Witam po długiej nieobecności spowodowanej brakiem czasu, spowodowanego z kolei zbliżającymi się egzaminami! Witam tylko dlatego, iż się rozchorowałam i siedzę w domu zamiast cierpieć w szkolnej ławce. Przeziębienie się opłaca. (czasem) Jak pewnie zauważyliście ponadrabiałam również Wasze blogi. Jeśli u kogoś pominęłam choćby jeden post - pisać. (Olu u Ciebie dzisiaj powinnam skończyć ten ostatni) Opowiadanie pod wpływem chwili, zainspirowane jednym zdaniem, które napisałam do Oli, gdy wysyłałam pracę na jej konkurs, który polecam, a jest on tutaj. Prace można nadsyłać do 15 marca, nie do 28 lutego. ;)
Opowiadanie miało ilustrować nasze relacje z tytułową Panią Weną. Nasze, czyli pisarzy. Zapraszam do czytania. (i komentowania)
Pani Wena
Monika siedziała nad opowiadaniem z polskiego chyba ze dwie
godziny, a i tak nic oprócz pierwszego zdania „Dawno, dawno temu w krainie
zwanej Awangardą żył sobie pewien król” nie przychodziło jej do głowy.
Westchnęła głęboko i ukryła twarz w dłoniach.
- Litości – jęknęła. – Czemu przychodzi mi do głowy tylko
myśl o krwiożerczym smoku, pożerającym króla już w drugim zdaniu?
- To może właśnie o tym powinnaś napisać? – rozległ się za
nią głęboki, kobiecy głos, który z pewnością nie należał do jej matki ani
siostry. Obróciła się i ujrzała wysoką kobietę w długiej, ciemnofioletowej,
lekko błyszczącej sukni z ciemnobrązowymi włosami, sięgającymi jej do pasa,
wiankiem na głowie i różdżką, jaką mają małe dziewczynki do stroju królewny. Monika otworzyła szeroko oczy na jej widok.
- K-Kim jesteś? – spytała zdziwiona i z lekka oszołomiona.
- Jestem Wena – odpowiedziała kobieta od niechcenia, jakby
to było oczywiste. – Ale dla ciebie Pani Wena.
- Pani Wena – powtórzyła machinalnie Monika.
- No tak. A myślałaś, że kim? Wiosną?
Monice przemknęło przez myśl, że z tą różdżką i wiankiem na
głowie rzeczywiście wygląda trochę jak Wiosna, ale nie powiedziała tego głośno.
- Co tu robisz? – spytała zamiast tego.
- A czy przypadkiem mnie nie potrzebujesz? Jestem zawsze tam,
gdzie pisarze – oznajmiła wyniośle. Monika stwierdziła, że nie zabrzmiało to
zbyt majestatycznie, zwłaszcza, że w tym momencie Pani Wenie trochę zjechał
wianek i musiała go poprawić.
- A właściwie to… czemu mi nie pomagasz, skoro już tu
jesteś?! – wybuchła Monika.
- Ależ przecież pomagam. Myślisz, że skąd wziął się
krwiożerczy smok? – odparła niewzruszona Pani Wena, obracając różdżkę między
palcami.
Monikę zatkało na chwilę.
- Ale przecież to bez sensu – mruknęła.
- A masz jakiś inny pomysł?
Monika westchnęła i odwróciła się z powrotem do komputera.
- Niby racja…
Zaczęła pisać. W końcu miała już parę zdań: „Dawno, dawno temu
w krainie zwanej Awangardą żył sobie pewien król. Niestety, król ten dwa dni
temu został pożarty przez krwiożerczego smoka, który przyleciał z Północy.
Północ była krajem smoków. Zielonych i czerwonych. Czerwone były krwiożercze, a
zielone roślinożerne. Jak można było się domyślić, smok królobójca był czerwony.
Wszyscy się go bali.”
Pani Wena zajrzała Monice przez ramię.
- Nie, nie kochana, to ostatnie zdanie jest bez sensu.
- Czemu? – spytała zdziwiona dziewczynka.
- Dlaczego motłoch miałby się bać smoka, który zjadł znienawidzonego
przez nich króla?
- A skąd wiesz, że był znienawidzony przez lud?
- Przecież ja to wymyślam.
Ten argument ostatecznie przekonał Monikę i zmieniła zdanie:
„Wszyscy się go bali.” na „Wszyscy się radowali faktem pożarcia króla-tyrana.”
- No, tak zdecydowanie lepiej – wyraziła swą aprobatę Pani
Wena.
Monika napisała kolejnych kilka zdań, gdy w pewnym momencie
Pani Wena krzyknęła dziewczynce do ucha: „Nie!”. Monika drgnęła i popatrzyła na
nią z wyrzutem.
- Co?
Pani Wena miała skwaszoną minę.
- Czerwone smoki miałyby być krwiożercze? Przecież one są
takie słodkie.
Monika musiała przyznać jej rację. Zmieniła kolejny
fragment: „Czerwone były krwiożercze, a zielone roślinożerne. Jak można było
się domyślić, smok królobójca był czerwony.” na „Zielone były krwiożercze, a czerwone
roślinożerne. Jak można było się domyślić, smok królobójca był zielony.” Tak,
tak zdecydowanie było lepiej.
