Mogę już płakać? ;') Prawie płaczę ze szczęścia. Nawet nie wiecie jak jestem mega dumna z tej części. <3 Może nie wyszła najlepiej xD ale i tak jestem z niej ogromnie dumna <3 A więc: najpierw wstawiam Wam krótkie streszczenie xD Takie ogólne troszku, mam nadzieję, że coś ogarniecie. ;') A ja idę sobie pochlipać cichutko ze szczęścia i wzruszenia.
Leo jest zwyczajnym chłopcem, który ma problemy w szkole, a i w domu nie najlepiej mu się układa. Gdy odwiedza go młodsza siostra, całą rodziną jadą do stadniny koni. Leo nawiązuje ze swoim koniem niezwykłą więź, jednak wie, że najprawdopodobniej już go nigdy w życiu nie zobaczy. Po wyjeździe siostry Leo podczas snu, przenosi się w zupełnie inne miejsce. Budzi się lesie, gdzie spotyka braci - Ligolisa i Haldira, którzy zabierają go do zamku - Whitemount. Leo spotyka tam nowych przyjaciół i powoli staje się częścią tego świata. Gdy razem z Ozzym zapobiegają zamachowi stanu, król postanawia nagrodzić ich lekcjami jazdy konnej, szermierki itp. - uczyć ich mają synowie królewscy - Ligolis i Haldir. Podczas lekcji Leo poznaje historię Xalita - byłego przyjaciela Ligolisa, który zdradził i wywołał wielkie zamieszanie. Pewnego razu Leo ma sen z jego udziałem - okazuje się, że jest to sen kontrolowany przez Xalita. Opowiada on chłopcu o swojej historii. Okazuje się m.in. iż jest on Mrocznym Elfem. Gdy Leo opowiada wszystko rodzinie królewskiej, wszyscy są w szoku.
Elf 17
Najważniejsze wydarzenia:
Ligolis wraca z lasu cały zakrwawiony. Jego ojciec za parę dni urządza bal, na który został zaproszony również Leo. Chłopiec odwiedza rannego Ligolisa.
Nadszedł dzień balu. Nie bardzo wiedziałem co mam robić, więc stałem pośrodku komnaty i tępo patrzyłem przez okno. Przez mój umysł przelatywało tysiąc myśli na sekundę i jakoś żadna nie chciała zostać na dłużej. Stałem tak przez dobrą godzinę, aż w końcu przyłapałem się na tym, że myślę o oberży rodziców Maddie. Chociaż jedna myśl zdecydowała się odpocząć od szaleńczego pędu w moim umyśle. O jak miło.
Leo jest zwyczajnym chłopcem, który ma problemy w szkole, a i w domu nie najlepiej mu się układa. Gdy odwiedza go młodsza siostra, całą rodziną jadą do stadniny koni. Leo nawiązuje ze swoim koniem niezwykłą więź, jednak wie, że najprawdopodobniej już go nigdy w życiu nie zobaczy. Po wyjeździe siostry Leo podczas snu, przenosi się w zupełnie inne miejsce. Budzi się lesie, gdzie spotyka braci - Ligolisa i Haldira, którzy zabierają go do zamku - Whitemount. Leo spotyka tam nowych przyjaciół i powoli staje się częścią tego świata. Gdy razem z Ozzym zapobiegają zamachowi stanu, król postanawia nagrodzić ich lekcjami jazdy konnej, szermierki itp. - uczyć ich mają synowie królewscy - Ligolis i Haldir. Podczas lekcji Leo poznaje historię Xalita - byłego przyjaciela Ligolisa, który zdradził i wywołał wielkie zamieszanie. Pewnego razu Leo ma sen z jego udziałem - okazuje się, że jest to sen kontrolowany przez Xalita. Opowiada on chłopcu o swojej historii. Okazuje się m.in. iż jest on Mrocznym Elfem. Gdy Leo opowiada wszystko rodzinie królewskiej, wszyscy są w szoku.
Elf 17
Najważniejsze wydarzenia:
Ligolis wraca z lasu cały zakrwawiony. Jego ojciec za parę dni urządza bal, na który został zaproszony również Leo. Chłopiec odwiedza rannego Ligolisa.
A więc już oficjalnie: Elf 18
Nadszedł dzień balu. Nie bardzo wiedziałem co mam robić, więc stałem pośrodku komnaty i tępo patrzyłem przez okno. Przez mój umysł przelatywało tysiąc myśli na sekundę i jakoś żadna nie chciała zostać na dłużej. Stałem tak przez dobrą godzinę, aż w końcu przyłapałem się na tym, że myślę o oberży rodziców Maddie. Chociaż jedna myśl zdecydowała się odpocząć od szaleńczego pędu w moim umyśle. O jak miło.
Cały czas dręczyła mnie też myśl,
że na tym balu nie będzie prawie nikogo, kogo znam. Paczka nie mogła, bo byli
zbyt „nisko postawieni” jak mi to wytłumaczyli. Strasznie się bałem, gdyż zupełnie
nie byłem obyty w tych sprawach.
