- Żądam wizyty z królem! –
zdenerwował się Haldir.
- Zabronił nam kogokolwiek
wpuszczać – zaprotestował strażnik po raz trzeci.
- A co mnie to, do białej saeny,
obchodzi! – krzyknął książę i gwałtownie odepchnął strażników na bok. Zdumieni jego
zachowaniem nie zaprotestowali, a ja wykorzystałem sytuację i przemknąłem między
nimi, by podążyć za Haldirem, który właśnie zmierzał do drzwi. Gwałtownym
ruchem je otworzył i wszedł do środka. Cicho podreptałem za nim i stanąłem z
boku.
Zdziwiony król uniósł na nas
wzrok. Razem z żoną siedzieli przy stole, a między nimi leżał plik kartek.
- Ja rozumiem, że je… – zaczął
król, lecz Haldir natychmiast mu przerwał:
- Do stu tysięcy morduków, my tu
mamy poważny problem, a ty zabraniasz ludzi wpuszczać! – krzyknął, na co król
zrobił zdezorientowaną minę.
Książę żwawo podszedł do stołu.
- Czy ty nie powinieneś być na
zajęciach, Haldirze? – zauważyła przytomnie królowa.
- Przerwałem je. W lesie był
morduk. Zaatakował nas.
- A co wy robiliście w lesie? –
Król zmarszczył brwi.
- To na razie nieważne. Coś tu
się dzieje niedobrego, ojcze.
- A co on tu robi? – spytała
królowa, patrząc na mnie.
- To też już inna historia.
Musimy zwołać naradę. Tam wszystko opowiem.
Władcy spojrzeli po sobie, po
czym kiwnęli głowami. Usatysfakcjonowany Haldir rozluźnił się, kazał mi iść do
komnaty, a następnie sam wyszedł i udał się w niewiadomym mi kierunku.
*
Patrzyłem w ścianę, a przez moją
głowę przebiegało tysiąc myśli naraz. Miałem tyle problemów, kłębiących się w moim
umyśle, że nie wiedziałem, który wykańcza mnie najbardziej. Wychodząc z komnaty,
zapominałem o kłopotach, lecz gdy tylko zostawałem sam, atakowały mnie na nowo.
Aktualnie trwały przygotowania
do przyjęcia z okazji urodzin rodzeństwa, więc wolałem zostać u siebie, by
nikomu nie zawadzać. Po przerwaniu zajęć książąt w poprzednim tygodniu, zwołano
naradę złożoną z samych wysoko postawionych ludzi. Później Haldir kazał mi nic
nie mówić o tym co się wydarzyło, a najlepiej zapomnieć o całym zajściu. Zgodziłem
się, choć wyrzucenie tamtego zdarzenia z pamięci było wręcz niewykonalne.
Po kilku dniach książęta
skończyli wspólne zajęcia i porozjeżdżali się z powrotem do swych włości. Zostały
tylko Meredith i Caroline pod pretekstem, iż chcą uczestniczyć w przyjęciu.
Ostatnie dwa dni ograniczały się głównie do składania życzeń, nic
nadzwyczajnego. Z tego, co zdążyłem się zorientować, prezenty nie były tutaj na
porządku dziennym. Nie dziwiłem się temu jednak – elfy żyją tysiące lat, gdyby
co roku dostawały prezenty, po krótkim czasie miałyby nadmiar zbędnych bibelotów.
Mono zdradził mi kilka
podstawowych informacji o rodzeństwie. Różnica wieku między Ligolisem, a Liliami
wynosiła dwadzieścia pięć, tak samo między Liliami a Haldirem. Oznaczało to, iż
braci dzieliło pięćdziesiąt lat. W tym roku Ligolis obchodził swoje tysiąc
dwusetne urodziny. Po tej rozmowie potrzebowałem czasu, by przyswoić nowe
informacje, ponieważ to wszystko wydawało mi się zbyt szalone, by było prawdziwe.
W mojej komnacie rozległo się
pukanie. Zdziwiony uniosłem wzrok na drzwi i podszedłem do nich, by otworzyć.
Za nimi ujrzałem Mono.
- Witaj Leonardzie! – Pomachał
mi wesoło. – Jak się masz? Gotowy?
Westchnąłem.
- Mentalnie bardziej nie będę.
Ale to jeszcze nie teraz, prawda?
Mono pokręcił głową.
- Spokojnie, jeszcze nie. Tylko
chciałem ci dyskretnie zasygnalizować, że to już niedługo.
Parsknąłem.
- Mistrz dyskrecji z ciebie.
- Wiem, mama mi to zawsze
powtarzała, gdy kradłem ciastka z kuchni na jej oczach. – Po tych słowach
wyminął mnie i wszedł do komnaty. Zamknąłem za nim drzwi. – Przy okazji
chciałem się dowiedzieć czy nie chciałbyś o coś zapytać.