Napisała kolejnych kilka zdań, a w tym czasie Pani Wena
usadowiła się wygodnie na kanapie. Nagle wszelkie pomysły po prostu uciekły z głowy
Moniki. Dziewczyna siedziała chwilę oniemiała, po czym obróciła się do Pani
Weny i spiorunowała ją wzrokiem.
- Czemu to zrobiłaś?
Pani Wena tylko wzruszyła ramionami z naburmuszoną miną, jak
kobieta, która obraża się na mężczyznę i chce, żeby sam zgadł o co chodzi.
- Słuchaj kobieto, muszę to opowiadanie napisać na jutro, a
jest już siedemnasta, więc może byś mi pomogła! – zdenerwowała się Monika.
Pani Wena ponownie tylko wzruszyła ramionami i obróciła
głowę do ściany. Monika spojrzała z powrotem na komputer, jednak wiedziała, że
bez pomocy Pani Weny nic nie napisze. Westchnęła więc ciężko, podeszła do
naburmuszonej kobiety na kanapie i zaczęła ją przekonywać do pomocy, używając
jak najmilszych słówek. Zajęło jej to dobrą godzinę, aż w końcu podłechtane ego
Pani Weny stwierdziło, że znów może pomóc. Usiadły więc obie do komputera i
zaczęły kontynuować opowiadanie pod tytułem „Opowieści z Awangardy”. Monika musiała przyznać, że polubiła tę rozkapryszoną,
wykurzająca, mająca dziwne pomysły Panią Wenę. Pomyślała, że chyba chciałaby
się z nią zaprzyjaźnić.
***
Brwi pani z polskiego wędrowały coraz wyżej i wyżej, w miarę
jak czytała opowiadanie Moniki. W końcu spojrzała na dziewczynkę.
- Zdaje się mówiłaś wczoraj, że to będzie opowiadanie o miłym
władcy spokojnej krainy, którą zaatakuje smok, lecz zostanie szybko pokonany
przez króla, którego poddani zaczną kochać jeszcze bardziej? Tymczasem czytam
tu, o królu-tyranie, który został pożarty już w drugim zdaniu, a główną
postacią jest tu smok terroryzujący krainę i zostający na koniec królem. Możesz
mi to wyjaśnić?
Monika wzruszyła ramionami i z niewinną minką odpowiedziała:
- Pani Wena ma czasem dziwne pomysły.
Właśnie tak się zastanawiałam czy to Ty wysłałaś to zgłoszenie, bo bardzo mi do Ciebie pasowało! :D Dziękuję! <3
OdpowiedzUsuńPani Wena ostatnio chyba Cię polubiła. :D Najpierw wysyłasz mi takie cudowne opowiadanko, potem czytam to tutaj! :D I jakie świetne zakończenie! ^^
Dziękuję za wszystkie komentarze! ^^ <3
Pozdrawiam serdecznie!
P.S. Też nie poszłaś dziś do szkoły? :D
No więc tak... Ogólnie rzecz biorąc opowiadanie pod względem stylistycznym, ortograficznym i tak dalej jest okej. Takie tam zwykłe opowiadanko o tematyce bardzo bliskiej pisarzom i chyba poetom również. Wena jest czasem okropna, a to przyjdzie, kiedy jesteś akurat na lekcji, a to nie ma jej kiedy potrzebujesz jej do konkursu... Heh. Ale jeśli mam być subiektywna to... Nie bądź zła, ale uważam to opowiadanie za trochę dziecinne. Może bez tego "trochę". Słowa "Pani Wena" i inne sytuacje kojarzą mi się bardziej z bajkami dla dzieci. Chociaż może to właśnie jest bajka? (W tym dobrym znaczeniu) ;)
OdpowiedzUsuńPS. Pytania retoryczne. xD
http://alwina-proncess-and-legolas-elf.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSuper! Nie przejmuj sie, czkeam ::))
Fajne to opowiadanko, takie nieco bajkowe i lekkie. Pani Wena jest rzeczywiście bardzo, ale to bardzo kapryśna... co ciekawe, też mówię do niej per ,,pani", tak jakoś lepiej brzmi;) A może to podświadomy szacunek do tej istoty, która ma wpływ na losy każdego literata? Sama nie wiem... w każdym razie, zdziwiłam się nieco, czytając to opowiadanie, bo ostatnio nawet w moim poście użyłam określenia ,,Pani Wena". Czyli ja też często o niej rozmyślam!:D
OdpowiedzUsuńFajna tematyka, szkoda w sumie, że nie pociągnęłaś tego dalej, króciutkie to opowiadanko... można by było rozwinąć jeszcze rozmowę Weny z Moniką.
Ogółem tekst naprawdę zgrabny i przyjemny, w lekko bajkowych klimatach. Morał? Pani Wena ma trudny charakterek...
Pozdrawiam ciepło!
Pola
Nominowałam Cię do tagu :) http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2015/05/courtship-book-tag.html
OdpowiedzUsuń