W pewnym momencie drzwi do mojej
komnaty się otworzyły, lecz nie zwróciłem na to uwagi. Po chwili poczułem dłoń
na swoim ramieniu.
- Już niedługo, Leo.
Odwróciłem się do Haldira i
spojrzałem na niego beznamiętnym wzrokiem.
- Ta – nic ambitniejszego nie byłem
w stanie wymyślić.
- Nie martw się, będzie dobrze.
- Ta, z pewnością – westchnąłem. –
Jak ja nawet nie wiem, co mam na siebie włożyć.
- Ale ja wiem – po tych słowach
Haldir skierował się w stronę mojej sypialni, w której znajdowała się szafa,
podszedł do niej i otworzył. Wyciągnął stamtąd bordowy surdut z pozłacanymi
klamrami, co wyglądało dość dostojnie, więc nie uśmiechało mi się zbytnio
paradowanie w tym przez cały wieczór.
- Bankiet zacznie się o siódmej.
Nie zapomnij, Leo – tymi słowami Haldir mnie pożegnał i wyszedł z komnaty.
Patrzyłem za nim przez chwilę, po czym westchnąłem i ciężko opadłem na łóżko.
Nie
chcę tam iść.
Ale ja chcę. Więc mamy problem.
No
najwyraźniej.
Bez przesady. Będzie fajnie!
O,
ta. Z pewnością.
Oj, no weź. Będziemy się bawić! Będzie zabawa! Jupiii!
Lepiej
się przymknij, Sean.
A co ja ci takiego robię, przepraszam bardzo?
Wkurzasz.
Ehhh, z tobą to się dogadać…
I
vice wersa.
Po tych słowach Lucas umilkł.
Była godzina dziewiąta, więc miałem
jeszcze osiem godzin do rozpoczęcia balu. Zastanawiałem się, jak spożytkować
ten czas. Stwierdziłem, że wyjdę na dwór i może jakieś zajęcie samo się znajdzie.
Zszedłem po schodach i wyszedłem z
zamku. Rozejrzałem się po placu i poszedłem przed siebie.
- Leo! – usłyszałem w pewnym
momencie.
Zwróciłem się w stronę, z której
dobiegł okrzyk i… ujrzałem Heian, machającą do mnie. Stała razem z Harmony.
Podszedłem do nich.
- Witaj Leo – przywitała się
promiennie elfka.
- Witam.
- Witaj Leo. Już się poznaliśmy –
odezwała się Harmony spokojnym głosem.
- Zaiste – odpowiedziałem z
uśmiechem. – Idziecie na dzisiejszy bal?
- I owszem, Leo. I owszem. Obie. Z
rodzinami. I jeszcze Cleo idzie.
- Serio? – rozpromieniłem się.
Harmony zaśmiała się.
- Tak Leo. Zgaduję, że ty też?
Westchnąłem i przytaknąłem
niechętnie.
Heian zaśmiała się.
- Widzę, że się nie cieszysz.
Ponownie wetchnąłem.
- Nie mam obycia w tych sprawach –
wyznałem. – Zupełnie nie wiem, co mam robić.
- Trzymaj się blisko nas, Leo –
Harmony mrugnęła do mnie. – Pomożemy ci.
Heian pokiwała głową na znak
solidarności z przyjaciółką.
- Dziękuję – odetchnąłem z ulgą.
- Jakie masz plany na najbliższe
parę godzin?
Wzruszyłem ramionami.
- Szczerze mówiąc to żadne.
- Radzimy ci pójść do oberży –
wtrąciła Heian. – Chwila odprężenia ci się przyda.
- Może i macie rację… Okej, dzięki
za radę.
Dziewczyny uśmiechnęły się i
odeszły nim zdążyłem odwzajemnić uśmiech. Wzruszyłem ramionami i skierowałem
się w stronę oberży, próbując sobie przypomnieć, gdzie się ona znajduje. Błądziłem
uliczkami z dobrą godzinę, gdy w końcu ujrzałem zachęcający szyld „Pod Wesołym
Bykiem”. Uśmiechnąłem się i pewnym krokiem wszedłem do środka. Moja pewność
siebie prysła jak bańka mydlana, gdy przekroczyłem próg. Oberża była w połowie
pełna i większość osób nie wyglądała zbyt zachęcająco. Kilka gości zerknęło na
mnie, gdy wszedłem, a gdy nie wydałem im się interesujący, wrócili (na
szczęście) do swoich zajęć. Jedyną osobą, której uwagę przykułem na dłużej była
Eleanor, stojąca za ladą i uśmiechająca się do mnie, wycierając szklankę
ścierką. Podszedłem do niej.
- Witaj Leo! – przywitała mnie
wesoło. – Czego sobie życzysz? Specjalnego napoju dla nieletnich?
- Nie miałbym czym zapłacić –
wyznałem.
- Och, ależ nie szkodzi. Na koszt firmy
– mrugnęła do mnie, a ja uśmiechnąłem się w podziękowaniu.
