JEJCIUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! JEST ZWIASTUN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
...
Wybaczcie. :) Poniosły mnie emocje. ;D Tutaj macie filmik:
Nie wytrzymie. T.T Masakra jakaś, tyle emooocji. ;'(
A tutaj parę cytacików. :D
"Everything I did, I did for them" ~ Thorin
"You started this. You will forgive me, if I finish it." ~ Thranduil (do Gandalfa)
"Now, we defend it." ~ Thorin
"You brought upon them only ruin and death." ~ Bard
"This bats are bread for one purpose - for war." ~ Legolas
"Leave Sauron to me." ~ Saruman
"You cannot see what you have become." ~ Dwalin (do Thorina)
" I will not hide, when others fight our battles for us!!!" ~ Kili <3 (do Thorina <3)
Postawiłabym serduszka przy większości, ale po prostu cytat Kiliego jest moim ulubionym (i najbardziej poruszającym) z całego zwiatunu. *.* W ogóle chyba to jest najlepszy zwiastun ze wszystkich, jeśli chodzi o "Hobbita", najbardziej poruszający zresztą (tak samo jak film podobno).
[moment z Kilim krzyczącym do Thorina w filmie będzie perełką, tak myślę *.*]
No, a teraz właściwa treść posta - opowiadanko. :D
Tutaj macie 22. odcinek pierwszej serii "Galactik Football" pt. "Brakujące ogniwo". To opowiadanie zaczęłam jakieś 3-4 tygodnie temu, ale jakos nie mogłam go skończyć. Do dzisiaj. :D ^^ :3 W odcinku, który wstawiam poniżej D'jok został porwany. Wyszło mi, że był w więzieniu około dobę. I tak ostatnio myslałam, że szkoda, że tego nie rozwinięto. Byłem dobę w więzieniu, nie do końca wiedziałem dlaczego - nieee, no co wy, dlaczego miałoby się to odbić na mojej psychice, skąd ten pomysł. -.-
W każdym razie, rozwijam tu ten wątek, a pod spodem odcinek, z którego fragment (w sumie łącznie trzy) jest w opowiadaniu. :)
Miłego czytania kochani! ;*
___________________________________________________________________________________________________________________________________________
D’jok obudził się ze
straszliwym bólem głowy. Jęknął i przez chwilę nie otwierał oczu. Bał się co
mógłby zobaczyć. Powoli wszystko sobie przypominał. Micro Ice’a śpiewającego
pod prysznicem. Dzwonek do drzwi. Robota, który go zaatakował. Potworny ból
głowy. D’jok mocniej zacisnął powieki. Po chwili wahania lekko uchylił jedną z
nich. Zobaczył sufit i słabe światło. Otworzył także drugie oko. Wtedy ujrzał w
pełni miejsce, w którym się znajdował. Było to nieduże pomieszczenie z
mrugającą co jakiś czas świetlówką. D’jok podniósł się na łokciach i ostrożnie
rozejrzał. Pomieszczenie rzeczywiście nie było duże, miało także nieregularny kształt. Naprzeciwko
znajdowały się drzwi. D’jok delikatnie wstał, jednak wtedy powrócił potworny
ból głowy i chłopak z jękiem upadł na kolano. Odczekał chwilę, po czym podjął
próbę wstania. Na chwiejnych nogach podszedł do drzwi i spróbował je otworzyć.
Oczywiście były zamknięte. D’jok naparł na nie całym ciałem, jednak te nie
ustąpiły. Wtedy począł w nie walić. Na początku słabo, potem coraz mocniej. Po
jakimś czasie dołączył również krzyk. W każde uderzenie dawał całą swoją
frustrację, swój strach, swoją niepewność. Jednak drzwi nie ustąpiły. Po paru
minutach D’jok zaprzestał daremnych prób wydostania się i opadł na ziemię.
