiał być zdruzgotany. Tyle wiadomości… a to jeszcze nie wszystkie.
- Mogę mówić dalej? – spytałem cicho.
Pozostali spojrzeli na mnie, pokiwali głowami na znak zgody i usiedli.
- Powiedziałem mu, że jest nienormalny, a on zapytał mnie dlaczego tak myślę. Powiedziałem mu, że chce nas wszystkich pozabijać, a on… przytaknął. Powiedział jednak, że to wcale nie oznacza, że jest nienormalny, a gdy prychnąłem on… spojrzał na mnie. I wtedy poczułem taki ucisk w klatce piersiowej i nie mogłem prawie oddychać. A on wtedy powiedział, żebym uważał na słowa, bo mogę nie docenić przeciwnika. Wtedy ucisk ustąpił, a on wstał i zaczął iść w stronę czerni. Zawołałem, żeby zaczekał, nie wiem nawet po co, ale on to zrobił i… i rzucił we mnie nożem. Ten nóż na szczęście prawie mnie nie dotknął… tylko lekko policzka. I wtedy Xalit zniknął w czerni, a ja się obudziłem – wzruszyłem ramionami. – I to koniec. Potem stwierdziłem, że pójdę do Ligolisa i Haldira, i tak zrobiłem.
Na jakiś czas zapadła cisza. Przerwał ją król.
- To wcale nie musiał być sen kontrolowany – pozostali spojrzeli na niego ze szczerym zdziwieniem. – Choć jednak dużo rzeczy by na to wskazywało – kontynuował.
Wtedy zaczęli dyskutować na ten temat, gdy w końcu Ligolis zwrócił ich uwagę na siebie:
- Ojcze… jest jeszcze jeden szczegół – zaczął cicho ze wzrokiem utkwionym we mnie. – Spójrz na jego policzek.
W tym momencie pozostali poszli za tą radą, a ja zastygłem w miejscu. Oczy rodziny królewskiej się rozszerzyły, gdy ujrzeli rozcięcie.
- Leo – zaczął blady Haldir. – Skąd to masz?
- Ja… nie wiem. Ale wydaje mi się… że ta rana… jest dosyć… dosyć świeża.
Wszyscy na chwilę zamilkli.
- No dobrze… - we czwórkę spojrzeliśmy na króla. – A teraz proszę, wyjaśnijcie mi… skąd Leo wie tyle o Xalicie – zakończył twardo.
Ligolis i Haldir jednocześnie spuścili wzrok, zmieszani. Pierwszy raz ich takich widziałem.
- Słucham – warknął król.
- Ja mu powiedziałem – wymamrotał młodszy z braci.
- Och doprawdy? Zupełnie się nie spodziewałem Ligolisie - w głosie władcy wyraźnie wyczuwało się sarkazm. – A czemóż to?
Ligolis drgnął.
- Tak wyszło.
- Tak wyszło? Tak wyszło? – głos króla stawał się niebezpiecznie głośniejszy. – Tak wyszło?! A nie sądzisz, że nie powinno wyjść?!
- Ale wyszło – Ligolis wreszcie spojrzał na ojca. – I nie zmienisz tego.
Król zaśmiał się.
- Och, no jasne. I tylko dlatego, miałbym to tak zostawić? O nie, nie, mój drogi. Nie ma tak łatwo. Czy ty w ogóle myślisz czasem?
Ligolis zerwał się z krzesła i krzyknął:
- Myślę, w przeciwieństwie do ciebie!
- Nie mów tak do mnie – wycedził jego ojciec.
- I wzajemnie.
- Myślisz, że możesz mi rozkazywać?
- Ależ ja przecież nie myślę, ojcze.
- Ligolis! Nie odwracaj kota ogonem.
- Ależ nie odwracam. Widzisz tu w ogóle jakiegoś? Bo ja tu widzę tylko bezmyślną małpę bez ogona, siedzącą za biurkiem.
- Ligolis!!! – wściekły król zerwał się z miejsca. – Przegiąłeś!! Idź do siebie, natychmiast!!
- Z wielką chęcią – wycedził młodszy książę przez zaciśnięte zęby, po czym energicznie odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Nie wiedziałem jak mam się teraz zachować. Spojrzałem na Haldira i Liliami. Oboje, speszeni, patrzyli w ziemię. Król odetchnął głęboko.
- Haldirze, odprowadź, proszę, Leonarda. Liliami, ty też idź już spać.
Oboje kiwnęli głowami i coś wymamrotali. Potem wstali i skierowali się w stronę wyjścia, więc poszedłem ich śladem. Następnie Haldir odprowadził mnie bez słowa do komnaty.

***

Haldir otworzył drzwi do sypialni i zobaczył brata siedzącego na łóżku tyłem do niego.
- Nie powinieneś był tego robić – zaczął.
- Och, jasne  - odparł naburmuszony Ligolis.
Haldir westchnął. Jego brat był strasznie uparty i Haldir, jako jeden z nielicznych, wiedział, po kim to ma.
- Posłuchaj, on…
- … mnie kocha, po prostu ma taki charakter, taki czasem bywa, jest królem, muszę to zrozumieć, blablabla, blablabla, wiem – dokończył młodszy książę.
Haldir uśmiechnął się nieznacznie.
- Leggy… - Ligolis drgnął na dźwięk zdrobnienia. – Zrozum, wina leży po obu stronach.
- Przecież wiem – burknął w odpowiedzi młodszy książę.
Haldir westchnął i usiadł obok brata.
- Skoro wiesz, to czemu nadal to robisz?
Ligolis łypnął na niego spode łba.
- Wina leży po  o b u  stronach, nie tylko po mojej. Sam to przed chwilą powiedziałeś.
- Zaiste – kąciki ust Haldira uniosły się lekko ku górze.
Chwilę milczeli, po czym starszy książę stwierdził:
- Chyba nie da się tego uniknąć, co?
Ligolis pokręcił głową.
- Wątpię.
Haldir po raz kolejny westchnął.
- No cóż… Ale zawsze można spróbować cię jakoś rozweselić – to mówiąc, zepchnął brata z łóżka.
- Ej!
Ligolis leżał na ziemi i łypał groźnie na brata, który nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Jak ja ci zaraz… - wycedził młodszy książę. Zaraz wpadł na pomysł. Szybko zerwał się na równe nogi i bezpardonowo zepchnął brata na ziemię. Śmiech gwałtownie się urwał, a Ligolis patrzył na członka rodziny z wyższością.
- Ja ci dam… - w tym momencie Haldir złapał poduszkę i rzucił nią w rodzeństwo. Ligolis zatoczył się tyłu, zdziwiony uderzeniem. Potem podniósł poduszkę i w charakterze obronnym, rzucił nią w przeciwnika. Tak zaczęła się trwająca pół godziny wojna na poduszki. Haldir uśmiechnął się nieznacznie. „Niby dorośli, a ciągle jeszcze dzieci”.






No. Dzisiaj nasi kochani bracia dali się poznać z nieco innej strony. ;) Jak Wam się podoba? Proszę o opinie! :)

2 komentarze:

  1. Ale super prezent! ^^
    Kurcze, Leo to normalnie taki Leo jak ten z 'Olimpijskich Herosów'! :D W życiu nie chciałabym mieć kontrolowanego snu, to musi być straszne! Twoja opowieść robi się coraz bardziej mroczna... Już nie mogę się doczekać następnej części. ^^
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba przegapiłam część piętnastą... Ale nie, chyba jednak nie. Świetna część. Xalit następny mroczny bohater. :D Mam jedną uwagę. Dziwnie trochę brzmi to powtórzenie:
    "- A musisz w środku nocy?
    - Tak."
    (u Ligolisa i Haldira powtarza się to)

    OdpowiedzUsuń