Już po chwili trzymałem w rękach
wielki kufel z napojem. Eleanor nachyliła się ku mnie i wskazała ręką gdzieś w
prawo.
- Możesz usiąść przy Is.
Zwróciłem wzrok w tamtą stronę.
Rzeczywiście, przy jednym ze stołów siedziała Isabelle, nachylona nad blatem.
Podszedłem do niej i usiadłem. Zobaczyłem, że przed nią leżą jakieś rośliny, a
ona… coś z nimi robi. Gdy się dosiadłem, uniosła na mnie wzrok.
- Witaj Leo – jej głos był taki
cichy i spokojny, a jednak wiele się pod nim kryło.
- Witaj Isabelle. Co robisz? –
mówiąc to, upiłem łyk napoju.
- Układam zioła – odpowiedziała
tonem, jakby mówiła, że obiera ziemniaki na obiad.
- A-ha. A po co?
- Bo są interesujące.
- Yhyyym, bardzo.
Zerknęła na mnie.
- Nie zgadzasz się z tym, co?
- Nie, wręcz przeciwnie. Chociaż
niezbyt wiem z jakiego powodu.
Isabelle zaśmiała się.
- Wiesz, zioła można wykorzystać na
wiele sposobów. Mogą być lekami, a mogą być po prostu zwykłą herbatką. Jest
wiele rodzajów ziół. Niektóre potrafią być trujące – umilkła na chwilę. –
Właśnie między innymi dlatego zioła są tak interesujące – zakończyła swoją
wypowiedź z uśmiechem.
- Ciekawe – nic ambitniejszego nie
byłem w stanie wymyślić. – Opowiesz mi trochę o nich?
Is przytaknęła.
Spędziliśmy tak trochę czasu,
aż uświadomiłem sobie, że muszę już iść. Pożegnałem się z Is i pobiegłem do swojej
komnaty. Podszedłem do łóżka i z niechęcią spojrzałem na strój, który przygotował
mi Haldir. Westchnąłem i zacząłem się przebierać.
***
W tym momencie drzwi do mojej
komnaty się otworzyły i wszedł Haldir. Zobaczył, że stoję przed lustrem i
uśmiechnął się lekko.
- Pięknie - skomentował.
A widzisz.
- Dziwnie się w tym czuję -
wyznałem.
- Nie martw się Leo. Wszystko
będzie dobrze. - po tych słowach wyszedł z komnaty.
- Coś i
tak nie wierzę - mruknąłem, ale poszedłem za nim.
W miarę jak zbliżaliśmy się do
Wielkiej Sali, czułem jak żołądek podchodzi mi coraz wyżej. Zrobiło mi się
niedobrze i zakręciło w głowie. Już widziałem drzwi Wielkiej Sali - ogromne
drewniane rzeźbione drzwi. Doszliśmy do nich i Haldir mocno je pchnął. Czułem
jak wzrok zachodzi mi mgłą. Trochę się rozrzedziła, gdy zobaczyłem wnętrze, a
oczy prawie wyszły mi z orbit. Sala była tak wielka, że nie mogłem ogarnąć jej
wzrokiem. Miała jakieś 28 metrów wysokości, a na sklepieniu można było
podziwiać malowniczy fresk zajmujący całą jego przestrzeń. Było tu wiele okien,
a na ścianach mnóstwo złotych ornamentów. Wszędzie kręciły się dostojnie ubrane
osoby. Stroje kobiet były wytworne – jedne miały na sobie błękitne suknie z
kremowymi haftami i falbankami, u innych po zielonym jedwabnym materiale pięły
się rajskie ptaki w towarzystwie kwiatów oraz liści. Wszystkie te stroje aż
olśniewały swą wspaniałością. Sala była cała w dekoracjach, stało tu mnóstwo
stołów zastawionych przeróżnymi potrawami, a na samym środku znajdował się parkiet.
Trochę z boku było dosyć obszerne podwyższenie, na którym stała orkiestra.
Składała się ona z kilku osób i rozstawionych wokół nich instrumentów. Na końcu
zaś, na podwyższeniu, stał tron. Zrobiony był z jasnego, rzeźbionego drewna, a
siedzenie obite zostało czerwonym płótnem. Obok niego, po prawej stronie, stał
podobny, lecz nieco mniejszy. Zauważyłem, że król zajął już swe miejsce i
obserwował gości. Jego strój był niesamowity –
obszerny, purpurowy płaszcz z gronostajów oraz długie czarne buty. Stwierdziłem,
że dość dziwnie w tym wygląda i odrobinę się uśmiechnąłem. Jednak zaraz moją
uwagę przykuł ktoś inny. Parę metrów ode mnie, oparty o stół i uśmiechnięty
stał Ligolis. Natychmiast do niego podbiegłem, zanim Haldir zdążył mnie przed
tym powstrzymać.
- Ligolis! – rzuciłem się na
niego. Mój przyjaciel stęknął, a potem się zaśmiał i odsunął mnie delikatnie od
siebie.
- Witaj Leo.
- Jak się czujesz?
- Świetnie – uśmiechnął się. –
A na pewno lepiej niż ostatnio.
Odwzajemniłem uśmiech. Dopiero
teraz zwróciłem uwagę na ich strój. Obaj bracia byli ubrani podobnie – czarny
surdut ze złotymi klamrami oraz wysokie buty w tym samym kolorze. Trzeba przyznać,
że wyglądali w tym imponująco. Rozejrzałem się po sali. Robiło się coraz
tłoczniej.
- Kiedy to się zacznie? –
spytałem.
Ligolis wzruszył ramionami.
- Już niedługo. Wszyscy
zaczynają się schodzić, więc jeszcze parę minut. Nie masz tu znajomych?
Rozejrzałem się.
- Powinienem mieć –
stwierdziłem.
- Pójdź ich poszukać. Haldir i
ja musimy cię na chwilę opuścić – po tych słowach oboje wmieszali się w
gęstniejący tłum.
„Wielkie dzięki” – pomyślałem,
lecz już zaraz skupiłem się na poszukiwaniu Harmony, Heian i Cleo. Przeciskałem
się między różnie ubranymi osobami, a lawirowanie między kobietami ubranymi w
suknie z krynoliną jest naprawdę ciężkie. Nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim
nadgarstku, a gdy się obróciłem, stanąłem twarzą w twarz z Cleo.
- Chodź – uśmiechnęła się.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć pociągnęła mnie między tłum i już po chwili
stałem obok niej, Heian i Harmony.
- Witaj Leo – odezwała się
Heian. – Akurat zdążyłeś na początek.
Poszedłem za jej wzrokiem. Na
podwyższeniu na końcu sali, gdzie znajdował się tron, stał król, a po jego
bokach Ligolis, Haldir i Liliami. Gwar rozmów powoli cichł.
- Musicie przyznać – rzekła
Cleo. – Że Ligolis i Haldir wyglądają w tych strojach nieziemsko przystojnie.
Pozostałe pokiwały w
zamyśleniu głowami. Zaraz potem król przemówił:
- Drodzy mieszkańcy! Drodzy
przybyli! Serdecznie witam was wszystkich na balu! Mam nadzieję, iż spodoba wam
się tutaj oraz że niczego wam nie zabraknie. Zwyczajem jest, iż to król z
małżonką rozpoczynają bal pierwszym tańcem. Niestety, z przykrością muszę
oznajmić, iż moja małżonka nie mogła być dziś obecna, więc zamiast tego bal
rozpoczną mój najstarszy syn oraz córka. Jeszcze raz wszystkich serdecznie
witam!
Gdy Haldir i Liliami schodzili
na parkiet, patrzyłem na nich szeroko otwartymi oczami. Takiego obrotu spraw
się nie spodziewałem. Wśród zgromadzonych zapanowało poruszenie, które powoli
cichło, gdy orkiestra zaczęła grać wolną muzykę. Haldir i Liliami ruszyli.
Powoli przemieszczali się w rytm muzyki po parkiecie, najpierw małymi krokami,
potem zataczali coraz większe koła. Zebrani patrzyli na nich jak
zahipnotyzowani. Niektórzy zaczęli kiwać się w takt. Panowała całkowita cisza.
Słychać było tylko muzykę i stukot butów o parkiet.
Po paru minutach melodia
ucichła, a Haldir i Liliami ukłonili się i zeszli. Wszyscy powoli się otrząsali,
widziałem jak parę kobiet ukradkiem otarło oczy. Gdy orkiestra z powrotem
zaczęła grać, tym razem żywszą melodię, goście ostatecznie się rozbudzili. Gwar
rozmów powrócił. Kilka par już zajęło parkiet. Spojrzałem na Cleo. Uśmiechała
się szeroko i wskazywała coś głową. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem
Ligolisa zmierzającego w moją stronę. Już po chwili był przy mnie.
- Jak tam? Żyjesz?
- A czemu miałbym nie żyć?
Ligolis wzruszył ramionami.
- Tak pytam.
Przez chwilę zapanowało
milczenie.
- Piękne to było.
- Co?
- Ten taniec.
Ligolis uśmiechnął się.
- Zaiste.
Podeszła do nas Harmony i ukłoniła się lekko.
- Witaj książę.
Ligolis ponownie się uśmiechnął.
- Witam. Jak się bawicie?
- Moje przyjaciółki i ja nie możemy się doczekać
wspólnych tańców.
- Jakich tańców? – spytałem zdezorientowany.
Ligolis roześmiał się.
- Nie przejmuj się Leo. Tobie nikt nie będzie
kazał tańczyć. Mi zresztą nawet zabronią – tu się skrzywił.
- Dlaczegóż to, panie? – zdziwiła się Harmony.
- Widzisz… Byłem ostatnio trochę poszkodowany, a
moja rodzina jest deczko nadopiekuńcza.