Oparł się plecami o drzwi i zaczął płakać z bezradności. Całe jego ciało
przenikał strach, który był wyczuwalny niemalże w całym pomieszczeniu. Serce D’joka
było przepełnione bólem, wywołanym przez niepewność i frustrację, które z każdą
minutą coraz bardziej rozrastały się w jego umyśle. Był sparaliżowany przez
nieprzychylne emocje, nad którymi nie był w stanie zapanować. Nie wiedział,
która godzina, lecz powoli ogarniało go zmęczenie. Mimo to nie mógł zasnąć.
D’jok wstał i chwiejnym krokiem podszedł do ściany naprzeciwko. Położył się na
ziemi, zwijając w kłębek. Nadal było słychać cichy szloch. Chłopak stwierdził,
że musi przemyśleć całą tę sytuację. Został porwany – to nie ulegało
wątpliwości. Ale przez kogo? D’jok musiał się chwilę zastanowić. Przez robota.
A robot został wysłany przez… Bleylock. To imię pojawiło się w umyśle D’joka
nagle, jak błyskawica, i przeszyło całe jego ciało niczym prąd. Głośno jęknął i
mocniej zaszlochał. Skoro Bleylock go porwał to znaczy, że będzie chciał dopaść
Sonny’ego… „Tatę” – poprawił się w myślach D’jok. – „On jest twoim ojcem”.
Bleylock będzie chciał dopaść tatę,
a skoro chce go dopaść to znaczy, że… będzie chciał odebrać mu metafluxa.
Dochodzenie do prawdy było dla D’joka bolesne, jednak stwierdził, że musi to
zrobić, by lepiej zrozumieć sytuację. Bleylock go porwał, bo chciał zwabić
Sonny’ego z metafluxem do siebie. Na pewno będzie go szantażował… Ale jak?
D’jok wiedział, że Sonny wyleciał z metafluxem, jeszcze w czasie trwania ich
półfinałowego meczu. Jak Bleylock miał zamiar przekazać mu wiadomość, że więzi
jego syna? D’jok nie miał pojęcia, lecz wiedział, że ktoś taki jak Bleylock
znajdzie sposób. Chłopak stwierdził, że musi przestać o tym myśleć. Spróbował
pomyśleć o meczu. Niestety pierwsza połowa przyćmiewała drugą. Do umysłu D’joka
wkradały się obrazy zderzających się Snow Kids, piłki w siatce za Ahito,
zmęczonych i zrezygnowanych twarzy kolegów z drużyny. Zacisnął mocniej powieki.
Przed oczami pojawił mu się obraz Micro Ice’a. Mimowolnie się uśmiechnął. Znał
Micro Ice’a od dziecka, wychowywali się razem, chodzili razem do przedszkola,
do szkoły. Wszędzie. Zaraz pojawił się kolejny miły obraz. Mei. Początkowo nią gardził,
ponieważ widział jak ona gardziła Micro Icem. Potem go oczarowała. Dopiero
poniewczasie zorientował się, że był tylko narzędziem w jej rękach, narzędziem,
dzięki któremu miała zostać napastniczką. Jednak potem zauważył jak się
zmieniła. Zaczęło jej zależeć na dobru drużyny, stała się miła i pomocna. D’jok
stwierdził, że już nie żywi wobec niej złych uczuć. Wręcz przeciwnie. Gdy wtedy
zemdlała… naprawdę się o nią martwił. Na szczęście wyzdrowiała. Nagle przed
oczami D’joka znowu pojawił się Micro Ice, tym razem z twarzą wykrzywioną
złością. „Twoja dobra passa się skończyła. Straciłeś najlepszego przyjaciela!”
– krzyknął. D'jok po raz kolejny głośno jęknął i ukrył twarz w dłoniach. Po chwili
je opuścił, otworzył oczy, a po chwili znowu je zamknął. Zaczął głęboko
oddychać. Jego oddech stał się urywany, gdy znów zaczął płakać. Pomyślał o
tacie. Ciekawe, czy już dostał wiadomość? A jeśli tak, to co robi? Leci po
niego? Olewa całą tę sprawę? A może nadal nie zdecydował co robić? D'jok przez
chwilę zastanawiał się czy chce, żeby ojciec przyleciał po niego. Jeśli to
zrobi siłą rzeczy odda Bleylockowi metaflux. A to z kolei najpewniej by
oznaczało zagładę całej galaktyki. Za to jeśli Sonny nie przyleci i zapewni
Bleylocka, że tego nie zrobi, wtedy... D'jokowi zmroziła się krew w żyłach na
myśl co wtedy mogłoby nastąpić – D'jok przestałby mu być potrzebny. A skoro tak
to... Chłopak zadrżał. Jednak chce, mimo wszystko chce, by ojciec po niego
przyleciał.
