czwartek, 14 sierpnia 2014

Zderzenie dwóch światów cz. 3

Hejka hej!

Błagam o wybaczenie. Miałam trochę spraw na głowie. :)

Kochane opowiadanko. <3 Moja część. :) Miłego czytania i niedługo znowu postaram się odezwać! :D

Legolas wstał. Był lekko zaspany dopóki nie zobaczył pająków. Jace może i był pogromcą kaczek, lecz to on - Legolas był specjalistą od pająków. Wyciągnął oba sztylety schowane na plecach i postąpił krok naprzód. Jace złapał go za ramię.
- Czekaj. Masz jakiś plan?
- Mój plan jest zawsze taki sam - odrzekł spokojnym głosem Legolas. - Atakuję.
Po tych słowach wyszedł z ukrycia. Pająki od razu rzuciły się na niego. Zaczął siekać sztyletami na wszystkie strony, a z każdym uderzeniem kolejna pokraka padała na ziemię. Legolas posuwał się coraz dalej od kryjówki, nawet nie obejrzawszy się na Jace'a. Wiedział, że kompan sobie poradzi.
   W pewnym momencie poczuł zmęczenie. Nie wiedział ile już tak walczył, jednak, gdy pozwolił sobie na chwilę dekoncentracji słono za to zapłacił.
   Legolas poczuł ostry ból w lewej kostce. Krzyknął. Zamgliło mu się przed oczami i padł na ziemię. Pająki natychmiast to wykorzystały. Rzuciły się na niego, przygniatając do ziemi. Jedna z bestii syknęła. Szczęki zaczęły się nieubłaganie przybliżać do ciała księcia.
   Przypomniały mu się chwile, gdy działo się coś podobnego. Lecz teraz nie ma Tauriel, która by go uratowała. Pomyślał o niej. Przypomniał sobie czasy, gdy była jeszcze mała i wkurzająca. Choć teraz nadal jest. Pomyślał o swoim ojcu Thranduilu - królu elfów. Fakt - był oziębły, lecz tylko nieliczni wiedzieli, że w jego wnętrzu kryło się ciepło, które okazywał synowi, gdy ten był jeszcze dzieckiem. Legolas wspomniał także straż królewską, w której znajdowali się między innymi Galion i Ridnil. Ci dwaj zawsze potrafili go rozśmieszyć. Z nimi wszystkimi najlepiej się dogadywał - to też dlatego ojciec mianował go na oficjalnego opiekuna straży.
   Nie. Nie mógł ich zawieść. Nie mógł pozwolić, by pokonały go pająki, z którymi niemal na co dzień mierzył się ramię w ramię z przyjaciółmi. Przecież był najlepszy. Był najlepszy w walce z tymi pokrakami. Nie mógł przegrać. Nie on.
   Legolas poczuł w sobie nagłą falę gniewu, tęsknoty, smutku i cierpienia. Lecz poczuł także - falę mocy. Wszystkie te uczucia wyzwoliły w nim energię, która zbierała się ze wszystkich zakątków jego ciała. Gdy osiągnęła punkt kulminacyjny, wyzwoliła się powodując uderzenie światła we wszystkie znajdujące się w pobliżu istoty. Moc odrzuciła je daleko od księcia, z którego nieprzerwanie wydobywały się pokłady nowej energii, niszczącej pająki. Po jakimś czasie wszystko się uspokoiło. Bestie zniknęły, nie było nawet ich ciał.
   Legolas poczuł zmęczenie. Zakręciło mu się w głowie, więc zamknął oczy, pozwalając by świat wokół niego wirował. Usłyszał kroki, które rozniosły się echem po jego czaszce. Jego ciało opadało z sił. Książę był cały ociężały i ledwie mógł oddychać. Nagle usłyszał swoje imię, lecz zarejestrował to w półśnie. Jednak ten kto wydobywał z siebie głos nie zrezygnował. Powtarzał w kółko jedno słowo, co chwila potrząsając ciałem elfa.