Harmony pokiwała głową na znak, że rozumie, a ja
tylko uniosłem znacząco brew do góry. Ligolis to zignorował.
- Wybaczcie, muszę was na chwilę zostawić – książę
uśmiechnął się przepraszająco i oddalił spiesznym krokiem. Harmony i ja
spojrzeliśmy po sobie zdziwieni, a następnie jednocześnie wzruszyliśmy
ramionami.
- Wybacz Leo, ja muszę na chwilę pójść do
rodziców.
- Jasne – zaśmiałem się. – Może jakoś przeżyję
parę chwil sam.
Gdy Harmony się oddaliła, rozejrzałem się za
Ligolisem. Gdzie też mógł zniknąć? Po chwili go zobaczyłem. Rozmawiał… z
Mintisilią. Nawet nie zauważyłem, gdy pojawił się przy mnie Haldir.
- Interesujące, co? – drgnąłem jak oparzony na
dźwięk jego głosu. – Biedny Ligolis. Wie, że teraz nie damy mu spokoju, skoro o
tym wiemy. Ale, jak to on, wydaje się tym nie przejmować.
Milczałem chwilę, bo nie wiedziałem co mam
powiedzieć.
- Piękny był ten wasz taniec.
Haldir uśmiechnął się lekko.
- Możliwe. Ale i tak nad nim ubolewam.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Jak to?
- Wolałbym, żeby to Ligolis zatańczył.
Milczałem chwilę.
- Dlaczego?
- Widzisz Leo. Tak się składa, że on tańczy o
wiele lepiej niż ja. Zwłaszcza z Liliami. Tworzą wspaniałą parę. Kilka razy
zdobyli mistrzostwo na zawodach.
Wytrzeszczyłem na niego oczy. Haldir spojrzał na
mnie i się zaśmiał.
- Nie patrz tak. Naprawdę.
- To czemu w takim razie nie tańczyli?
- Bo ja jestem pierworodnym – Haldir westchnął. –
To chyba jedyny powód.
- Ładnie to tak obgadywać?
Oboje z Haldirem podskoczyliśmy jak oparzeni.
Przed nami stał Ligolis z chytrym uśmiechem na twarzy. Jego brat odetchnął
głęboko.
- Zabiję cię kiedyś – powiedział przez zaciśnięte
zęby. Ligolis zaśmiał się.
- No wiesz? Własnego brata?
- A co to za różnica?
- Jeszcze śmiesz pytać?
- A co to za zwyczaj odpowiadać pytaniem na
pytania?
- Jak widać uczyłem się od najlepszych.
Haldir sapnął.
- Ty niegodziwcze.
Ligolis zaczął się śmiać, a Haldir po chwili do
niego dołączył.
Gdy tak na nich patrzyłem coś ścisnęło mi serce.
Bo zrozumiałem, tak naprawdę dopiero teraz, jaką ci dwoje darzą siebie ogromną
miłością. Jeden zrobiłby dla drugiego dosłownie wszystko i prędzej pozwoliliby,
żeby cały zamek zrównano z ziemią niż żeby którykolwiek zginął.
- Jak tam Leo? – spytał mnie Haldir.
Spojrzałem na niego i pokręciłem głową.
- Kompletnie nie wiem, co mam robić.
Bracia spojrzeli po sobie, a Ligolis zachichotał.
- Jedz. To jest najlepsze rozwiązanie.
Rozejrzałem się wokół. Faktycznie, stoły były
zastawione mnóstwem smakowicie wyglądającego jedzenia.
- Może to i nie taki głupi pomysł.
Rozmawialiśmy jeszcze przez pewien czas, aż nagle
wszyscy podskoczyliśmy, bo orkiestra zaczęła grać nowy kawałek, a zrobiła to
tak głośno, że o mało nie dostałem zawału.
- Ah, menuet – stwierdził Haldir.
Spojrzałem na niego z uniesioną brwią.
- To zapowiedź do menueta – takiego wspólnego
tańca – wyjaśnił mi jego brat. – Właściwie na razie to będzie wersja pokazowa.
- A co ja mam wtedy robić?
- Postoimy sobie z boku Leo – uśmiechnął się do
mnie Ligolis.
Skinąłem głową. Zaraz potem poszliśmy razem pod
prawie sam tron i stanęliśmy w grupce ludzi, która zdążyła się już tam zebrać.
Po chwili wszyscy ucichli, a na parkiet wyszła grupa dostojnie ubranych ludzi.
Orkiestra zaczęła grać początkowo wolną muzykę. Pary rozstawiły się na
parkiecie, tak że kobiety były po prawej stronie, a mężczyźni po lewej, i
powoli ukłoniły się przodem do króla. Następnie partnerzy zwrócili się do
siebie przodem i ponownie złożyli ukłon. Potem odwrócili się najpierw do króla,
by następnie stanąć do siebie tyłem i ukłonić się publiczności. Później zwrócili
się z powrotem na wprost władcy i rozpoczęli taniec. Najpierw podeszli
tanecznym krokiem trochę do przodu, po czym mężczyźni zatrzymali się, a damy
poszły w prawo na ukos i odwróciły się w kierunku swych partnerów. Następnie i
kobiety, i mężczyźni zaczęli iść w swoją prawą stronę po kole. Zatrzymali się
naprzeciwko siebie, a potem zbliżyli i stykając się dłońmi, zrobili kółko. Potem
zmienili ręce oraz strony i wykonali następny obrót. Oddalili się od siebie i
znów zaczęli iść po kole naprzeciw siebie. Ponownie się zatrzymali, lecz tym razem
tylko dygnęli w dwie strony. Później podeszli do siebie, wzięli się pod ręce i
okręcili w jedną i drugą stronę. Potem zaczęli iść już razem i wykonali jeszcze
parę innych figur, a następnie powtórzyli całość. Ukłonili się królowi i dostojnie
zeszli z parkietu. W całej sali rozległy się brawa. Następnie na parkiet weszło
mnóstwo innych osób, muzyka rozległa się ponownie i pary ruszyły, wesoło przy
tym rozmawiając.
Ligolis pociągnął mnie za łokieć i już zaraz
staliśmy przy jakimś stole, a po chwili podszedł do nas Haldir. Uśmiechnął się
i wziął ze stołu ciastko. Uniósł je do góry i powiedział:
- Smacznego! – mrugnął do nas.
Ligolis zaśmiał się i wyciągnął rękę, lecz zamarł
w bezruchu zanim zdążył czegoś dotknąć. Spojrzałem na niego z niepokojem. Jego
oczy straciły wyraz, stały się nieruchome i wpatrywały się w przestrzeń. Osunął
się na kolano, lecz nadal się nie ruszał. Haldir zauważył co się dzieje, wydał
z siebie zduszony okrzyk i dopadł do brata. Otoczył go ramieniem, lecz nic
więcej nie zrobił. Przyglądał mu się uważnie, a Ligolis wyglądał jak w transie.
Nagle drgnął i zaczął głęboko oddychać. Rozejrzał się nieprzytomnie, a gdy
zobaczył brata, zatrzymał na nim wzrok.
- Ogień – rzekł.
Haldir zmarszczył brwi, lecz nic nie powiedział.
Jego brat natomiast znów się rozejrzał i mówił dalej.
- Ogień – powtórzył. – I las. Tak, to chyba był
las. I byli tam… o w mordę. Niedobrze. W każdym razie… Był tam także jakiś
chłopak. I Xalit. Jego śmiech…
- Ligolis – przerwał mu brat. Elf spojrzał na
niego. – Spokojnie.
Haldir pomógł bratu wstać, a ten oparł się o stół
i odetchnął głęboko. Starszy książę położył mu rękę na ramieniu.
- Ligolis. Uspokój się. I powiedz mi co widziałeś
– rozejrzał się po sali. – Albo nie. Potem mi powiesz.
W tym momencie kaszlnąłem głośno, zwracając na
siebie uwagę obu braci.
- Czy ktoś zechce mi w końcu wyjaśnić, o co tu
chodzi?
Haldir spojrzał niepewnie na Ligolisa, lecz ten
skinął zachęcająco głową.
- Widzisz Leo – starszy książę podszedł do mnie
bliżej i nieco zniżył głos. – Chodzi o to, że Ligolis ma dar jasnowidzenia.
Przez chwilę stałem dalej normalnie, aż do mnie
dotarło co usłyszałem i pokręciłem mocno głową.
- Że co?
- Jasnowidzenia. Potrafi przewidywać przyszłość.
- Męczące momentami – wtrącił Ligolis, a ja
wytrzeszczyłem na niego oczy. Młodszy książę zaśmiał się. – Nie patrz tak na
mnie. To wina ojca. Po nim to odziedziczyłem.
- Za dużo nowych wiadomości jak na dzisiaj –
mruknąłem. – Ale co to ma wspólnego z tym, co się teraz wydarzyło?
- Miał wizję.
Aż otworzyłem usta, lecz zaraz je zamknąłem.
- A to coś poważnego?
- Zależy od tego, co widział.
- A co widział?
Haldir zaśmiał się.
- A co ty mnie pytasz. Jego pytaj. Albo nie.
Lepiej na razie nie pytaj.
- Dlaczego?
- Za dużo tu ludzi.
Rozejrzałem się. No faktycznie, trochę dużo.
Podeszły do nas Heian, Harmony i Cleo.
- Witaj Leo! Witajcie książęta.
- Witamy – odrzekł Haldir. – Jak się bawicie?
- Właśnie wróciłyśmy z menueta.
- Och, i jak było?
- Cudownie! – Cleo uśmiechnęła się. – Jak zawsze
zresztą. I pomyśleć, że będzie jeszcze kontredans…
- Co będzie? – oczywiście znowu nic nie
zrozumiałem.
- Kolejny wspólny taniec – wytłumaczyła mi Heian z
uśmiechem.
Westchnąłem.
- Ale ja nie będę musiał tańczyć, prawda?
Reszta zaśmiała się.
- Nie.
- To dobrze. Bo uwierzcie mi, to by była masakra.
Nigdy nie tańczyłem. No, może w przedszkolu. A już zwłaszcza takich rzeczy.
Nigdy nawet tego na oczy nie widziałem. Bym połamał sobie wszystko i przy
okazji wszystkich wokół. Tak, wiem, że nie chcecie tego słuchać. Ale jakoś
musicie wytrzymać – podczas, gdy reszta się śmiała, ja wziąłem ze stołu swoją
szklankę i wypiłem zawartość do dna.
W pewnym momencie orkiestra zaczęła grać nieco
żywszą melodię niż wcześniej. Wśród moich znajomych od razu zapanowało
poruszenie.
- O tak! – wykrzyknął Haldir. – Wybaczcie mi na
chwilę. – po tych słowach zniknął w tłumie.
Harmony do tańca porwał jakiś mężczyzna, jak się
później okazało, był to jej brat. Cleo też gdzieś zniknęła, a Ligolis
powiedział, że musi coś sprawdzić i również wyparował. Zostaliśmy z Heian sami.
Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się.
- Może pójdziemy coś zjeść? – zaproponowała Heian.
Zgodziłem się z zapałem. Poszliśmy do stołu z
ciastami, nałożyliśmy sobie na talerzyki najwięcej jak się dało i zaczęliśmy
pałaszować, oglądając tańczący tłum. Kilka osób spojrzało na nas dziwnie, lecz
się tym nie przejęliśmy. Tutejsze ciasta smakowały wyśmienicie i stwierdziłem,
że dnia by mi nie starczyło, by spróbować wszystkich rodzajów jakie były na tym
stole. Jednak nie zdążyłem zbyt długo się nad tym poużalać, bo wrócił Ligolis.
- A więc tu was można znaleźć.
Uśmiechnąłem się do niego, jednak nie
odpowiedziałem, bo miałem usta pełne ciasta.
- Niedługo będzie kontredans – rzekł Ligolis.
- Naprawdę? – Heian wyraźnie się ożywiła. – Ale
super!
Książę uśmiechnął się do niej.
- No super. A co ja mam wtedy robić? – zapytałem.
- Możesz również spróbować potańczyć – Ligolis
wyszczerzył się do mnie.
Spiorunowałem go wzrokiem.
- No chyba śnisz.
Heian zaśmiała się.
- Czemu nie?
Pioruny przeszły teraz na nią.
- Bo nie. Chcecie żebym wszystkich pozabijał?
Obok siebie usłyszałem parsknięcie, a gdy tam
spojrzałem, ujrzałem Ligolisa, próbującego nie zakrztusić się ponczem.
- Zaraz to ja cię zabiję – zdołał powiedzieć,
pomiędzy kaszlnięciami.
Nie udało mi się powstrzymać śmiechu.
Długo jeszcze rozmawialiśmy, niektórzy
przychodzili do nas, potem odchodzili, by znów potańczyć, aż wreszcie orkiestra
zaczęła grać zapowiedź do kontredansu. Wszyscy wokół mnie się ucieszyli, a
Ligolis poprowadził mnie tam, gdzie wcześniej, tłumacząc, że tym razem również
będzie wersja pokazowa.
Na parkiet wyszła grupka ludzi i ustawiła się w
dwa koła. W wewnętrznym stanęli mężczyźni, a w zewnętrznym kobiety. Orkiestra
zaczęła grać i ludzie ruszyli. Najpierw ukłonili się sobie, a następnie kobiety
tanecznym krokiem przemieściły się parę kroków w lewą stronę. Oba koła ponownie
zgięły się w ukłonie, po czym damy podeszły do mężczyzn i pary, biorąc się pod
ręce, zrobiły koło wokół własnej osi. Następnie kobiety tanecznym krokiem wróciły
na swoje pierwotne miejsca i ukłoniły się tancerzom. Potem pary dotykając się
dłońmi okręciły się najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Następnie kobiety
przemieściły się parę kroków w prawo i powtórzyły całą sekwencję. I tak jeszcze
parę razy. Stwierdziłem, że jest to nawet w miarę proste. Na koniec oba koła
ukłoniły się sobie nawzajem i zeszły z parkietu. W sali rozległy się brawa.
Zauważyłem, że mają naprawdę ogromną moc, gdy taka ilość odbijała się echem od
ścian. Następnie, tak jak ostatnio, gdy grupa pokazowa zeszła, parkiet zajęło
mnóstwo innych osób i już zaraz powstały dwa ogromne koła.
Razem z Ligolisem ponownie udaliśmy się do stołów
z jedzeniem, co mnie ogromnie ucieszyło i już zaraz zacząłem jeść. Gdy podszedł
Haldir, miałem usta pełne sałatki. Uśmiechnął się do mnie.
- Wyśmienicie – odrzekł Ligolis. – Zwłaszcza
patrząc na ojca.
Haldir parsknął śmiechem, a ja zmarszczyłem brwi.
Następnie obaj bracia spojrzeli jednocześnie na króla i ryknęli śmiechem.
Śmiali się przez parę minut, a ja w tym czasie powoli przeżuwałem połączenie
pomidora, sałaty i oliwek, zastanawiając się o co im chodzi. Gdy w końcu
ochłonęli, a ja skończyłem żuć, zapytałem:
- O co chodzi?
Bracia spojrzeli na mnie.
- Widzisz go? – spytał Haldir, wskazując kciukiem
króla. Kiwnąłem głową. – A widzisz w co jest ubrany? – ponownie potwierdziłem.
– Właśnie w tym kryje się odpowiedź.
Zrozumiałem.
- Śmieszy was to, jak wygląda?
Bracia potwierdzili, o mały włos znowu nie
wybuchając śmiechem.
- A czy to mądre śmiać się z króla?
- To nasz ojciec Leo. My możemy – rzekł Ligolis,
sięgając po szaszłyk i szczerząc się do mnie.
Wzruszyłem ramionami i również wziąłem szaszłyk.
- No patrz, jaki ten płaszcz jest piękny –
stwierdził rozmarzonym głosem młodszy książę, a jego brat omal nie wypluł
ponczu z powrotem do szklanki. Tym razem nawet ja zachichotałem. Jednak dalszym
śmiechom z króla kres położyły Cleo, Heian i Harmony, które właśnie do nas
podeszły. Rozmawialiśmy jeszcze dosyć długi czas. W pewnym momencie zacząłem
odczuwać zmęczenie. Ziewnąłem. Ligolis spojrzał na mnie.
- Zmęczony?
Kiwnąłem głową. Młodszy książę uśmiechnął się ze
zrozumieniem.
- Nic dziwnego. Jest środek nocy. Chodź,
odprowadzę cię.
Pożegnałem się ze wszystkimi i razem z Ligolisem
wyszliśmy.
- I jak się bawiłeś Leo? – zagadnął po drodze.
- Wyśmienicie – uśmiechnąłem się. – Było cudownie.
Ligolis zaśmiał się.
- I było się tak bać?
W tym momencie doszliśmy do drzwi mojej komnaty.
Książę położył mi rękę na ramieniu.
- Dobranoc, Leo.
- Dobranoc.
Szybko się przebrałem, umyłem i umościłem wygodnie
w pościeli. Napięcie całego dnia spłynęło po mnie razem z wodą, więc szybko
zasnąłem.
***
Światło. Krzyki. Ruch. To wszystko mieszało się ze
sobą, wywołując straszliwy ból głowy. Rozejrzałem się. Wszędzie słychać było
śmiechy, obok mnie tańczyły różne istoty, co jakiś czas mnie potrącając. Ledwo
się powstrzymywałem od zrobienia czegoś niewłaściwego. Skup się. Skup się. Jesteś na misji. Powiodłem wzrokiem wokoło. Wypuściłem
powietrze z płuc i poszedłem naprzód. Stanąłem obok stołu, wziąłem pierwszą
lepszą szklankę, nalałem sobie ponczu i wychyliłem jednym haustem. Otarłem usta
dłonią i odstawiłem naczynie. Skup się.
Skup się. Jesteś na misji. Poszedłem dalej. Zatrzymałem się przy kolejnym
stole i powiodłem wzrokiem po potrawach. Wziąłem kawałek ciasta z najbliższego
talerza i w całości wepchnąłem sobie do ust. Okruszki posypały się na stół. Skup się. Skup się. Jesteś na misji.
Nagle usłyszałem coś, co zwróciło moją uwagę. Głos. Ten głos. Mój pan wyczulił mnie na niego. Jednak po chwili ucichł.
Rozejrzałem się gwałtownie, przy okazji kogoś potrącając. Nagle znów się
odezwał. Spojrzałem w tamtą stronę. Tak.
To on. Zmrużyłem oczy i wyraźniej
ujrzałem dosyć niską postać z białymi włosami. Powoli zbliżałem się do stołu,
przy którym stał. Znajdowałem się już tuż za nim. Był zajęty rozmową. Wyjąłem
mały flakonik, odkręciłem i niepostrzeżenie, jednym szybkim ruchem wysypałem
zawartość do jego szklanki. Po chwili wziął ją do ręki i wypił. Uśmiechnąłem
się szyderczo. Zadanie wykonane.
Chlip, chlip.
Chlip, chlip.
Super! Haha gruby będzie
OdpowiedzUsuńCzekam xo
Ogólnie część fajna, ale... Mam kilka uwag. Nie uznaj tego za czepialstwo. Myślę, że w przyszłości powinnaś dopracować tą scenę. Opisy tańców były uciążliwe, niezbyt dobrze wyszły. I język oraz słownictwo... Nie wiem, może powoli nudzi mnie to opowiadanie i już mi ono tak niepasuje jak kiedyś. W każdym razie język jest taki prosty i nudnawy. Nie umiem go określić.
OdpowiedzUsuń