- Tato – wyszeptał D'jok ochrypłym głosem. - Tato, proszę. Przyleć
po mnie. Błagam cię przyleć. Przyleć po mnie...
D'jok cicho zaszlochał. Znowu ogarnęło go znużenie. Początkowo
chłopak opierał się, gdyż bał się zasnąć. Jednak potem stwierdził, że to nie ma
sensu. Sen powoli wziął go w swoje ramiona.
Oczywiście nie był to spokojny sen. Chłopaka cały czas dręczyły
koszmary. Rzucał się na podłodze, krzycząc przeraźliwie. Widział tatę
podającego sobie dłoń z Bleylockiem, a następnie rzucającego metafluxem w
stadion Genesis i mówiącego do D'joka: „To dla ciebie synu”, a innym razem
Bleylocka rzucającego metafluxem w przerażonego śmiertelnie tatę. Czasami
przewijały się też obrazy Snow Kids: Mei rzucającą w niego metaflux z drwiącym
uśmieszkiem, mówiąca: „Ależ oczywiście, że cię kocham D'jok”, Micro Ice'a
rzucającego metafluxem w Mei, która woła o pomoc, Clampa bawiącego się
metafluxem, a następnie jedzącego go, Aarcha rzucającego metafluxem w niestarającą
się drużynę.
D'jok obudził się cały zlany potem. Policzkiem dotykał chłodnej
podłogi. Nie wiedział ile spał, nie wiedział która godzina. W jego celi cały
czas panował półmrok. D'jok ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej i
rozejrzał. Na podłodze, jakiś metr od niego, leżała tacka z metalowym kubkiem i
kawałkiem chleba. D'jok nie miał pojęcia jakim sposobem się tu znalazła.
Podpełzł do niej i zajrzał do naczynia. W środku znajdowała się woda. Ostrożnie
wziął kubek w drżące ręce i upił łyk. Natychmiast jednak go odstawił i
zwymiotował. Zaczął kaszleć. Woda smakowała jak ścieki. D'jok wprawdzie nigdy
ich nie próbował, ale był przekonany, że tak właśnie smakują. Sięgnął po chleb
w nadziei zatuszowania okropnego smaku. Na próżno jednak. Pieczywo było twarde
jak kostka brukowa, a gdy chłopak spróbował je ugryźć, aż zabolała go szczęka.
Zrezygnowany odłożył chleb, odczołgał się od tacki i oparł plecami o ścianę. Po
policzku spłynęła mu pojedyncza łza. Powróciły strach, niepewność i
zrezygnowanie z dnia poprzedniego. A może to był ten sam dzień? D'jok nie miał
pojęcia. Jednak wiedział, że jeszcze trochę i psychicznie nie wytrzyma.
Pomyślał o ojcu. Fala sprzecznych uczuć uderzyła w niego z taką mocą, że aż
zgiął się wpół. Po policzkach pociekły mu łzy. Czy Sonny został już
poinformowany? Jeśli tak, to co zrobi? Zostawi go, porzuci? Czy może zaryzykuje
bezpieczeństwo całej galaktyki by go ratować?
"Nie myśl o tym, nie myśl o tym głupi..." - powtarzał sobie D'jok,
lecz bez skutku. Niepewność przeniknęła całe jego ciało, wędrując przez żyły,
by dotrzeć aż do głębi serca. Po co jego ojciec miałby po niego przychodzić?
Przecież dopiero niedawno się poznali. I w tym czasie miałby pokochać go tak
bardzo, by zaryzykować jego bezpieczeństwo za bezpieczeństwo całej galaktyki? Niemożliwe. Tylko takie słowo pasowało
D'jokowi jako odpowiedź na te wszystkie pytania. Zaczął płakać. Ponownie.
Wielkie łzy toczyły się po jego policzkach. Położył się na ziemi i zwinął w
kłębek. „Znajdź sobie inne zajęcie głupi!” - krzyczał na siebie w myślach. Po
paru minutach wstał i podszedł do tacki z „jedzeniem”. Wziął chleb i przyjrzał
mu się. Ostrożnie podniósł się z klęczek i podszedł do ściany. Przejechał po
niej pieczywem, zostawiając rysę. Uśmiechnął się nieznacznie. Zaczął rysować
plątaniny kresek i kółek. Wychodziły mu różne dziwne wzory. „Wyglądają jak
rysunki ześwirowanego więźnia” - pomyślał z przekąsem. Jednak nie przestał
rysować. Po jakimś czasie zaczęły mu wychodzić twory coraz bardziej
przypominające konkretne rzeczy, jak na przykład: piłkę, puchar, bransoletkę.
Zanim D'jok się obejrzał, cała ściana w zasięgu jego ręki była już zarysowana.
Chłopak odsunął się na odległość kilku kroków, by podziwiać swoje dzieło. Widok
by go z lekka przeraził, gdyby był w normalnej sytuacji. Jednak teraz wiedział,
że to co ma przed sobą to nic innego jak jego emocje. Rysując, dał im upust.
„No proszę, może powinienem zrezygnować z kariery piłkarza i zostać malarzem?”
- pomyślał z przekąsem. Zaśmiał się ze swojego żartu. Niestety, mimo wszystko
złe emocje go nie opuszczały. Spojrzał na chleb, który trzymał w ręku. „Cóż za
przydatną cegiełkę mi dali. Jaki miło, że oni o mnie myślą.” D'jok zamachnął
się i z całej siły rzucił pieczywem o przeciwległą ścianę. Chleb odbił się i z
głuchym uderzeniem upadł na podłogę. Piłkarz zaśmiał się nerwowo i usiadł pod
ścianą naprzeciwko drzwi. Zaczął bębnić palcami po kolanach, potem po podłodze.
Położył się, następnie podniósł. Wstał, przeszedł się w tę i z powrotem. Usiadł
po turecku pod ścianą. Spojrzał w górę, potem w dół. Położył się na plecach,
podniósł nogi do góry i zrobił rowerek. Zaśmiał się nerwowo, po czym zgiął
kolana, a stopy postawił na ziemi. Przewrócił się na bok, potem znowu.
Przeturlał się pod drzwi, a następnie wrócił. Znów się nerwowo zaśmiał. Usiadł
z powrotem, oparł się plecami o ścianę i odchylił głowę do tyłu. Po chwili
jednak ją opuścił.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Zaskoczony uniósł głowę i
zobaczył robota. Przez moment był tak zdziwiony, że zastygł w bezruchu. Po
chwili robot bezpardonowo podniósł
chłopaka do pionu i brutalnie pociągnął za sobą. Piłkarz, zdezorientowany, nie
protestował. Wciąż oszołomiony patrzył jak robot zakuwa mu ręce na plecach w
kajdanki, wyprowadza z celi i ciągnie korytarzami. Po jakimś czasie wyszli na
most, gdzie czekał na nich Bleylock, obok którego stał kolejny robot. D'jok na
widok największego wroga swojego ojca wzdrygnął się, a jego ciało przeszył
promień strachu, który zagnieździł się w sercu i umyśle. „Nie myśl o tym, nie
myśl o tym” - skarcił się w myślach i próbował zachować obojętny wyraz twarzy.
Robot podprowadził go do Bleylocka, który powitał go złowrogim uśmieszkiem.
D'jok zaś odpowiedział mu hardym spojrzeniem. Jednak nie mógł długo wytrzymać
patrzenia na swojego wroga, więc przeniósł wzrok na budynek przed sobą.