- W sumie… – zastanowiłem się
chwilę. – Mam kilka pytań.
- Słucham więc – odrzekł Mono,
siadając wygodnie na fotelu i biorąc do ręki ciastko ze stolika.
- Czy ktoś wie, że jestem… no
wiesz…
- Z rodziny królewskiej? –
dokończył za mnie elf.
Kiwnąłem głową.
- Nie. To jest na razie tajemnica,
póki kilka spraw się nie wyjaśni.
- Jakich spraw?
Mono spojrzał na mnie i sięgnął
po kolejne ciastko.
- Dotyczących ciebie. I twoich
rodziców.
- Ale co się dokładnie stało?
Moi rodzice… dlaczego uciekli?
- Sam tego do końca nie łapię,
Leo. Dla mnie ta cała sprawa jest totalnie pokręcona. Pamiętam głównie to, że
twoja mama w pewnym momencie pokłóciła się z królową, a jakiś czas później… po
prostu zniknęli. Nie zostawili listu, nic. Nie było żadnych śladów, które
mogłyby nas naprowadzić na jakikolwiek trop. Spakowali część rzeczy i… puf.
- A królowa coś mówiła na ten
temat?
- Z tego co mi napomknął kiedyś
Ligolis, to sama była zdezorientowana. Właściwie nie do końca wie, o co
pokłóciła się z siostrą.
Zmarszczyłem brwi.
- Jak może tego nie wiedzieć?
Mono uniósł dłonie w obronnym
geście.
- Mnie nie pytaj.
- A podobno przyszedłeś tu, by
odpowiadać na moje pytania – zauważyłem kąśliwie.
- Ale na te, na które znam
odpowiedź – odparł Mono.
- Tak? A więc co dziś jadłeś na
śniadanie?
- Owsiankę.
- Bardzo pożywnie.
- I smacznie. Była tak dobra,
jak u mamy. A, czekaj. Bo zrobiła mi ją moja mama.
- Twoja mama tu jest? –
zdziwiłem się.
Mono pokiwał głową.
- I owszem, wrócili z tatą na
czas urodzin. Dziś wieczorem ci ich przedstawię. Są bardzo sympatyczni.
- W to nie wątpię. –
Uśmiechnąłem się.
- Zresztą, dużo osób dziś
poznasz. Na przykład Siliorna, przyjaciela władców. Oraz innych, tych
spokrewnionych i tych nie.
Na te słowa mina mi zrzedła.
- Muszę?
Mono roześmiał się.
- Tak, synu, musisz.
Spiorunowałem go wzrokiem.
- No co? Zabrzmiałeś jak
dziecko, więc ci odpowiedziałem jak należy.
Westchnąłem.
- Byłbyś beznadziejnym rodzicem.
I przestań wyżerać mi ciastka.
Mono zrobił minę niewiniątka i
otarł okruszki z ust.
- Jakie ciastka? To tu są jakieś
ciastka?
- No właśnie już nie ma, idioto,
bo wszystkie zeżarłeś.
- Więc czym ty się martwić?
Przecież już ci ich nie zjem.
Spiorunowałem go wzrokiem, lecz
on mnie zignorował. Wstał, ziewnął i przeciągnął się.
- No, to ja już pójdę. Muszę się
jeszcze przygotować.
Uniosłem brwi.
- Przygotować? Czyli?
- Ah, no wiesz. Przypudrować
nosek, te sprawy.
Parsknąłem śmiechem.
- A no przecież.
Mono posłał mi uśmiech i ruszył
do drzwi.
- A gdzież zniknęli nasi bracia?
– spytałem, gdy już trzymał rękę na klamce.
Elf odwrócił się w moją stronę i
odrzekł:
- Przeżywają istne katusze.
Gdy uniosłem brwi w niemym
pytaniu, dodał:
- Musieli dać się służącym
uszykować do przyjęcia.
Zaśmiałem się, a Mono wyszedł i
zamknął za sobą drzwi. Zamyślony opadłem na kanapę. Dziwnie się ostatnio czułem.
Jakby całe moje wcześniejsze życie nie istniało. Nie wiedziałem co było prawdą,
a co nie. Postacie moich rodziców, wyłaniające się z opowieści elfów, wyglądały
zupełnie inaczej niż te, zapamiętane przeze mnie z dzieciństwa. Nie wiedziałem
już, które były prawdziwe. Potrząsnąłem głową. Takie rozważania nic mi nie da…
Poczułem taki ucisk w klatce
piersiowej, że nawet nie dokończyłem myśli. Krzyknąłem, skuliłem się z bólu i upadłem
na ziemię. Atak był jednorazowy, ale tak potężny, że jeszcze chwilę leżałem na
ziemi. Potem wstałem i, z odrobinę zamglonym wzrokiem, ruszyłem ku drzwiom.