   - Legolas! Hej, Legolas ocknij się! No wstawaj! Wiem, że możesz! Legolas!
   Im dłużej to mówił tym bardziej słychać było w jego głosie desperacką nutę. Ze względu na to książę zdecydował się na mękę, jaką było otworzenie oczu. Zobaczył twarz Jace'a z wypisaną ulgą na twarzy.
   - Legolas.
   - Ja - wyszeptał z trudem elf.
   - Jak się czujesz księciuniu?
   - Wyśmienicie.
   Brew Jace'a powędrowała do góry.
   - Och, no jasne, wybacz, że pytam. Najwyraźniej jestem ślepy, bo to widać na pół pierwszego rzutu okiem.
   - Właśnie.
   Legolas zobaczył zdziwienie na twarzy kompana. O co mu chodziło? Nie potrafił sobie tego wyobrazić. I właśnie wtedy uświadomił sobie, że wypowiedział to słowo w sindarinie - języku Leśnych Elfów.
   - Ups - wyszeptał, po czym zamknął oczy. Miał nadzieję na spokój, jednak znów usłyszał głos nocnego łowcy:
   - Możesz wstać?
   - Chyba widać - książę cały czas mówił szeptem.
   - Czyli nie?
   - Spostrzegawczość.
   Ostatnie słowo wyczerpało siły strun głosowych Legolasa. Głos kompana docierał do niego jakby zza ściany, a Elf delektował się powstałą chwilowo ciszą. Czemu Jace nie da mu spokoju? Przecież widać, że jest chce odpocząć.
   Legolas otworzył oczy. Zamrugał i zobaczył nad sobą drewno. Potrzebował chwili, żeby się zorientować gdzie jest. Obrócił głowę i zobaczył Jace'a opartego o ścianę i czyszczącego nóż. Najwyraźniej poczuł na sobie spojrzenie, bo po chwili podniósł wzrok. Uśmiechnął się kpiąco.
   - O, śpiąca królewna wstała.
   - Nie wstała, tylko się obudziła, a to dwie różne rzeczy - książę odkrył, że ma więcej sił niż ostatnio. - Ile spałem?
   - Tylko dwa dni.
   - Co?!
   Jace się zaśmiał.
   - Żartuję, wyluzuj. Parę godzin.
   Legolas spiorunował go wzrokiem, co jeszcze bardziej go rozbawiło.
   W tym czasie elf podjął trudną próbę wstania. Ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej. Czekał na zawroty głowy, które na szczęście nie nastąpiły. Potem powoli wstał, rozkładając ręce dla złapania równowagi. Kątem oka widział, że Jace obserwuje go z kpiącym wyrazem twarzy. Nagle jego lewą kostkę przeszył ostry ból. Noga się pod nim ugięła, wskutek czego upadł na ziemię.
   - Legolas! - usłyszał okrzyk Jace'a.
   Poczuł, że kompan pomaga mu wstać, jednak ponownie upadł. Poleżał chwilę ciężko oddychając, wyczuwał obok siebie obecność nocnego łowcy. Podniósłszy się spojrzał na swoją kostkę. Zbladł. Okolice rany były... czarne. Wiedział co to znaczy. Wiedział aż nazbyt dobrze. Zerknął na Jace'a. Ten na szczęście nie wyglądał jakby wiedział na ile poważna jest ta rana. To dobrze.
   - Czemu to jest czarne? - zapytał blondyn.
   - Tak jakoś...
   Legolas poczuł na sobie uważne spojrzenie kompana, lecz je zignorował. Na powrót się położył i zamknąwszy oczy zapytał:
   - Mamy coś do jedzenia?
   - Jasne.
   Usłyszał jak Jace wstaje, grzebie w bagażu i wraca. Otworzył oczy i wziął od niego kanapkę z serem. Zaczął jeść. Rozmyślał o ranie. I o jej konsekwencjach.