Bleylock zrobił to samo. D'jok zastanawiał się po co wróg jego ojca kazał go tu
sprowadzić. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Po jakichś pięciu minutach
czekania z budynku naprzeciwko wyłonił się Sonny z opaską na oczach i pudełkiem
w ręku, które były połączone kajdankami. Tuż za nim postępował Baldwin. Współpracownik
Bleylocka zdjął piratowi opaskę z oczu, a Sonny wycelował palec w swojego wroga
i powiedział:
- Masz mnie Bleylock, puść mojego syna!
- Chwileczkę Blackbones,
chwileczkę… - powiedział generał Technoidu. – Najpierw chcę zobaczyć metafluxa.
Sonny podszedł do przodu, za nim
krok w krok postępował Baldwin. Pirat przyklęknął na prawe kolano, odpiął
kajdanki, po czym uniósł pudełko, wcisnął odpowiednie przyciski na bokach i
pokrywa zniknęła. Ukazał się metaflux, a Sonny wyciągnął ręce w stronę
Bleylocka, który nie czekając ani chwili przywłaszczył sobie wynalazek.
- Nareszcie – powiedział,
zapatrzony w swoją zdobycz.
W tym momencie D’jok nie
wytrzymał:
- Dlaczego wróciłeś? Nie musiałeś…
– te słowa skierowane były do Sonny’ego.
- Dopiero cię odnalazłem. Nie
mogę cię stracić. Tak jak twoją matkę.
D’jok poczuł jak robi mu się
ciepło na sercu i mimowolnie uśmiechnął się lekko. Lecz zaraz to uczucie
zniszczył Bleylock.
- Proszę, wzruszające – rzekł z
ironią.
- Puść nas Bleylock! Masz czego
chciałeś – nie wytrzymał przywódca Piratów.
- Spokojnie Blackbones – generał uśmiechnął
się chytrze. Sonny zmarszczył brwi. – Jesteś mi bardziej potrzebny niż myślisz.
Brać go! – rozkazał Bleylock, wskazując palcem w stronę pirata. Jeden z robotów
ruszył w jego stronę.
D’jok poczuł jak zaczyna się w
nim gotować, a jednocześnie oblewa go zimny pot.
- Zdrajca! – zwrócił się wściekły
do Bleylocka. – Obiecałeś!
- Obiecałem cię puścić i właśnie
to robię – odpowiedział niewzruszony generał. – Jednakże – spojrzał na D’joka z
błyskiem w oku. – Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swojego ojca, musisz być
lojalny – rzekł z naciskiem na ostatnie słowo, pochylając się lekko.
- Nie słuchaj go D’jok! –
krzyknął Sonny, odprowadzany już przez robota. D’jok spojrzał w jego stronę i
poczuł jak serce mu się kraja. – Nie martw się o mnie. Wydostanę się stąd!
Chłopak spuścił głowę, żeby
Bleylock nie zobaczył łez, które napłynęły mu do oczu. Smutnym wzrokiem patrzył
za odprowadzanym ojcem. Po chwili podjął decyzję.
- Co mam zrobić? – spytał
pokonany spuszczając mocniej głowę.
- Zupełnie nic, spraw tylko, żeby
Snow Kidsi przegrali w finale.
D’joka aż zamurowało. Odwrócił
się do Bleylocka.
- Ale… - zaczął.
- Jesteś najlepszy. Jeżeli
zagrasz źle – stwierdził generał unosząc palec wskazujący do góry. - nie pokonacie Shadowsów.
- Ale… to moi przyjaciele, liczą
na mnie. Nie zrobię tego! – rzekł zacięcie D’jok.
- W takim razie stracisz swojego
ojca – Bleylock postawił sprawę jasno. – Wybór należy do ciebie.
Chłopak otworzył szerzej oczy ze
zdumienia i strachu. Jednak Bleylock przestał już się nim interesować, tylko
machnął na robota, który po raz kolejny bezpardonowo pociągnął D’joka za sobą. Chłopak
zamknął oczy, a gdy je znowu otworzył ujrzał ciemność, co go na chwilę
zdezorientowało, po czym uświadomił sobie, że po prostu Baldwin zawiązał mu
opaskę na oczach. Okazało się, że to było zbędne, gdyż D’jok całą drogę był
jakby nieobecny duchem. Jego umysł był otępiały z nadmiaru wrażeń. Po jakimś
czasie robot rzucił nim o ziemię i chłopak zaliczył mocne zderzenie z gruntem.
Robot rozkuł go i odszedł. D’jok chwilę leżał w bardzo niewygodnej pozycji, po
czym przewrócił się na plecy i zdjął opaskę. Zamrugał od nadmiaru światła i
jęknął. Gdy już się przyzwyczaił, patrzył tępo w górę i nie miał zamiaru
wstawać. Po paru minutach jednak zmienił zdanie i ostrożnie się podniósł. Przez
chwilę chwiał się na nogach, a gdy się już ustabilizował, podszedł parę kroków
do przodu i spróbował zorientować się gdzie jest. Rozejrzał się i stwierdził,
że znajduje się w jakiejś uliczce. Ruszył do przodu, na wszelki wypadek wodząc
ręką po ścianie. Wszystko dopiero powoli do niego docierało. Po jakimś czasie w
pełni uświadomił sobie co się stało i upadł na kolana. Ukrył twarz w dłoniach i
zaczął płakać. On został uwolniony, tak, to prawda. Za to jego ojciec,
poświęciwszy się dla niego, został pojmany. Czy gdyby o tym wiedział i tak by
przyszedł? „Przestań!” – krzyknął na siebie w myślach D’jok. Uniósł głowę i
podświadomie cieszył się, że nie widzi w tej chwili swojego odbicia. Ostrożnie
wstał i ruszył dalej, nadal trzymając się ściany. „Co ja narobiłem?” – myślał. –
„To wszystko moja wina! Gdybym nie… gdybym nie…” D’jok właściwie nie wiedział
czego nie powinien był robić, by tak się nie stało, jednak to nie przeszkadzało
mu się obwiniać. Znowu zaczął rzewnie płakać, lecz tym razem nadal idąc.
Spojrzał przed siebie rozmazanym przez łzy wzrokiem. „To moja wina” – te słowa
odbijały się echem po jego czaszce, wysyłając do serca impuls z wiadomością „cierpisz”.
Ból psychiczny znowu zamienił się w ból fizyczny, przenikając każdy zakątek
jego ciała. Najbardziej cierpiało jednak jego serce. Każde uderzenie wywoływało
u D’joka ból, który rozchodził się po ciele, trafiając zarówno do mięśni jak i
do mózgu oraz wyciskał łzy. D’jok przystanął. „Chłopie, co ty wyprawiasz?” –
pomyślał. – „Nie możesz w takim stanie pokazać się drużynie!” Chłopak przełknął
ślinę i otarł łzy wierzchem dłoni. Wziął głęboki oddech i wyprostował się. Uniósłszy
głowę do góry, zaczął iść do przodu. Wykorzystując swój umysł próbował
zmniejszyć ból fizyczny, który po jakimś czasie powrócił do swojego pierwotnego
stanu: bólu psychicznego. D’jokowi było to na rękę, bo stwierdził, że ból
psychiczny łatwiej ukryć. Przygotowywał się przecież na spotkanie z drużyną. „Którą
masz zdradzić” – przemknęło mu przez myśl. D’jok zacisnął szczęki i pięści, ale
nie stanął. Po chwili wyjrzał zza rogu jednej z bocznych uliczek, którymi szedł
i stwierdził, że jest już stosunkowo niedaleko hotelu. Wziął parę głębokich wdechów
i kontynuował podróż. Szedł sztywno, usiłując zdusić rewolucję w swoim umyśle.
Czasem mu się udawało, lecz już po chwili wybuchały powstania, które wbrew pozorom
nie tak łatwo było uciszyć. D’jok przeżywał istny szok, gdy słyszał niedaleko
siebie śmiechy. „Jacy oni są szczęśliwi” – pomyślał z niedowierzaniem. Mu
niestety to szczęście zostało przedwcześnie zabrane. Mógł nadal cieszyć się z
gry, śmiać się wraz z przyjaciółmi, być
szczęśliwym. Ale nie, Bleylock musiał oczywiście wszystko zniszczyć. Musiał
zdusić radość z odnalezienia ojca, więżąc go. D’jok wiedział, że teraz nawet
piłka nie da mu szczęścia – będzie mu za to przypominała o zdradzie, której
niedługo miał zamiar dokonać, w próbie ratowania ojca. Wiedział, że tylko on
może mu pomóc. On i nikt inny. D’jok poczuł jak wilgotnieją mu oczy, więc
szybko przełknął ślinę i wziął kolejny głęboki oddech. Nie, nie da się. Nie
pokaże jak bardzo cierpi. D’jok nagle przystanął i zadarł głowę do góry.
Otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Stał przed hotelem Snow Kids. Jak on tam
doszedł tak szybko? D’jok nie miał pojęcia. Pomyślał, że pewnie zrobił to podświadomie.
Chłopak spojrzał przed siebie na wejście. Wreszcie, na miękkich nogach, wszedł.
Lekko zdezorientowany szedł przed siebie, wsiadł do windy i dotarł na piętro
Snow Kids. Odetchnął parę razy głęboko i ruszył w kierunku świetlicy. Był
pewien, że tam ich znajdzie. Kto jak kto, ale Micro Ice na pewno się
zorientował, że go nie ma. Gdy był już niedaleko, usłyszał głos Thrana i poczuł,
jak nogi się pod nim uginają. Jednak teraz nie było już odwrotu. Szedł hardo
dalej, a gdy był już blisko usłyszał głos Mei:
- … Micro Ice ma coś do
powiedzenia.
- Już mówię. D’jok zniknął – syn
przywódcy Piratów usłyszał głos przyjaciela. W tym momencie był już u wejścia,
więc oparł się o framugę, włożył ręce do kieszeni i spróbował przywołać wesoły
wyraz twarzy.
- Co?! – zawołała reszta unisono,
nie zauważywszy jeszcze obecności D’joka.
- Prawdopodobnie został porwany –
kontynuował Micro Ice. D’jok stwierdził, że w tym momencie może zareagować.
- To bardzo ciekawe co mówisz
Micro Ice – rzekł, starając się brzmieć wesoło.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę,
niektórzy z lekka zdezorientowani. Mei i Micro Ice, którzy do tej pory stali do
niego plecami, również się obrócili.
- D’jok? – zdziwiła się,
widocznie szczęśliwa, Mei. D’jokowi serce zabiło szybciej.
- D’jok? – Micro Ice także się
zdziwił. - Ale… gdzie byłeś? – w jego głosie wyczuwało się ulgę.
- Nie mogę ruszyć się bez ciebie?
O ile wiem, nie jesteśmy małżeństwem – zażartował D’jok.
- Jesteśmy zgodni w tym temacie –
stwierdził rozbawiony Thran.
- Hahaha, bardzo śmieszne – Micro
Ice, który obrócił się do Thrana, widocznie nie docenił takiego poczucia
humoru.
D’jok jeszcze przez chwilę, szczęśliwy,
przyglądał się przyjaciołom. „Za parę dni ich zdradzisz” – zabrzmiało w jego
umyśle. Chłopak spuścił głowę.
- Pójdę do siebie – powiedział,
mrugając do nich. Następnie, z dłońmi w kieszeniach, ruszył w stronę swojego
pokoju.
Gdy wreszcie doszedł, położył się
na łóżku z dłońmi pod głową. Rozmyślał nad ostatnimi wydarzeniami, co sprawiło,
że łzy napłynęły mu do oczu. Patrzył tępo w sufit, wspominając. Po jakimś
czasie zamknął oczy. Wiedział, że te wydarzenia będą go prześladowały przez
bardzo długi czas. Z tą myślą zasnął.
Wczoraj właśnie widziałam ten zwiastun. :D Taki uśmieszek, że to już za dwa miesiące. :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie baaaaaaardzo interesujące. Bardzo. Cieszę się, że Twoje opowiadania o GF nie są zwykłym fanfikiem, a... hm, głębiej są rozpatrzone.