Musiałem udać się do króla, chociaż nie wiedziałem czy w obecnej sytuacji mi
się to uda.
Idąc, odzyskiwałem powoli siły,
więc wchodzenie po schodach szło mi już całkiem sprawnie. U ich szczytu
napotkałem strażników.
- Mógłbym zobaczyć się z królem?
- Przykro mi, ale to niemożliwe.
- To bardzo ważne – spróbowałem.
- Każdy tak mówi – odparł
strażnik.
Westchnąłem i już miałem
zrezygnować, gdy usłyszałem głos:
- Coś się stało, Leo?
Podniosłem wzrok i ujrzałem
królową, idącą w naszą stronę.
- Pani. – Ukłoniłem się lekko. –
Chciałbym porozmawiać z królem. Czy to możliwe?
- Chodź ze mną – odparła królowa
i zeszła po schodach. Ruszyłem za nią.
- O czym chciałeś z nim
porozmawiać? – spytała po chwili milczenia.
- Niedawno odczułem mocny ból w
klatce piersiowej. Król prosił mnie, bym go informował o każdym objawie.
Królowa zmarszczyła brwi.
- To naprawdę niedobrze –
mruknęła.
„No co wasza wysokość nie powie”
– pomyślałem, lecz nie powiedziałem tego na głos.
- Król ma teraz sporo spraw na
głowie, ale jeśli mi się uda to załatwię ci chwilkę na rozmowę z nim.
Podziękowałem skinieniem głowy i
układałem to, co powiem królowi. Nawet nie zauważyłem, gdy dotarliśmy pod drzwi
sali balowej.
- Morilianor! – zawołała
królowa, a jej mąż przerwał rozmowę z jakimś mężczyzną i podszedł do nas.
- Co się stało Apolilise?
- Leo ma do ciebie sprawę.
Spojrzenia pary królewskiej
spoczęły na mnie, a ja przełknąłem ślinę i powiedziałem, plącząc się:
- Jakiś czas temu odczułem mocny
ucisk w klatce piersiowej i uznałem, że powinienem ci o tym powiedzieć, panie.
- Jak mocny?
- Bardzo mocny.
Król milczał chwilę i w
zamyśleniu kiwał głową.
- Dobrze, dziękuję – odparł i
odszedł.
Stałem chwilę zdezorientowany i
zestresowany, aż królowa dotknęła mojego ramienia i gestem zachęciła mnie, bym
za nią podążył. Uśmiechnąłem się z wdzięcznością, po czym ruszyliśmy w drogę
powrotną.
Przez chwilę biłem się z myślami,
po czym niepewnie zapytałem:
- Pani… czy… mogę o coś zapytać?
Królowa spojrzała na mnie
bystrym wzrokiem i skinęła głową.
- Czy… – Odchrząknąłem nerwowo. –
Czy pamiętasz o co się pokłóciłaś z moją matką?
Władczyni przystanęła, a na jej
ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Wiedziałam, że o nią zapytasz.
– Westchnęła. – Widzisz Leo, to dosyć skomplikowane. Pamiętam, że nasze relacje
w pewnym momencie się oziębiły, choć zawsze miałyśmy ze sobą bardzo dobry kontakt.
Kilka dni później pokłóciłyśmy się. Nie jestem pewna o co nam poszło. Mam… mam
wrażenie, że ona… podtrzymywała tę kłótnię. Jakby… jakby chciała, byśmy się kłóciły.
– Królowa westchnęła i uniosła dłoń do czoła. – Już nie wiem co jest prawdą, a
co tylko wymysłem mojej pamięci. Może chcę tak myśleć, by jak najmniej mojej
winy było w jej odejściu? Sama nie wiem, Leo. W każdym razie – spojrzała na
mnie, a ja ujrzałem, niegdyś głęboko skrywany, ból w jej oczach. – nie myśl o
tym, Leo. Bo tutaj i tak nie uzyskasz odpowiedzi.
Po tych słowach odeszła, a ja westchnąłem i w zamyśleniu
wróciłem do komnaty. Usiadłem na kanapie i tępo wpatrując się przed siebie, czekałem
na rozpoczęcie przyjęcia.
Uhhh mam nadzieję że wszystko będzie dobrze
OdpowiedzUsuńCzekam xo
Dam ci skromną radę: oddzielaj proszę niektóre wydarzenia spacją, przerwą. To znaczy te przeskoki. Lub daj akapity. ;) Ułatwia to wtedy czytanie, ponieważ czasem można się zgubić, kiedy następuje przeskok.
OdpowiedzUsuń