   - Legolasie, jak się czujesz?
   - Znakomicie - mruknął półprzytomnie.
   - Legolasie to nie żarty, powiedz prawdę.
   - Przecież mówię.
   - Panie, może na razie go zostawić? Musi odpocząć.
   - Myślisz, że gdy trochę wypocznie, będzie bardziej rozmowny? - do konwersacji włączył się kolejny głos.
   - Jak dla mnie to nigdy nie jest zbyt rozmowny.
   - Jak nie, jak tak? On prawie cały czas gada. No, chyba, że ty zaczniesz coś mówić.
   - Ale zabawne.
   - No, i to jak.
   - Hahaha, ubaw po pachy.
   - Zgadzam się.
   Do rozmowy ciągle dołączały się nowe głosy, które nałożone na siebie tworzyły istną symfonię rozsadzającą głowę księcia. Jęknął, lecz był za słaby by się poruszyć.
   - Cicho! - pierwszy głos przebił się przez gwar, który natychmiastowo ucichł. - Wszyscy wyjść.
   - Ale...
   - Wyjść!
   Słychać było tupot wielu nóg, który po chwili zniknął.
   - Legolasie - książę usłyszał szept. - Synu... Jeśli będziesz czegoś potrzebował... poślij po mnie.
   Po tych słowach słychać było kroki i zamknięcie drzwi. "Wreszcie spokój" - pomyślał książę. Przewrócił się na bok, przykrył mocniej kocem i spróbował zasnąć. Niestety doskwierał mu ból w nodze.

   Nagle ocknął się. Zobaczył, że prawie nie tknął kanapki, lecz postanowił to zmienić. Starał się myśleć o czymś innym, więc skupił się na zawartości jedzenia. Nigdy nie jadł mięsa i Jace to wiedział. Dla nocnego łowcy było to nadzwyczaj dziwne, on prawie ciągle jej jadł. Na szczęście nauczył się, by nie robić tego przy Legolasie. Dla księcia było to okropne, żeby spożywać coś co kiedyś żyło. Elfy jeśli już jadły mięso, to mięso orków odkażone magicznie. Ale innego nigdy.
   - Hej, księcuniu - usłyszał głos Jace'a. - Niedobra czy jak?
   Legolas potrzebował chwili, by zorientować się, że chodzi mu o kanapkę i kolejnej, by zobaczyć, że zjadł ją do połowy i znowu zostawił.
   - Dobra, dobra. Zamyśliłem się - odpowiedział, po czym ugryzł kęs.
  Znowu zaczął rozmyślać. Gdy skończył jeść, napił się wody. Nagle zaczął odczuwać zmęczenie, więc postanowił się zdrzemnąć. Ułożył się z powrotem, zamknął oczy i zasnął.

***

   - Legolas! Hej, Legolas, ocknij się!
   Książę otworzył oczy i niewidzącym wzrokiem spojrzał na przyjaciela.
   - Dasz mi się wyspać? Jestem zmęczony - mruknął.
   - Legolas, spałeś trzy dni.
   Elf zbladł.
   - T-Trzy?
   Jace pokiwał głową.
   - B-Byłem zmęczony. Już mi lepiej - Legolas chciał wstać, lecz przyjaciel go powstrzymał.
   - Spokojnie księciuniu. Jesteś pewien, że możesz wstać?
   - Oczywiście.
   Tym razem nocny łowca nie protestował. Zaczęli się zbierać. Jace zaproponował kompanowi kanapkę, lecz ten odmówił. Skończywszy przygotowania wyszli na zewnątrz, Legolas pierwszy, a nocny łowca za nim. Szli po długiej i grubej gałęzi. Nagle elfowi zakręciło się w głowie, zachwiał się i... spadł.

I jak? mam nadzieję, że się podoba. :)

Do napisania! <3

2 komentarze:

  1. Dlaczego nie umiem sobie inaczej wyobrazić Legolasa, tylko jako Blooma, a Jace'a jako Jamie'go? XD
    A opowiadanie bardzo fajne, nie widziałam błędów, wszystko się dobrze czyta :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń